Daydream (1981) / Daydream 2 (1987)

Tetsuji Takechi karierę w filmie zaczynał w pierwszej połowie lat 60., akurat wtedy, gdy coraz większą popularność zdobywał raczkujący jeszcze nurt pinku eiga. Sukces przyniósł mu już drugi jego obraz Daydream (jap. Hakujitsumu), surrealistyczny erotyk który wbrew narzekaniom cenzorów trafił do masowej dystrybucji, by stać się hitem wśród publiczności. Takechi jako twórca ze skłonnością do prowokacji i wzbudzania kontrowersji, przemycił w swoim filmie m.in. ujęcie, w którym pojawiają się kobiece włosy łonowe, co było w japońskim kinie zdarzeniem bezprecedensowym. Gorszące partie intymne „zamazano”, co odtąd w Kraju Kwitnącej Wiśni stało się regułą – genitaliom zarówno żeńskim, jak i męskim mówimy stanowcze „nie”. W kolejnych latach reżyser nie przestawał szokować i doczekał się nawet procesu na podstawie zarzutów o obsceniczność w związku z wypuszczonym na ekrany w 1965 roku Black Snow. Pod koniec dekady kino spod znaku pinky violence hulało już jednak na ekranach w najlepsze, a Takechi miał w tym nie lada zasługi.

W 1981 roku, 68-letni wówczas twórca postanowił powrócić do swojego największego hitu i nakręcił remake Daydream. Podobnie jak w przypadku oryginału, za inspirację służyło opowiadanie autorstwa Jun’ichirō Tanizakiego, tym razem jednak Takechi poszedł jeszcze dalej w epatowaniu seksem i golizną. Zawiązanie fabuły jest wręcz bezczelnie proste: oto zwykła wizyta u dentysty. Oczekujący na przyjęcie chłopak łypie nieśmiało w kierunku siedzącej obok, atrakcyjnej dziewczyny. Po chwili oboje trafiają na fotele dentystyczne. Chłopak dostaje znieczulenie, po którym zapada w sen. Cała reszta to ciąg erotycznych majaków, w których dziewczyna z poczekalni jest bita, poniżana, ścigana i gwałcona przez sadystycznego dentystę w różnych okolicznościach…

Daydream A.D. 1981 zyskało sobie niesławę jako pierwszy film pornograficzny dopuszczony do dystrybucji w japońskich kinach. Wprawdzie zgodnie z tradycją zastosowano cenzurę optyczną w newralgicznych miejscach, jednak odtwarzająca główną rolę Kyōko Aizome otwarcie przyznawała w wywiadach, iż sceny seksu na planie bynajmniej nie były udawane. To, co w pierwotnej wersji historii pozostawało w niedopowiedzeniu, tym razem zaprezentowano widowni bez najmniejszych oznak pruderii. Nie oznacza to jednak, że remake to po prostu ordynarny pornos, który przypadkiem trafił na ekrany w całej Japonii. Takechi zachował oniryczny charakter opowieści, atakując widza surrealistycznymi obrazami i odrealnionymi wizjami, którymi rządzi pokrętna logika snu. Zaprosił przy tym ponownie do współpracy – tak jak przed 17 laty – Akirę Takedę, cenionego operatora, byłego współpracownika Nagisy Oshimy. W efekcie dostajemy wysmakowaną plastycznie fantazję, w której nagość i pożądanie przeplatają się z groteską i klimatem rodem z kina grozy.

Jak w przypadku większości filmów pinku eiga, ochoczo celebruje się tutaj praktyki S/M i bondage, a dama w opresji szybko zaczyna odczuwać przyjemność z tortur, którym jest poddawana. Co chwila jednak zmienia się sceneria i poziom zagrożenia: dość powiedzieć, że sprośny dentysta (w tej roli Kei Satō, aktor znany z ról m.in. u Oshimy czy występu w Onibabie [1964]) w pewnym momencie przeistacza się w imitację Drakuli, odzianego w długi płaszcz seksualnego wampira, który niczym trzy lata później Freddy Krueger u Wesa Cravena, prześladuje na każdym kroku swą pozbawioną woli ofiarę. Zaś my jako widzowie, zarzucamy wszelkie roszczenia o sens i ciągłość przyczynowo-skutkową, coraz bardziej zatapiając się w tej orgii zmysłów, która znajduje zgoła banalny, choć logiczny finał.

Remake Daydream okazało się być równie wielkim sukcesem, jak jego poprzednik, a dla Aizome stało się trampoliną do sławy jako pierwszej japońskiej gwiazdy porno. Takechi z kolei zaliczył udany powrót do reżyserii filmowej po blisko dekadzie milczenia: w następnych latach popełnił jeszcze dwa tytuły, by ostatecznie zakończyć karierę w 1987 roku… drugą częścią Daydream (twórca umarł zaledwie rok po premierze, w wieku 75 lat).

Kontynuacja zasadniczo powtarza schemat z oryginału, tyle że tym razem rola oprawcy przypadła w udziale gwieździe pierwszego filmu. Aizome wciela się w wyuzdaną dentystkę, która usypia swoja pacjentkę, by następnie bez żadnych zahamowani wykorzystywać ją w jej snach. Jest też zawezwany ze świata na jawie chłopak ofiary, który próbuje ją uratować. Na drugim planie powraca ponury Drakula, który tym razem pełni obowiązki „mentora” naszej rozpasanej sadystki. W skrócie: jeszcze bardziej afabularna jazda, która jednak wciąż broni się za sprawą strony wizualnej i kilku dziwacznych pomysłów.

Najciężej jest przetrwać pierwsze pół godziny, które w zasadzie jest jedną długą sceną erotyczną, z mieszaniną wymuszonych pląsów lesbijskich i heteroseksualnych. Potem, wraz z kolejnymi zmianami miejsca akcji, robi się ciekawiej, a rzecz skręca w rejony bliskie fantasy. Pojawia się tu wszak próba rozbudowania „mitologii” dentystycznego sadyzmu – wspomniana kwestia pojawiającego się nagle znikąd „mistrza” sugeruje, że mamy do czynienia z czymś na wzór demona, który włada snami pełnymi seksu i wyuzdania. Ekscentryczny zgoła zamysł, jednak pasuje on do obranej konwencji całkiem dobrze.

Oczywiście to nieco za mało, by wycisnąć z tematu coś ponad z lekka pretensjonalne, artystyczne porno, tym bardziej że fantazje starego zboczeńca wciąż oparte są na tych samych chwytach.  Daydream 2 może więc dla wielu okazać się po prostu rozcieńczoną powtórką z rozrywki, bo i pod względem wykonania miejscami odbiega od poziomu zarówno wersji z 1964, jak i 1981 roku. Odnajdą się tutaj więc głównie miłośnicy psychodelicznych odlotów z mnóstwem golizny, surrealistycznego kina niezależnego, ewentualnie entuzjaści egzaltowanych jęków rozkoszy rodem z hentai. Co ciekawe, mimo iż wydawało się że z tak wątłego materiału wycisnąć więcej się już nie da, nie był to ostatni raz, gdy gabinet dentystyczny okazał się być siedliskiem perwersji: Kyôko Aizome powróciła jeszcze raz do tematu, w 2009 roku współreżyserując kolejną luźną adaptację opowiadania Jun’ichirô Tanizakiego. Tym razem jednak, senne harce pod wpływem środków znieczulających, w dobie ogólnodostępnej hardkorowej pornografii, przeszły już bez większego echa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *