Blue Monday: Fiona on Fire (1978)

You’re a dog, Steven!
Why don’t you fuck me like a dog, Steven?
Fuck me like a dog!

Modelka Fiona (Amber Hunt) ginie w swym apartamencie od strzału w głowę z shotguna. Porucznik Wilbur Davis (Sam Dean) z nowojorskiej policji prowadzi śledztwo. Przesłuchuje osoby zarówno z najbliższego, jak i dalszego otoczenia kobiety: jej narzeczonego, agentkę, alfonsa, z którym zmarła utrzymywała kiedyś kontakty, a nawet dostarczyciela zakupów. Z tychże rozmów wyłania się zgoła niejednoznaczny portret zmarłej: raz jest podrzędną prostytutką wyniesioną na salony dzięki sprytnemu managementowi, kiedy indziej zepsutą bogaczką poszukującą sensacyjnych doznań, wreszcie kurwą o złotym sercu. W miarę poznawania kolejnych historii porucznik jest coraz bardziej zafascynowany postacią ofiary i całym sobą angażuje się w dochodzenie, pragnąc dociec kto i co sprawiło, że ta piękna, odnosząca sukcesy dziewczyna poniosła tak straszną śmierć…

Porno remake słynnej Laury (1944) Otto Premingera, kryminału noir o zabójstwie tytułowej członkini wyższych sfer. Nie jest to zarazem remake kurczowo trzymający się oryginału, ale podstawowy zarys fabuły oraz kluczowy twist w pełni się pokrywają. Cały sztafaż jest również wysoce (neo-)noirowy: podążamy za prawym detektywem w znoszonym płaszczu, który przemierza nocą rozświetlone przez neony ulice Wielkiego Jabłka, nagabuje dilerów, prostytutki i alfonsów w ramach swej prywatnej krucjaty. Stojący za kamerą Kenneth Schwartz (znany głównie jako producent, m.in. Dracula Exotica [1980]) wplata ponadto do akcji elementy jakby żywcem wyjęte z gialli, czy to w dosłownie cytującej Psychozę (1960) scenie morderstwa pod prysznicem z otwarcia filmu, czy też w zaskakującym finale, który spokojnie mógłby się znaleźć w jakimś żółtym kryminale od jednego z naśladowców Daria Argento.

Fiona on Fire z gracją pijanego montażysty balansuje na granicy rasowego porno i thrillera, który po wycięciu zeń scen seksu spokojnie mógłby trafić do mainstreamowych kin. Obraz dostępny był zresztą również w okrojonej, softcoreowej wersji. Główny mankament stanowią w tym przypadku — z perspektywy masowego odbiorcy — nienajwyższych lotów zdjęcia, nierzadko oświetlone w amatorski wręcz sposób, z dość irytującą, na przemian statyczną i „rozhuśtaną” pracą kamery. Może właśnie ze względu na brak reżyserskiego doświadczenia, na planie Schwartza wspierał sleazemeister Shaun Costello, któremu przypadła w udziale realizacja scen łóżkowych. Te dla odmiany są z reguły kapitalnie nakręcone, z dyskretnym oświetleniem i charakterystycznymi dla tego twórcy zabawami z lustrzanymi odbiciami (sceny z masturbującą się Hunt to przygrywka przed wyśmienitym Pandora’s Mirror [1981]).

Dość nierówna zatem robota, w której z marszu wyłapać można „sklejki” na łączeniach pracy wykonanej przez wytrawnego profesjonalistę i faceta „z przypadku”, ale skłamałbym pisząc, że mnie nie wciągnęła. Proporcje między wstawkami XXX, a intrygą są odmierzone po Salomonowemu, przy czym również entuzjaści „ostrzejszego” podejścia do rozrywki „tylko dla dorosłych” znajdą tu odpowiednie dla siebie bodźce. W scenariusz wplecione zostały bowiem wątki kazirodcze i BDSM, a także scena gwałtu, co plasuje pozycję po stronie obmierzłych, plujących w twarz widza roughies, przy okazji dając pole do zaprezentowania umiejętności szeregu gwiazd branży.

I tak oto wcielający się w narzeczonego Fiony Jamie Gillis ma potajemny romans ze swoją siostrą graną przez Marlene Willoughby. Little sis’ jest niezwykle zaborcza względem brata, wielbi jego „kutasa”, w alkowie nazywa go „psem” i zmusza do skórzanych przebieranek. Offensive! Jeszcze ciekawiej robi się w scenie realizacji sprośnych fantazji głównej bohaterki: Hunt wsiada do kolejki nowojorskiego metra, w pewnym momencie dołącza do niej duet łobuzów (John Leslie i Michael Thorpe) wynajętych przez alfonsa. Uliczne śmiecie słuchają głośno muzyki i straszą pozostałych pasażerów. W wagonie zostaje wreszcie Fiona, pozbawione empatii punki i przypadkowa pasażerka odtwarzana przez Susaye London. Ta ostatnia padnie jako pierwsza ofiarą zbirów, którzy wymieniać się nią będą jak szmacianą lalką. Co ciekawe to nie ta scena była wycinana na potrzeby późniejszych wydań kasetowych, a znacznie delikatniejsza w wymowie, przedstawiająca amory Hunt i znanego z Cannibal Holocaust (1980) Roberta Kermana, który to zabieg miał służyć skróceniu dość pokaźnego jak na film porno metrażu (107 minut).

Skoro zaś o wydaniach mowa to Fiona on Fire wciąż nie doczekała się odrestaurowania i dostępna jest jedynie właśnie na kasetach VHS oraz laser discach. Biorąc pod uwagę aspiracje twórców do stworzenia poważnego mariażu kryminału i skin-flicka wydaje się to dość poważnym przeoczeniem — w archiwach wyklętego przez filmoznawstwo nurtu porn roughies dzieło Schwartza i Costello, pomimo wszelkich jego mankamentów, wyróżnia się jako nad wyraz ciekawa pozycja i choćby dla wysmakowanych scen w reżyserii drugiego z wymienionych panów warto po nią sięgnąć, bo to landrynka dla oczu. Różowa, ma się rozumieć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *