Video Nasties od A do Z #12: Ni-Pra

Wielki małpolud sięga włochatą łapą do dziury w brzuchu pewnego jegomościa, wyciąga zeń flaki i wymachuje nimi nad głową niczym jakimś barbarzyńskim orężem. Głowa innego mężczyzny zostaje zmiażdżona w wypadku samochodowym. Dziecko nakrywa parę rodziców na igraszkach i rozprawia się z nimi za pomocą siekiery. Kobieta w amoku rodzi w metrze zdeformowaną istotę. Mężczyzna w średnim wieku zostaje napadnięty w łazience, a jego czaszka przewiercona za pomocą wiertarki…

Nie, powyższe to nie skrótowy przegląd kroniki kryminalnej z Bośni, tylko lista atrakcji, jakie znajdziecie w kolejnym odcinku cyklu o osławionych video nasties. Zapraszamy do lektury zarówno tej odsłony, jak i poprzednich. Oraz do krwawych, nieocenzurowanych seansów.


Night of the Demon (1980, reż. James C. Wasson)

Niskobudżetowy horror odwołujący się do legend o istnieniu Wielkiej Stopy. Grupa studentów pod przewodnictwem profesora antropologii Billa Nugenta (Michael Cutt) wyrusza w leśne obszary Północnej Kalifornii, by zbadać pogłoski o grasującym tam Sasquatchu. Kreatura ma być odpowiedzialna za serię zaginięć i śmierci w tym rejonie. Ekspedycja dowiaduje się od lokalnych mieszkańców o żyjącej w górach sekcie chrześcijan, którzy rzekomo oddają cześć prymitywnemu stworzeniu. Akademicy postanawiają zbadać ów trop, co ostatecznie doprowadzi ich do szokującego odkrycia…

Film Jamesa C. Wassona powstał w 1979 kosztem 70 tysięcy dolarów. Zgodnie ze słowami samego reżysera skromny budżet pozwalał na kręcenie tylko jednego ujęcia dla każdej sceny. Po zmontowaniu obrazu twórcy zorganizowali pokaz dla testowej publiczności, który jednak okazał się katastrofą: gotowe dzieło zostało gremialnie wyśmiane. W tej sytuacji producent Jim L. Ball zdecydował się na dokrętki i dodał szereg sekwencji gore, które powklejane zostały do filmu w formie retrospekcji. W takim oto kształcie rzecz zadebiutowała na amerykańskim rynku na kasetach VHS w 1983 roku i stamtąd udała się na „podbój” Wielkiej Brytanii. Wyspiarze daru nie docenili i w trakcie szumu związanego z video nasties zabronili jakiegokolwiek rozpowszechniania Night of the Demon. Zakaz obowiązywał do 1994 roku, kiedy to BBFC zatwierdziła wersję skróconą o minutę i czterdzieści jeden sekund, która wydana została następnie przez kultowego dystrybutora VIPCO.

O co zatem tyle szumu? Cóż, nie ulega wątpliwości, że film Wassona to pozycja skrajnie tania, obskurna i pod wieloma względami podpadająca pod popularną szufladkę filmu „tak złego, że aż dobrego”. W pierwotnym kształcie obraz był ponoć mocno stonowany i nie zawierał praktycznie żadnych szokujących elementów. Po „ulepszeniach” Balla przeistoczył się w bezwstydny, ukierunkowany na wywołanie szoku festiwal obrzydlistw. Kastracja, gwałt dokonany na dziewczynie przez bestię, podrzynanie gardła czy wreszcie wyciąganie jelit przez ranę w brzuchu – inwencja twórców w kwestii okaleczeń jest spora, choć nie zawsze udaje im się uzyskać pożądany stopień realizmu, co wynikało z ograniczeń budżetowych. Ekranowe gore jest zatem jednocześnie ekstremalne w założeniach i nieporadnie wykonane. Wystarczyło jednak, aby tytuł na przestrzeni lat zyskał sobie niesławę i status kultowy jako tzw. midnight movie. Wiele spośród niedociągnięć udało się zresztą twórcom przekuć na własną korzyść, czego najlepszym dowodem upiorna sekwencja finałowa, w której Wielka Stopa urządza wielką rzeź ekipy badaczy: scena rozegrana została w zwolnionym tempie, a w tle dodano psychodeliczne dźwięki, które kreują atmosferę rodem z koszmaru. Koniec końców, przypadkiem lub też nie, Ballowi udała się sztuka, w której tak wielu przed nim poległo: nakręcić efektowny, budzący grozę film o mitycznym Sasquatchu, wielkiej amerykańskiej legendzie, po którą kino sięgało wielokrotnie, acz z reguły z mizernym skutkiem. Podczas gdy ogromny przebój z 1972 roku i jednocześnie jeden z najbardziej znanych niezależnych filmów o tej tematyce, The Legend of Boggy Creek, dziś jest już tak zwietrzały, że praktycznie nieoglądalny, nietraktujące siebie serio Night of the Demon wciąż skutecznie dostarcza rozrywki kolejnym pokoleniom poszukiwaczy celuloidowych unikatów.


Nightmare Maker (1981, reż. William Asher)

Nastoletni Billy Lynch (Jimmy McNichol, amerykańskiej publice znany w latach 70. jako dziecięca gwiazda telewizyjna) był od wczesnego dzieciństwa wychowywany przez swą nadopiekuńczą ciotkę Cheryl (wyśmienity występ Susan Tyrrell), po tym jak jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Teraz Billy stoi u progu dorosłości: niedługo skończy liceum, stypendium sportowe na Uniwersytecie Denver ma niemal jak w banku. Pewnego dnia pozornie poukładane życie chłopaka zostaje wywrócone do góry nogami za sprawą tragicznego wydarzenia: wracając do domu wieczorną porą, Billy jest świadkiem szamotaniny pomiędzy jego ciotką a pracownikiem sklepu wezwanym do naprawy telewizora, która to przepychanka kończy się śmiercią mężczyzny. Kiedy na miejsce przybywa policja, Cheryl próbuje ich przekonać, iż zmarły próbował ją zgwałcić. Takiej wersji wydarzeń nie daje jednak wiary detektyw Carlson (Bo Svenson), który podejrzewa, że zabójstwa dokonał Billy…

Slasher inspirowany zarówno tragedią Sofoklesa o Królu Edypie, przedstawicielami popularnego w latach 60. nurtu hagsploitation, jak i Psychozą (1960) oraz świeżym wówczas hitem Piątek, trzynastego (1980). Nie oznacza to jednak, że Butcher, Baker, Nightmare Maker (oryginalny tytuł kinowy) stanowi bezrefleksyjny rip-off żonglujący motywami podpatrzonymi u innych, albowiem obraz znanego z pracy w telewizji Williama Ashera doskonale radzi sobie jako samodzielne dzieło, które udanie miesza thriller z dramatem psychologicznym, przy okazji śmiało eksplorując motywy omijane wówczas przez kino grozy. Na pierwszy plan wysuwają się podteksty kazirodcze (zaborcza Cheryl traktuje Billy’ego w sposób stanowczo odbiegający od standardów rodzicielskiego zachowania) oraz homoseksualne. Policyjny detektyw to bigot wszędzie doszukujący się deprawacji i zboczenia, co w jego mniemaniu daje mu prawo do zniszczenia kariery szkolnemu trenerowi koszykówki (postać odtwarzana przez Toma Landersa uznawana jest za jeden z wczesnych przykładów jednoznacznie pozytywnego przedstawienia osoby homoseksualnej w kinie) oraz dręczenia nastoletniego „podejrzanego”. Wielokrotnie pada sugestia, że Billy również jest gejem: chłopak ma problemy z uprawianiem fizycznej miłości ze swą dziewczyną, pod wątpliwość poddany zostaje również charakter jego relacji z nauczycielem. Cała tłamszona seksualność wybucha orgią krwawej przemocy w finale, który do pewnego stopnia spełnia wymogi klasycznego slashera (główny bohater jako męski odpowiednik final girl), tylko po to by zaraz potem zdecydowanie się od nich odciąć.

Ekranowa przemoc była rzecz jasna przyczyną problemów na rynku brytyjskim, gdzie film planowano dystrybuować na kasetach VHS pod tytułem The Evil Protege w 1987 roku, do czego nie dopuściło BBFC. Wrażenie robi już scena otwierająca, sfilmowana przez Jana de Bonta (najbardziej znanego z wieloletniej współpracy z Paulem Verhoevenem, później sam zajmie się reżyserią w Hollywood, kręcąc m.in. Speed [1994] i Twistera [1996]), który krótko po rozpoczęciu zdjęć wyleciał z projektu wraz z pierwszym reżyserem Michaelem Millerem, oskarżonym przez producentów o zbyt wolne tempo pracy. Sekwencja kraksy samochodowej zwieńczonej zmiażdżeniem głowy kierowcy przez drewnianą belkę odznacza się świetnym montażem i stanowi przysłowiowe „trzęsienie ziemi”, od którego każdy szanujący się dreszczowiec powinien się rozpoczynać – później zostanie sparafrazowana w popularnym horrorze dla młodzieży Oszukać przeznaczenie 2 (2003). Można jednocześnie założyć, że oprócz opływających czerwoną farbą scen szlachtowania za pomocą noża, maczety czy pogrzebacza do ognia, cenzurze nie w smak były również inne elementy fabuły, w tym pozytywny sposób przedstawienia osób homoseksualnych oraz nieprzychylny portret stróża prawa, który ostatecznie okazuje się być niebezpiecznym indywiduum i ukrytym czarnym charakterem historii. Ciężko wszak nie zauważyć paraleli pomiędzy obsesyjnie pilnującym zasad moralności detektywem Carlsonem, a oszołomami z National Viewers’ and Listeners’ Association, którzy w latach 80. sterroryzowali opinię publiczną na Wyspach, narzucając jej swoją, jedyną właściwą, wizję świata i tego, co należy uznawać za „obsceniczne”.


Nightmares in a Damaged Brain (1981, reż. Romano Scavolini)

Kobieta dosiada w sypialni mężczyznę w pozycji „na jeźdźca”. Para ewidentnie lubi się zabawić odrobinę ostrzej: kiedy kochanka uderza oblubieńca w twarz, z jego nosa zaczyna cieknąć stróżka krwi. Całej sytuacji w ciszy przygląda się zza uchylonych drzwi mały chłopiec w koszuli z muszką. Spektakl wydaje się być dlań na równi fascynujący, co odrażający. Amory przerywa niespodziewane zdarzenie: kobieta dosłownie traci głowę, jej krew bryzga na wszystkie strony, a leżący pod nią, przywiązany do ramy łózka mężczyzna wydziera się w niebogłosy. Scena kończy się nagle i wszystko okazuje się być jedynie sennym majakiem pacjenta szpitala psychiatrycznego. Jednak czy aby na pewno?

Film Romano Scavoliniego, twórcy m.in. gotyckiego giallo A White Dress for Marialé (1972), z dzisiejszej perspektywy potraktować można wręcz jako dekonstrukcję gatunku slashera. Pomysł na fabułę jako żywo przywodzi na myśl Carpenterowskie Halloween (1978), jednak Włoch na tyle zręcznie przesuwa akcenty, że z początku podobieństwa są wręcz niezauważalne. Bohaterem historii jest George Tatum (Baird Stafford), osobnik, który w dzieciństwie nakrył swoich rodziców na sadomasochistycznych praktykach, co przypłacili śmiercią z jego ręki. George spędził większość dotychczasowego życia na oddziałach psychiatrycznych jako potencjalnie niebezpieczny pacjent. Wreszcie, po latach, dzięki zastosowaniu nowej formy terapii, udało się go „naprostować”, po czym został wysłany w świat. Rzecz w tym, że farmakologia niekoniecznie odnosi pożądane skutki, a lekarze pomylili się w swych diagnozach. Niedługo po wyjściu na wolność „ozdrowieniec” wyrusza w podróż, której celem będzie urządzenie kolejnej rzezi. Co odróżnia Nightmares in Damaged Brain od większości slasherów z okresu to fakt, iż postać zabójcy jest nam doskonale znana od samego początku. Do tego Scavolini unika standardowego schematu fabularnego działającego w myśl zasady „od jednej ofiary do kolejnej”, tradycyjne atrakcje właściwe nurtowi zachowując w dużej mierze na finał (w tym obowiązkową maskę, pod którą morderca będzie się ukrywać). Zamiast odcinać kupony od sukcesów najbardziej znanych przedstawicieli gatunku, twórca „przybrudza” konwencję, oferując naturalistyczny miks seksu i przemocy. Zwolniony z psychiatryka bohater wałęsa się po peep showach w okolicach Times Square, przygląda się tańczącym striptizerkom, czemu towarzyszą przebitki na dokonaną przezeń przed laty zbrodnię. Kiedy jedna z dziewcząt pracujących za szklanym przepierzeniem świntuszy, wkładając sobie jednocześnie w pochwę wibrator, George dostaje ataku padaczki, a w jego głowie powracają wizje brutalnej masakry.

Ze względu na rzeczony naturalizm, dzieło Scavoliniego już na starcie miało pod górkę z cenzurą. Dystrybucją filmu zainteresowane były dwa wielkie hollywoodzkie studia: Warner Bros. oraz Universal Pictures, oba jednak zastrzegły, że podejmą się rozpowszechniania tylko jeśli twórca zgodzi się wyciąć najbardziej szokujące fragmenty. Reżyser odmówił, uzasadniając swoją decyzję tym, że dzieło w zamierzeniu ma wywołać kontrowersje i potrząsnąć widzem. W związku z tym Nightmares in a Damaged Brain (znane też pod krótszym tytułem Nightmare) trafiło do kin z kategorią wiekową „X”, co znacząco ograniczyło zasięg dystrybucji filmu. Na gruncie europejskim nie poszło już tak gładko: wypuszczony na kasetach VHS obraz trafił na listę video nasties i był de facto jedyną pozycją z wykazu, wobec której skutecznie przedsięwzięto najbardziej drastyczne środki. Właściciel firmy dystrybucyjnej World of Video 2000 spędził w więzieniu 18 miesięcy za dopuszczenie do obiegu dłuższej o minutę, niezatwierdzonej przez BBFC wersji. Owa minuta to przede wszystkim szokujące zakończenie, w trakcie którego w najdrobniejszych detalach poznajemy szczegóły zbrodni młodego George’a: chłopiec o beznamiętnym wyrazie twarzy odcina matce głowę za pomocą siekiery, którą następnie wbija ojcu w twarz. Wykonanie efektów[1] w tej scenie w dalszym ciągu robi spore wrażenie, nic więc dziwnego, że w 1984 roku rzecz przyprawiała stróżów moralności o palpitacje. Cała wrzawa miała również swój efekt uboczny: na czarnym rynku w Wielkiej Brytanii kopie obrazu Scavoliniego sprzedawane były po 100 funtów za sztukę. Nightmares… zostało dopuszczone do obiegu w nieocenzurowanej formie w 2015 roku.


Possession (1981, reż. Andrzej Żuławski)

Przypadek o tyle osobliwy, że tym razem nie mamy do czynienia z szeroko pojętym kinem eksploatacji czy gatunków, a z pozycją na wskroś artystyczną, autorską, choć ubraną w szaty kina grozy (sam Żuławski zżymał się zresztą w wywiadach, że jego film reklamowany był na rynku amerykańskim jako czystej wody horror). Co więcej, Possession pierwotnie trafiło na ekrany kin brytyjskich w wersji nieocenzurowanej, niewygodne stało się dopiero gdy weszło na rynek wideo, gdzie dostęp doń mieli również niepełnoletni odbiorcy.

Na pomysł fabuły Żuławski wpadł w trakcie przeciągającego się rozwodu z polską aktorką Małgorzatą Braunek. Po tym jak jego wystawny projekt science-fiction Na srebrnym globie (kręcony w latach 1976-1977, premierę miał dopiero w 1988) został zablokowany decyzją wiceministra kultury i sztuki Janusza Wilhelmiego, reżyser zaczął rozglądać się za możliwościami stworzenia nowego projektu na Zachodzie. Wspólnie z amerykańskim pisarzem Fredericem Tutenem Polak napisał scenariusz o rozpadzie związku utrzymany w stylistyce psychologicznego horroru. Z pomocą w jego sfilmowaniu przyszła francuska producent Marie-Laure Reyre, która zasugerowała do głównej roli żeńskiej Isabelle Adjani, której olbrzymią popularność (i nominację do Oscara) przyniósł występ w kostiumowym melodramacie Françoisa Truffauta Miłość Adeli H. (1975). Na pokład udało się również wciągnąć mało znanego wówczas aktora australijskiego, Sama Neilla. Zdjęcia powstawały w Berlinie Zachodnim, w bezpośrednim sąsiedztwie Muru Berlińskiego, co pomogło spotęgować atmosferę alienacji i postępującego rozkładu. Do stworzenia zrodzonej przez bohaterkę odtwarzaną przez Adjani kreatury zatrudniony został Włoch Carlo Rambaldi, który na tamtym etapie miał już za sobą pierwsze sukcesy w Hollywood, będąc autorem efektów specjalnych do takich widowisk jak King Kong (1976) i Bliskie spotkania trzeciego stopnia (1977). Gotowy film stanowi mariaż arthouse’owego dreszczowca, typowej dla dorobku Żuławskiego „histerycznej” maniery i ociekającego wydzielinami body horroru. Podobnie jak wcześniejsze dzieła twórcy, rzecz jest otwarta na interpretacje, niejednoznaczna i wplata do fabuły motywy takie jak samotność, depresja, rozpad osobowości, obłęd, demoralizujący wpływ ideologii komunistycznej na moralność człowieka czy możliwość istnienia Doppelgängerów, idealnych sobowtórów o przeciwstawnych cechach charakteru.

Possession w momencie premiery spotkało się z chłodnym przyjęciem, na co niebagatelny wpływ miały zarówno ograniczona dystrybucja, jak i myląca kampania marketingowa. Na rynku amerykańskim film został przez dystrybutora przemontowany i drastycznie skrócony – z dwóch godzin do godziny siedemnastu minut – celem przekształcenia go w rasowy horror. Usunięto większość scen dających wgląd w codzienne życie i psychikę bohaterów, sekwencje akcji „wzbogacono” o psychodeliczne efekty optyczne, dodano też nową ścieżkę dźwiękową z chorałami przywodzącymi na myśl sataniczne shockery pokroju Omenu (1976). W Wielkiej Brytanii obraz przeszedł niemal niezauważony przez kina studyjne, po czym wylądował na półkach wypożyczalni kaset. Dopiero tam przykuł uwagę cenzorów, którym nie w smak były takie elementy, jak seks kobiety z wyposażonym w macki potworem czy krwawy „poród” na stacji berlińskiego U-Bahnu (która to scena notabene była tak wyczerpująca emocjonalnie dla Adjani, że Żuławski ograniczył się do dwóch podejść). Kopie filmu zostały zarekwirowane, po czym zniknął z brytyjskiego rynku na dobre kilkanaście lat, by zostać wydanym w wersji nieocenzurowanej – po zaaprobowaniu przez BBFC – w 1999 roku przez dystrybutora Visual Film.


Pranks (1982, reż. Jeffrey Obrow, Stephen Carpenter)

Zainspirowane sukcesem Piątku, trzynastego (1980) dzieło grupy studentów UCLA. Akcja rozgrywa się na kampusie uniwersyteckim w trakcie przerwy świątecznej. Podczas gdy większość studentów udała się do rodzinnych domów na Gwiazdkę, piątka z nich zostaje na miejscu z misją uprzątnięcia przeznaczonego do wyburzenia pawilonu. Gdy teren kampusu pustoszeje, pozostawione na warcie nastolatki zaczynają jeden po drugim ginąć…

Pranks, na większości rynków znany jako The Dorm That Dripped Blood, powstało w okresie największego boomu na slashery i jak większość epigonów Halloween (1978) czy wspomnianego przeboju w reżyserii Seana S. Cunninghama przede wszystkim uparcie utrwala gatunkowe klisze i schematy. Mamy więc grupę dzieciaków, które po kolei są eliminowane przez tajemniczego zabójcę. Podstawowy problem filmu polega na jego statyczności i braku niemalże jakiegokolwiek suspensu: większość czasu ekranowego zajmują sceny z bohaterami przemykającymi się ciemnymi korytarzami uczelnianych budynków. Praca kamery jest wysoce niemrawa i w zasadzie sprowadza się do użytkowania kontrplanów, ożywiając się jedynie w scenach morderstw. Te zaś są dosyć krwawe i brutalne: nieprzytomna dziewczyna przejechana samochodem, mężczyzna pozbawiony życia za pomocą kija bejsbolowego nabitego gwoźdźmi czy zabójstwo przy użyciu wiertarki. Pomiędzy nimi wieje jednak nudą, aż do wyłamującego się z konwencji, ponurego finału, w którym zło ostatecznie zwycięża. Końcowy twist stanowi novum w ramach gatunku, nie jest jednak w stanie wymazać z pamięci wszystkich niedociągnięć filmu, który po latach słusznie zginął w zalewie setek innych podobnych produkcji z epoki.

Mimo tego obrazowi Stephena Carpentera i Jeffreya Obrowa udało się zwrócić uwagę cenzorów zarówno w ojczyźnie, jak i za wielką wodą. W Stanach film musiał zostać przycięty, tak aby nie podpaść pod kategorię wiekową „X” (poszło głównie o zabójstwa z użyciem kija i wiertarki). W Wielkiej Brytanii Pranks wypłynęło na kasetach VHS w połowie lat 80. i było przedmiotem postępowania sądowego, jednak ostatecznie obraz został usunięty z listy video nasties. Wypuszczono go ponownie na rynku wideo w 1992 roku, z wyciętymi 10 sekundami materiału, zawierającymi scenę wiercenia w czaszce mężczyzny wiertarką. Wszystkie późniejsze wydania na Wyspach są również pozbawione tego fragmentu, który obecnie zawarty jest jedynie w wersji Unrated.


[1]  Za efekty gore odpowiedzialny zdaniem twórców miał być Tom Savini, jednak legendarny specjalista od ekranowych rzeźni do dziś wypiera się swego udziału, twierdząc, że był jedynie konsultantem na planie. W związku z tym nazwisko Saviniego zostało usunięte z napisów we wszystkich późniejszych wydaniach filmu.

cdn…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *