Czerwona zatoka. A Bay of Blood (1971)

A Bay of Blood (1971) to kolejne wybitne giallo, protoslasher (a raczej obraz uznawany już często za pierwszy pełnoprawny slasher) i żelazny klasyk w dorobku Bavy, tym razem bardziej znany. Ten film był bowiem nie lada hitem wyświetlanym w Stanach w kinach samochodowych, a złej sławy i popularności dołożył do pieca również fakt, że został zaliczony do tak zwanych brytyjskich „video nasties”, czyli listy tytułów zakazanych na wyspach.

Za treść filmu, a przynajmniej za jego pierwszą wersję upichconą do spółki z Bavą, odpowiedzialny jest młody scenarzysta Dardano Sacchetti, wcześniej współpracownik Daria Argento, a później trzeciego mistrza włoskiego horroru – Lucia Fulciego. Scenariusz był bowiem jeszcze przerabiany nie tylko przez samego Bavę, ale i innych, pomniejszych autorów. Początkowa idea została jednak zachowana, acz Giuseppe Zaccariello (producent i jeden z późniejszych pisarzy, którzy zajmowali się tym skryptem) twierdził, że gdy dostał początkowy scenariusz w ręce, nie było w nim jeszcze zaskakującego zakończenia, jakie zobaczył w kinie i on sam go też nie dopisał. Dużo więc, jak zwykle u Bavy, musiało się dziać z treścią w czasie samej produkcji. Wszyscy, wraz z samym reżyserem (miał do zapłacenia gigantyczne podatki), liczyli na zarobek tak bardzo, że w czasie pre-produkcji i zdjęć film miał roboczy tytuł La Baia D’Argento, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „Zatokę srebra”. Oczywiście miało to się odnosić do ówczesnego, młodego rywala Bavy, który ukradł mu jego formułę na giallo i udanie ją spieniężył.

Pomysłem startowym i inspiracją dla konstrukcji scenariusza była znów nieśmiertelna Psychoza. W arcydziele Hitchcocka, gdzieś w połowie filmu, główna bohaterka zostaje zgładzona, a kamera interesuje się głównie antagonistą, który staje się gospodarzem osobliwego show, jakie zaserwował reżyser niczego nieświadomej pierwszej publiczności. W A Bay of Blood już od samego początku obserwujemy poczynania zabójców mniej lub bardziej efektownie uśmiercanych przez innych, wartych jeden drugiego, zwyrodnialców. Morderstwa następują na zasadzie domina, jeden krwawy czyn wiedzie do następnej zbrodni poczynionej przez innego (anty)bohatera, pchanego do zabójstwa przez zazwyczaj chciwość, chęć ukrycia swej poprzedniej zbrodni i – rzadziej – afekt. Czyni to w pewnym sensie ten film iście Szekspirowskim, dziś wielu porównałoby go też do kina Quentina Tarantino ze wskazaniem na Wściekłe psy i Nienawistną ósemkę. Wtedy pomysł prawdopodobnie kojarzył się z Agathą Christie, co wiedzie nas do innego, wcześniej opisywanego przeze mnie filmu Bavy Five Dolls for an August Moon, który był luźną adaptacją Dziesięciu małych murzynków, z tym, że o ile ten film niemalże nie zawierał krwawych zabójstw, to w A Bay of Blood mamy ich aż nadmiar.

To wszystko dlatego, że Bava wraz ze scenarzystą, który, jak wspomniałem, pracował z samym Argento, chcieli powtórzyć kasowy sukces wówczas ultra brutalnego hitu – Ptaka o kryształowym upierzeniu. Tylko ich pomysłowości zawdzięczamy fakt, iż film jest jednak diametralnie różny od obrazu Argento. Przede wszystkim Bava, kreując ten obraz, odszedł bardzo od swojego wówczas mocno popartowego stylu, który cechował też przecież ówczesne giallo. Umieszczenie akcji nad piękną, dziewiczą i ukrytą w lesie zatoką, sprawiło, że reżyser tchnął ducha w nowy podgatunek horroru. Narodziła się bowiem „obozowa” odmiana slashera. Filmem tym, u nas z niewiadomych względów (bo nic mi nie wiadomo o oficjalnej projekcji) znanym jako Krwawy obóz, zapoczątkowano lawinę trzaskanych od sztancy tytułów, w których głównie nastolatkowie będący na wakacjach w leśnej dziczy są po kolei eliminowani przez uzbrojonego w ostre narzędzia psychopatę. Co więcej, pomysły Bavy jak zabójstwo włócznią przebijającą parę kochanków w miłosnych uściskach, kopiowano w historii kina 1:1 (przykładowo Piątek trzynastego II). Nie jestem miłośnikiem tego typu filmów, ale przewrotny, pogrywający z przyzwyczajeniami widza scenariusz i mistrzowskie wykonanie (efektami i makijażem w scenach zabójstw zajął się sam Carlo Rambaldi, który okazał się godnym zastępcą Bavy seniora), praca kamery i pomysłowe zdjęcia czynią z tego filmu arcydzieło nurtu. Wzór, który podrabia się do dzisiaj niemal w każdej części globu.

Bardzo ciekawym tropem, za którym właśnie podążę, będzie aspekt ekologiczny tego filmu. Co ciekawe, w tym kontekście bodaj pierwszym włoskim tytułem (z bardzo wielu!) pod jakim był wyświetlany ten obraz jest Ecologia del delitto, co w dosłownym tłumaczeniu znaczy „Ekologia zbrodni”. Jedną z interpretacji fabuły może być rozpatrzenie tego obrazu jako historii o przyrodzie najlepiej funkcjonującej bez ludzi niszczących jej pierwotny charakter, pragnących ją okiełznać za wszelką cenę, jak jedna z postaci kolekcjonująca owady, przytwierdzane szpilą w gablocie. Bardzo podoba mi się ten aspekt sugerujący w stylu postulatów Thomasa Ligottiego, że gatunek ludzki powinien powoli wymrzeć, bo tylko szkodzi planecie. To czyni z tego obskurnego filmu nie lada filozoficzny kawałek celuloidu.

Wydania Blu-ray:

Kino Lorber, USA, Region A

Arrow Video, UK, Region B

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *