Love Me Deadly (1972)

Lindsay (Mary Charlotte Wilcox) to na pierwszy rzut oka miła, ułożona i jak najbardziej zwyczajna kobieta, która jednak nie ma szczęścia w sprawach sercowych. Może rzecz w tym, że bardziej niż na randki woli chodzić… do domów pogrzebowych. Lindsay ma bowiem fiksację na punkcie śmierci i zmarłych, która swe źródła ma w jej dzieciństwie i tragicznej śmierci jej ukochanego ojca. Podczas jednej z rozlicznych wizyt na pogrzebach przypadkowych osób kobieta poznaje Alexa (Lyle Waggoner), mężczyznę wspierającego i wyrozumiałego. Tym razem wydaje się, że Lindsay wreszcie znalazła swoją drugą połówkę. Para bierze ślub i wiedzie sielski żywot, jednak pod fasadą perfekcyjnego związku kryją się demony przeszłości i nadciągająca katastrofa…

Debiutancki obraz – i de facto jedyny w dorobku – Jacquesa Lacerte’a podejmuje jeden z największych tematów tabu, jakim wciąż pozostaje nekrofilia i robi to w sposób nad wyraz śmiały, nie uciekając się do niedopowiedzeń i sugestii. Tym samym Love Me Deadly o dobre kilkanaście lat wyprzedza takie klasyki undergroundowego horroru, jak Lucker (1986) czy NEKRomantik (1988). W odróżnieniu jednak od wymienionych, dzieło Lacerte’a przyjmuje zgoła odmienną perspektywę: świat nie jest tu wynaturzony, przefiltrowany przez sposób postrzegania zdegenerowanego rabusia grobów. Wręcz przeciwnie: znajdujemy się w rzeczywistości rodem z opery mydlanej, pośród ludzi zamożnych, wykształconych, odnoszących sukcesy. Lindsay jest spadkobierczynią pokaźnego majątku, nie brak mężczyzn, którzy oddaliby wiele, aby znaleźć się wraz z nią w łóżku. Bohaterki jednak nie interesują miłostki z żywymi, woli dotyk zimnej skóry nieboszczyka. Domy pogrzebowe i kostnice wabią ją jak światło ćmę. I w końcu się sparzy.

Lacerte w momencie rozpoczęcia zdjęć nie miał ponoć żadnego doświadczenia w kręceniu filmów, co może tłumaczyć zgoła zwodniczą atmosferę obrazu: przez większość czasu rzecz jest wymuskana, gładka, oglądamy nakręcony z pełną powagą (melo)dramat, w którym nie brakuje ckliwych linii dialogowych, a w tle przygrywają rzewne pościelówy. Miejscami można odnieść wrażenie, że to produkcja telewizyjna, które to uczucie wzmacnia fakt, iż większość aktorów wywodzi się ze szklanego ekranu (wcielający się w postać męża Waggoner popularność zyskał występując w serialach The Carol Burnett Show [1967-1978] oraz Wonder Woman [1975–1979]). Dysonans pojawia się już po kilkunastu minutach, gdy jesteśmy świadkami okrutnego morderstwa dokonanego przez pracownika kostnicy na młodym żigolaku. Tak oto pojawia się najbardziej kluczowy – obok rozterek miłosnych głównej bohaterki – wątek: nocami w domu pogrzebowym położonym gdzieś w bogatych partiach Los Angeles zbiera się sekta satanistów pożądliwie obmacujących zmarłych. Od czasu do czasu sekciarze pomogą temu i owemu zejść z tego świata, by mieć „świeże mięso” do swych mrocznych obrzędów.

Zgodnie ze wspomnieniami niektórych osób zaangażowanych w powstawanie filmu, wątek satanistów nie był obecny w pierwotnym scenariuszu i został dodany już po rozpoczęciu zdjęć, aby wprowadzić do fabuły elementy grozy. Niezależnie od tego czy było to posunięcie świadome czy też nie, powstały za sprawą zderzenia cokolwiek cukierkowatej opowieści o nekrofilce próbującej ułożyć sobie życie w ramionach ukochanego z ponurymi tonami rodem z grobowca rozdźwięk działa tu perfekcyjnie. Sceny oburzających praktyk nocnych ghouli stanowią przeciwwagę i jednocześnie urozmaicenie w ramach smutnej historii o dużej dziewczynce z kompleksem tatusia. Im dalej zaś brniemy, tym więcej w fabule horroru, choć twórcy nie pozwalają nigdy, aby w stu procentach przejął on rolę wiodącą. Dzięki temu szokujące w założeniu zakończenie działa jak należy: zbija z tropu, jest jednocześnie makabryczne i przygnębiające.

Z perspektywy fana horroru Love Me Deadly będzie zatem protoplastą późniejszych zwyrodniałych seansów gore, ale dług wdzięczności względem omawianej pozycji zaciągają też tytuły, które do tematyki nekrofilii podchodzić próbowały w sposób dojrzały i taktowny, jak choćby Zimny pocałunek (1996). Lacerte nigdy bowiem nie idzie w ekstremum, choć kilka scen nawet po latach może być dla niektórych widzów zbyt ciężkie do przełknięcia, ze szczególnym uwzględnieniem śmierci męskiej prostytutki na stole sekcyjnym oraz finałowa orgia z udziałem Lindsay. Kawał intrygującego, zręcznie grającego z przyzwyczajeniami widza shockera, któremu należy się znacznie więcej uwagi, niż na przestrzeni lat otrzymał.

Wydanie Blu-ray:

Code Red, USA, Region Free

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *