Quella villa accanto al cimitero – reż. Lucio Fulci

Tworząc Dom przy cmentarzu, Lucio Fulci był u szczytu kariery – jego Zombi 2 podbijał światowe rynki, producenci monetyzowali ogromną popularność żywych trupów, włoski twórca był na ustach całej rzeszy fanów horroru. Współpraca ze scenarzystą Dardano Sacchettim, rozpoczęta już przy okazji Siedmiu Czarnych Nut (1977), choć oparta na niedomówieniach, kłótniach i wzajemnych niechęciach, zaowocowała powstaniem Miasta Żywej Śmierci (1980) i Siedmiu Bram Piekieł (1981), czyli dwóch arcydzieł onirycznego, wyjętego wprost z koszmarów sennych, horroru. Dekadę z okładem wcześniej włoski reżyser stworzył jedno ze swoich ulubionych dzieł, Beatrice Cenci (1969), wywodzące się na równi z historycznych doniesień jak i ze sztuki teatralnej Les Cenci Antonina Artauda. W tym czasie zaznajomił się z teorią „teatru okrucieństwa” francuskiego awangardzisty, inkorporując jej elementy do swojej twórczości z czasem coraz bardziej wyraźnie. W „Trylogii bram piekieł” rytualna poetyka owego teatru obecna była już na etapie scenariuszy, by w gotowych dziełach wyzwalać nieokiełznaną wyobraźnię Fulciego, który w końcu miał wolną rękę, by realizować pomysły, tym razem pochodzące wprost z własnych koszmarów.

O ile w Mieście… i Hotelu… żywe trupy atakowały bohaterów całymi hordami, tak w Domu… żywy trup jest jeden. Ale za to jaki! Gnijący ścierwojad pozbawiony ust i oczu, to genialny naukowiec, doktor Jakub Freudstein, którego badania sprawiły, iż poznał sekret nieśmiertelności; swe ofiary przyciąga, imitując dziecięcy płacz, co sprawia, że jest wyjątkowo mało empatycznym indywiduum. Potwór zamieszkuje piwnicę tytułowego domu w New Whitby w Nowej Anglii, do którego wprowadza się małżeństwo Boyle’ów. Norman, ojciec rodziny, zamierza dokończyć badania, jakie w posiadłości prowadził jego kolega, zmarły samobójczą śmiercią niejaki Petersen. Nieubłagany bieg zdarzeń sprawia, że Norman odtwarza historię swojego poprzednika, interesując się historią domostwa – nie pamięta jednak tego, iż w miasteczku pojawił się całkiem niedawno w towarzystwie małej dziewczynki. Coraz trudniej jest mu rozróżnić rzeczywistość od fikcji…

Beznadziejna wiara w fatalizm, nieuchronność zdarzeń i pewność przeznaczenia, przenikają dzieło Fulciego. Dom przy cmentarzu jest odzwierciedleniem lęków i koszmarów, jakie przepełniały osobiste życie reżysera – pod maską krzykacza i mizogina krył się bowiem wrażliwy człowiek, przeżywający tragedię sprzed lat, jaką była samobójcza śmierć żony. To zarazem artystyczny wynik nieumiejętności przepracowania owej traumy. Wspomniany we wstępie teatr okrucieństwa i jego założenia mogły być dla niego próbą terapii – artaudiański, bezkompromisowy koszmar, gdzie widz zostaje wręcz pochłonięty przez wszech obezwładniającą grozę był formą katharsis, uwolnieniem od cierpienia i dostawcą ulgi. Tak się jednak nie stało – w Domu przy cmentarzu trauma powraca w zamkniętym, powtarzającym się cyklu – Norman powiela błędy Petersena (własne?), pomoc domowa Ann to inkarnowana Sheila, kochanka profesora, wkurzający wszystkich Bob to odbicie Mae. W tej sytuacji śmierć i wieczne odradzanie są nieuniknione – w finale żona doktora Freudsteina, odchodząca wraz z dziećmi w upragnioną nicość tak naprawdę powraca do domu. Bachowski w duchu, repetycyjny główny temat muzyczny Waltera Rizzatiego wzmacnia ową stoicką palingenezę, pozostawiając widza w stanie rozbicia i dezorientacji. Spodziewane ukojenie nie nadchodzi, bramy piekła nie zostają zamknięte, rzeczywistość „niczym całun zakrywa nasze zmysły”.

Wydania Blu-ray:

Arrow Films, UK – Region B

Blue Underground, USA – Region Free

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *