Video Nasties od A do Z #10: Is-La

Niesławne rape 'n’ revenge, gwałciciel kóz, legendarny debiut Wesa Cravena, nieoczywisty kandydat do miana „najrozkoszniejszego filmu świątecznego w dziejach” oraz zabójcza zakonnica. W 10 odcinku cyklu o video nasties zebrało się pięć znamienitych, otoczonych kultem pozycji, o których więcej dowiecie się poniżej. Bon appétit!


I Spit on Your Grave (1978, reż. Meir Zarchi)

Kolejny rekordzista na liście video nasties. Debiutancki obraz Meira Zarchiego wzburzenie wywołał nie tylko w konserwatywnie nastawionej względem celuloidowej przemocy Wielkiej Brytanii, doczekał się też zakazu rozpowszechniania w wielu innych krajach, w tym w Irlandii, Norwegii, RFN i Kanadzie. Poszło o niezwykle realistycznie przedstawioną sekwencję gwałtu zbiorowego na kobiecie, za co do dzisiaj na głowę reżysera spadają gromy. Sam Zarchi tłumaczył się po latach, że jego film nigdy nie miał na celu propagowania przemocy wobec kobiet, a na pomysł jego nakręcenia wpadł po tym, jak pomógł zgwałconej i poturbowanej dziewczynie. Krytycy i feministki wiedzieli jednak swoje. Naczelny malkontent i autorytet moralny krytyki filmowej Roger Ebert nazwał dzieło „śmieciem bez najmniejszych wartości artystycznych” i „jednym z najbardziej depresyjnych doświadczeń w życiu”. Feministki, jak to feministki, głównie protestowały.

Po latach I Spit on Your Grave pozostaje jednym z najbardziej ekstremalnych przykładów nurtu rape ‘n’ revenge, którego złej sławy nie zdołały przyćmić ani remake[1], ani bezpośrednia kontynuacja. Tak się bowiem składa, że jest to film boleśnie wręcz uczciwy i prosty w swych założeniach: widz dostaje dokładnie to, czego można się spodziewać po przedstawicielu gatunku. Ekranowy gwałt jest odpowiednio bestialski, a rozciągnięcie go do pół godziny (z przerwami) czasu trwania wystawi nerwy co wrażliwszych widzów na ciężką próbę. Następująca potem zemsta zajmuje całą drugą połowę obrazu. Oprawcy głównej bohaterki kończą żywoty w malowniczy sposób: powieszenie na drzewie, kastracja, cios siekierą, zmasakrowanie za pomocą silnika motorówki. Zarchi nie stosuje żadnych ozdobników i – jak przytomnie zauważył Ebert – nie próbuje dopisywać do swojego dzieła drugiego dna, nie ma żadnych artystycznych ciągot. Nic dziwnego zatem, że tytuł został szybko zaszufladkowany jako kino eksploatacji najniższej kategorii, celebrujące męki ofiary, a następnie przekształcające ofiarę w pozbawionego litości kata. Warto jednocześnie, wbrew stronniczej krytyce, zaznaczyć, że jest to pozycja zrealizowana na poziomie wyższym od przeciętnego grindhouse’owego wykwitu epoki: zdjęcia, montaż, charakteryzacja nie budzą zastrzeżeń, podobnie jak aktorstwo. Na największe uznanie zasługuje kreacja Camille Keaton, która z pełnym oddaniem wciela się w skatowaną Jennifer. Towarzyszący jej odtwórcy ról męskich również tworzą kreacje przekonujące, dalekie od taniej szarży czy demonizowania, ze szczególnym uwzględnieniem grającego herszta grupy rednecków Erona Tabora.

Oczywiście, z biegiem lat rzecz nie bulwersuje już tak, jak miało to miejsce w momencie premiery, znamienny jest jednak fakt, iż pozostaje jedną z kilku pozycji z dawnego wykazu video nasties, która w dalszym ciągu nie doczekała się na rynku brytyjskim wydania bez cenzury. Wydanie DVD z 2001 roku pozbawione było ponad 7 minut materiału, w kolejnej wersji cięcia ograniczono, jednak film został przemontowany, tak by w scenach gwałtu ukryć jak najwięcej szczegółów – w tym miejscu wypada odnotować, że jest to wyjątkowo zmasakrowana kopia, w której niechlujne zabiegi montażowe widoczne są gołym okiem. Ostatnie brytyjskie wydanie na Blu-Ray z 2020 roku „omija” już tylko 1 minutę i 41 sekund nagości w trakcie wiadomych fragmentów, z późniejszą erupcją przemocy w wykonaniu samotnej mścicielki nietkniętą.


Island of Death (1976, reż. Nico Mastorakis)

Greków wkład w kino gwałtu i przemocy. Christopher (Robert Behling) i Celia (Jane Lyle) to para nowożeńców, która na swój miesiąc miodowy wybiera pobyt na wyspie Mykonos. Tak przynajmniej sprawa wygląda z wierzchu: w rzeczywistości młodzi zakochani są seryjnymi mordercami, którzy zmuszeni byli opuścić Londyn ze względu na depczącą im po piętach policję. Jak się okazuje, na sielskiej wysepce bigot Christopher i uległa mu Celia będą mieli ręce pełne roboty przy tropieniu „nieprawości” i „wynaturzeń” oraz karaniu ich sprawców…

Już w jednej z początkowych scen jesteśmy świadkami gwałtu na kozie dokonanego przez napalonego Christophera, która to koza wnet kończy z poderżniętym gardłem. Stojący za kamerą Nico Mastorakis (później wyjedzie do Stanów, gdzie zrealizuje szereg B-klasowych akcyjniaków i horrorów, m.in. The Zero Boys [1986]) daje tym samym wyraźny sygnał, że branie jeńców nie będzie wchodzić w trakcie seansu w rachubę. W dalszej części filmu otrzymujemy takie bezeceństwa jak: oddawanie moczu na cokolwiek zwiędłą kuguarzycę, spalenie twarzy, dekapitacja przy użyciu… buldożera, ukrzyżowanie połączone z wlewaniem do gardła ofiary farby, gwałt analny czy śmierć w dole wypełnionym ługiem. Jednocześnie Mastorakis przez cały czas podtrzymuje niezobowiązującą atmosferę niczym z reportażu podróżniczego: w tle płyną radosne piosenki folkowe o zgoła enigmatycznych tekstach, a same Mykonos fotografowane jest niczym raj na ziemi.  Ta konstrukcja, oparta na ciągłych dysonansach, wplataniu w narrację o bezwzględnych mordercach czarnego humoru, stanowi o wyjątkowości filmu, który do dzisiaj nic nie stracił ze swojej pierwotnej siły rażenia. To zarazem przedsmak post-modernistycznych ciągot filmowców z końca wieku, szokujący żart z widza i zmasowany atak na jego zdolności poznawcze. Co istotne w kontekście wpływów w ramach dekady, Mastorakisa miał do napisania scenariusza zainspirować seans Teksańskiej masakry piłą mechaniczną (1974), która notabene na oficjalną listę video nasties nie trafiła, ale z brytyjską cenzurą też miała pod górkę i na ekrany kin wyspiarskich nie została dopuszczona.

Samo Island of Death zaś – zważywszy na dawkę zawartego w filmie okrucieństwa i istny katalog perwersji – w topornej rzeczywistości Thatcherowskiej z wiadomych względów nie mogło przejść niezauważone pod radarem stróżów moralności. Ironicznie w tym kontekście wybrzmiewa wątek chorobliwej religijności głównego bohatera obrazu – reżyser jednoznacznie wskazuje na świątobliwych oszołomów jako największe zagrożenie w ramach społeczeństwa. Niezależnie od tego czy cenzorzy aluzję zrozumieli i wzięli sobie do serca czy też okazała się być dla nich zbyt zawoalowana, dzieło Mastorakisa do kin trafiło wpierw w wersji ocenzurowanej o 13 minut, na rynku video szokowało zaś pod zmienionym tytułem Psychic Killer II. Zaaprobowana przez BBFC wersja z 2002 roku wydana przez kultowy label Vipco pozbawiona była już „tylko” czterech minut materiału. Wersja nieocenzurowana ujrzała światło dzienne dopiero w 2011 roku dzięki Arrow Films.


Killer Nun (1979, reż. Giulio Berruti)

Siostra Gertruda (Anita Ekberg) opiekuje się pacjentami w katolickim szpitalu. Zakonnica od czasów operacji guza mózgu uzależniona jest od morfiny. Kiedy ordynator szpitala, doktor Poirret (Massimo Serato) odmawia dalszego przepisywania leku kobiecie, ta staje się coraz bardziej niestabilna psychicznie. W tym samym czasie pacjenci placówki zaczynają ginąć w tajemniczych okolicznościach…

Nunsploitation wymieszane z giallo. Wyposażone w obowiązkowy – choć nie wykorzystany należycie w tym przypadku – wątek lesbijski i widoczny na kilometr finałowy zwrot akcji. Luźno oparte na prawdziwych wydarzeniach z 1977 roku, kiedy to zakonnica nazwiskiem Cécile Bombeek ukatrupiła kilku swoich podopiecznych w szpitalu geriatrycznym w Belgii. Uwagę każdego historyka filmu z marszu zwróci obecność Ekberg w obsadzie. Rozsławiona przez występ w Słodkim życiu (1960) Felliniego Szwedka zaliczyła tutaj swoje hagsploitation w wydaniu włoskim, idąc śladami dawnych hollywoodzkich diw, które w latach 60. odcinały kupony od sławy grając w tzw. produkcjach klasy B. Na drugim planie mamy również Joe Dallesandro, znaną z występów u Georgesa Franju (Oczy bez twarzy [1960]) i Mario Bavy (Lisa and the Devil [1972]) Alidę Valli oraz Lou Castela (m.in. Orgasmo [1968], Matalo! [1970]). Wisienkę na torcie stanowi zaś występ zjawiskowej Paoli Morra, która rok wcześniej debiutowała u Waleriana Borowczyka w Za murami klasztoru i która bierze tutaj – z wyraźną lekkością – na swoje barki ciężar scen rozbieranych.

Krwawe morderstwa, zakonnica-ćpunka i porządna dawka sleazu zatem, bardzo przyjemne w odbiorze, choć warto zauważyć, że na tle wielu innych video nasties Killer Nun prezentuje się dość – nazwijmy to tak – przystępnie i bynajmniej nie epatuje elementami gore na każdym kroku. Najmocniejsza scena to ta, w której twarz starszej kobiety zostaje ponakłuwana igłami. Do niej też największe zastrzeżenia mieli brytyjscy cenzorzy. Tytuł został wciągnięty na listę pozycji objętych zakazem rozpowszechniania jako potencjalnie „demoralizujący” (jak wiadomo, nunsploitation to gatunek słynący z rozpusty i braku poszanowania dla „świętości”), jednak dość szybko doczekał się ponownego wydania na rynku video. Wersja z 1993 roku pozbawiona była 13 sekund materiału, zawierającego wspomnianą scenę morderstwa. Reszta – jako stosunkowo łagodna w wydźwięku – pozostała nienaruszona, w tym zmysłowa sekwencja z zakonnicą sugestywnie ocierającą się twarzą o krocze Dallesandro. Wersja nieocenzurowana swą premierę na Wyspach miała w 2006 roku.


Late Night Trains (1975, reż. Aldo Lado)

Jeden z licznych rip-offów Ostatniego domu po lewej. I – obok The House on the Edge of the Park (1980) – prawdopodobnie najbardziej udany. W odróżnieniu od późniejszego filmu Ruggero Deodato, Late Night Trains (AKA Night Train Murders) stanowi pod względem fabularnym dokładną kalkę kontrowersyjnego przeboju Wesa Cravena. Główna zmiana polega na osadzeniu akcji w nocnym pociągu jadącym z Monachium na północ Włoch. Podróżujące nim Margaret (Irene Miracle) i Lisa (Laura D’Angelo) zostają zaczepione przez dwójkę oprychów, którym towarzyszy atrakcyjna kobieta w średnim wieku (wyśmienita Macha Méril). Trio zamyka się z dziewczętami w przedziale, terroryzuje je, gwałci, a w końcu zabija. Po opuszczeniu pociągu zwyrodnialcy trafiają pod dach rodziców ofiar, gdzie wymierzona zostanie im sprawiedliwość.

Aldo Lado podkręca tempo względem oryginału, jak i potęguje mizoginistyczną przemoc. Paskudnie, nawet po latach, prezentują się sceny znęcania się nad bezbronnymi nastolatkami. Punkt kulminacyjny stanowi wbicie noża w pochwę jednej z nich. Moment który, pomimo że pozbawiony dosłowności przedstawienia podobnych okaleczeń ze zwyrodniałych gialli Giallo in Venice (1979, Mario Landi) i Nowojorskiego rozpruwacza (1982, Lucio Fulci), robi ogromne wrażenie ze względu na zawarty w nim ładunek emocjonalny i konsekwentnie budowane napięcie, które doń prowadzi. W porównaniu z nim późniejsza kara wymierzona sprawcom wydaje się niewspółmierna i nie przynosi katharsis. Ze względu na ekstremalny charakter filmowego okrucieństwa, film w 1976 roku nie został dopuszczony do dystrybucji kinowej na terenie Wielkiej Brytanii. Na początku kolejnej dekady wypłynął za to na kasetach VHS i w 1983 roku zaliczony został w poczet video nasties. Cenzorzy stosunkowo szybko odpuścili: już rok później tytuł został z niej usunięty. Na pełne, nieocenzurowane wydanie na Wyspach musiał jednak poczekać do 2008 roku.

Eksploatacyjny charakter Late Night Trains nie podlega dyskusji: reżyser bezpardonowo pastwi się zarówno nad bohaterkami, jak i widzem, nie oferując w zamian odkupienia, ani też żadnych pozytywnych wartości. Ton opowieści pozostaje od początku do końca nihilistyczny, tym bardziej że ostatecznie sprawiedliwość nie dosięga prowodyrki bulwersujących zdarzeń. Lado sugeruje bowiem, iż kara zawsze spada na nisko sytuowanych, wyrzuconych poza nawias społeczeństwa, podczas gdy ludzie zamożni stoją ponad prawem (czy też, jak w tym przypadku, nie są brani pod uwagę jako możliwi sprawcy ze względu na swój status społeczny). Ten komentarz wydaje się wprawdzie wykładany nieco łopatologicznie, niemniej ponura wymowa dzieła wciąż pozostaje dobitna. Niejako w kontraście do ekranowych wydarzeń, scenariusz umiejscawia akcję w okresie świąt Bożego Narodzenia, z widocznymi na każdym kroku ozdobami i bijącą spośród kadrów portretujących mieszczański dobrobyt atmosferą beztroski. Przeciwstawione sobie zostają dwa światy: ten pełen przepychu i gładkich dyskusji na ważkie tematy oraz ten brutalny, nieokiełznany i dziki. W momencie gdy się spotkają, jeden z nich odciska na drugim niezatarte piętno i zmienia go na zawsze. Bergman i Craven mówili o tym już wcześniej, ale Lado uczynił to w sposób bodaj jeszcze bardziej bezwzględny.


The Last House on the Left (1972, reż. Wes Craven)

Legendarny debiut Wesa Cravena, który na przestrzeni kilku kolejnych lat zainspiruje szereg mniej lub bardziej odtwórczych produkcji o podobnym charakterze – szczególnie obecną w nim mieszankę przemocy seksualnej i psychicznej upodobają sobie Włosi, czego doskonałym przykładem opisywane również w tej części Late Night Trains. Craven z kolei przy pisaniu scenariusza inspirował się Źródłem (1960) Ingmara Bergmana, opartym na średniowiecznej balladzie traktacie na temat dobra i zła. Początkujący amerykański twórca usunął z historii wszelkie rozważania religijne i dylematy moralne, pozostawiając jedynie sam trzon: opowieść o gwałcie, mordzie i zemście.

Dwie nastolatki z przedmieść wybierają się na rockowy koncert. W drodze na miejsce szukają kogoś, kto opchnąłby im trawkę na wieczór. Nierozważnie korzystają z zaproszenia młodego chłopaka i trafiają w łapska grupy zbiegłych kryminalistów. Dziewczyny są maltretowane przez swoich oprawców na rozmaite sposoby, zostają zgwałcone, a na końcu – zabite. Sprawcom udaje się opuścić miasto pomimo czyhającej na każdym kroku policji i znajdują schronienie w domu rodziców jednej z zamordowanych dziewczyn. Kiedy przerażeni zaginięciem córki gospodarze poskładają fakty do kupy, przyjdzie pora na odwet…

Jak już wspomniałem na wstępie, o dokonaniu Cravena (z towarzyszeniem producenta Seana S. Cunninghama, przyszłego reżysera Piątku, trzynastego [1980]) krążą do dziś legendy. Zgodnie ze słowami samych twórców, w różnych partiach USA wyświetlane były różne wersje filmu, w różnym stopniu „ocenzurowane”, co wynikało z faktu, iż w niektórych kinach operatorzy sprzętu projekcyjnego brali sprawy we własne ręce i usuwali poszczególne fragmenty. Należy przy tym dodać, że pierwotna wersja filmu była znacznie bardziej drastyczna, niż to, co ostatecznie trafiło na ekrany, a zaginiony na etapie montażu (i dostosowywania gotowego dzieła do wytycznych MPAA) materiał prawdopodobnie nigdy nie ujrzy światła dziennego. Na prawdziwość tych twierdzeń wskazują m.in. zachowane krótkie fragmenty filmu, w których jedna z bohaterek trzyma w rękach swe wnętrzności (w filmie ostał się jedynie trwający kilka sekund moment, gdy oprawczyni wyciąga jelita z brzucha). Nawet jednak w wydaniu dopasowanym do wymogów kategorii wiekowej „R”, obraz Cravena wciąż robi paraliżujące wrażenie jako zapis patologii i bestialstwa tak intensywny, że po latach wcielający się w członka szajki aktor porno Fred J. Lincoln od projektu się odciął i konsekwentnie odmawia udzielania wywiadów na jego temat. Jak ryba w wodzie czuł się za to na planie David Hess[2], dla którego film okazał się być trampoliną do kariery w filmie. Hess, stosując się do zasad tzw. Metody, nie wychodził z roli również wówczas, gdy kamera przestawała pracować, a za obiekt szykan wybrał sobie wcielającą się w jedną z ofiar Sandrę Peabody. 23-letnia na etapie zdjęć aktorka wspomina okres kręcenia jako jedną wielką traumę głównie ze względu na nieprzewidywalne zachowania Hessa.

Jeśli uznać, że w rodzimych Stanach zmieszany przez krytykę z błotem za epatowanie sadystyczną przemocą obraz Cravena miał ciężkie przejścia, to prawdziwa burza rozpętała się dopiero na Wyspach. Przy okazji klasyfikacji na potrzeby kin BBFC odmówiła nadania Ostatniemu domowi kategorii wiekowej. Nieocenzurowana kopia trafiła na rynek video, po czym – w momencie uchwalenia tzw. Ustawy o wideonagraniach w 1984 – zniknęła z niego przy akompaniamencie medialnego szumu. Film objęty był całkowitym zakazem rozpowszechniania na terenie Wielkiej Brytanii aż do 2002 roku, kiedy to BBFC zatwierdziła wersję skróconą o 31 sekund (co ciekawe, na wydaniu DVD wycięte fragmenty były obecne w sekcji pokazu slajdów oraz przewijały się tu i ówdzie w załączonych bonusowo dokumentach o powstawaniu filmu). Wersja nieocenzurowana, po trwającej niemal dekadę batalii dystrybutorów (wnioski o dopuszczenie do rozpowszechniania składało m.in. Blue Underground), trafiła na brytyjski rynek w 2008 roku.


[1] Wyreżyserowany przez Stevena R. Monroe remake miał premierę w 2010 roku i doczekał się dwóch sequeli.

[2] Hess, w przeszłości tekściarz (pisał m.in. dla Elvisa i Pata Boone’a), skomponował również piosenki do filmu.

cdn…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *