Blue Monday: Through the Looking Glass (1976)

The Devil in Miss Jones (1973), Hardgore (1975), The Devil Inside Her (1977), Pandora’s Mirror (1981) czy Café Flesh (1982) – lista filmów pornograficznych inkorporujących elementy kina grozy lub wprost wpisujących się w poetykę filmowego horroru jest wbrew pozorom dość obszerna, a powyższe przykłady stanowią jedynie krótką wyliczankę najbardziej rozpoznawalnych tytułów. Nie byłaby ona jednak kompletna bez jednej z najbardziej ambitnych prób pożenienia kina XXX z grozą i surrealizmem, ponurego arthouse’owego dramatu Through the Looking Glass.

Bohaterką filmu jest Catherine (Catherine Erhardt), kobieta z wyższych sfer, mieszkająca wraz z mężem i córką w starej rodzinnej posiadłości. Catherine jest wyobcowana i w zasadzie sama sprawia wrażenie dużego dziecka: jej związek zdaje się być wymarły, co tylko wzmacnia w kobiecie tęsknotę za przeszłością i zmarłym ojcem (Jamie Gillis), do którego była niezwykle przywiązana. Dziedziczka codziennie udaje się na strych, gdzie masturbuje się przed wielkim lustrem, które należało do rodzica. Pewnego dnia w lustrze ukazuje jej się oblicze nikogo innego, jak właśnie jej ojca, który zaczyna wabić ją na drugą stronę, do świata zakazanych rozkoszy…

Jonas Middleton, reżyser Through the Looking Glass, zaczynał jako aktor, jednak zrządzeniem losu to nie z teatrem przyszło mu związać swoją karierę, a z podziemiem porno, które zaczęło się prężnie rozwijać w pierwszej połowie lat 70. Omawiana pozycja to trzeci i ostatni film w jego dorobku (warto również odnotować, że twórca był autorem fabuły do kultowego slashera Tuż przed świtem [1981]), zarazem najbardziej wyrafinowany i eksperymentalny. Middleton zarówno tytuł, jak i luźny koncept fabularny bierze z drugiej części przygód Alicji Lewisa Carrolla, Po drugiej stronie lustra (1871) i jednocześnie jasno daje do zrozumienia, że zwyczajowa konwencja „sprośnej rozrywki” go nie interesuje, a jego celem będzie możliwie jak najintensywniejsze nagięcie ram gatunku (warto w tym miejscu odnotować, że w tym samym roku co dzieło Middletona swą premierę miała inna pornograficzna wersja przygód Alicji zatytułowana Alice in Wonderland: An X-Rated Musical Fantasy, w której – zgodnie z zapewnieniem w tytule – łóżkowe harce pożenione zostały z popisami muzycznymi). Obraz zmontowany został zresztą w trzech wersjach, spośród których dwie miały softcore’owy charakter i każda w zamierzeniu skierowana była do innego rodzaju widowni. Najpełniejszą pozostaje jednak wersja XXX, wypaczająca pornograficzny etos i de facto stojąca w kontrze do hedonistycznej formuły kina „dla dorosłych”.

Catherine jest na równi osobą tłumiącą swoje potrzeby seksualne, jak i ofiarą molestowania, co w niedwuznaczny sposób sugerowane jest w trakcie seansu, aż do onirycznej sceny, w której młodsza wersja bohaterki zostaje oralnie zgwałcona przez ojca. Ojca, który w jej lustrzanych „wizjach” przyjmuje teraz postać wiodącego na pokuszenie demona z zaświatów. Z czasem Catherine zacznie sobie zdawać sprawę z grożącego jej niebezpieczeństwa i zapragnie uciec przeznaczeniu, jednak będzie już za późno. Co gorsza, upiór zamieszkujący drugą stronę lustra ma na oku również jej córkę, co pozwala przypuszczać, że zwierciadło jest nośnikiem rodowej klątwy, przemieniającej kolejnych członków rodziny w lubieżne zombie i ostatecznie przeciągającej właśnie na drugą stronę, do najprawdziwszego piekła.

Skoro zaś o piekle mowa to śpieszę zaznaczyć, że dzieło Middletona może się poszczycić jedną z najbardziej sugestywnych i budzących autentyczne dreszcze wizji piekła w historii kina. Sfilmowany z użyciem czerwonych filtrów pustynny krajobraz zaludniają „zbłąkane dusze”, skazane na wieczną mękę, wzajemne tortury i bezowocne próby zaspokojenia chuci, która przygnała ich do owej samotni. Owa sekwencja to prawdziwie upiorna, zapadająca w pamięć na długi czas orgia, pełna przykładów fetyszy i parafilii. Prostymi sztuczkami twórca osiąga imponujące efekty zresztą nie tylko w tych finałowych partiach – innym dobrym przykładem jest już pierwsze zbliżenie bohaterki z lustrzanym diabłem, dostarczające bodaj najbardziej ekscentryczną scenę palcówki w dziejach, w trakcie której kamera dosłownie… zagłębia się w pochwę Catherine. Jeśli zastanawialiście się skąd Gaspar Noé wziął pomysł na analogiczną scenę we Wkraczając w pustkę (2009), to odpowiedź znajdziecie właśnie u Middletona. Swoje robi tu również posępny soundtrack od Harry’ego Manfrediniego, jeden z jego pierwszych, powstały na dobre cztery lata przed ikoniczną ścieżką dźwiękową do Piątku, trzynastego (1980), udanie potęgujący atmosferę niesamowitości i odrealnienia.

Awangardowy, żonglujący zarówno makabrą, jak i niepokojem, egzystencjonalną pustką i groteską – to określenia pasujące najlepiej do Through the Looking Glass, filmu, który śmiało wychodzi poza proste podziały gatunkowe. Sceny spółkowania, choć bardzo dosłowne, a czasem wręcz balansujące na granicy dobrego smaku (patrz: wątek pedofilii i kazirodztwa), nie są tu perwersyjnymi wabikami, a integralną częścią opowieści, uzupełniającą ją o dodatkowe znaczenia i element szoku. W odróżnieniu od kanonu ze Złotej Ery Porno, seks nie jest tu źródłem przyjemności, ani nie wynika z uczucia, jest bramą do czeluści piekielnych, w których szaleństwo i dojmująca samotność trwają po wsze czasy. Koniec końców, zamiast nieskomplikowanej rozrywki i równie prostej podniety, pod przykrywką sprośnego filmu dla onanistów otrzymujemy przygnębiającą wiwisekcję człowieka jako zwierzęcia zagubionego pośród instynktownych odruchów i najbardziej prymitywnych potrzeb. Mocne zagranie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *