Z archiwum HK Cat III: Her Vengeance (1988)
Ying (Pauline Wong), pracownica nocnego klubu w Makau, wdaje się w pracy w utarczkę z grupą zakłócających spokój oprychów. Mężczyźni zostają wyrzuceni z przybytku, jednak to nie kończy sprawy. Kiedy Ying wraca nocą do domu, zostaje przez nich napadnięta i brutalnie zgwałcona. Dziewczyna próbuje dalej żyć jak gdyby nigdy nic, jednak wkrótce odkrywa, że od jednego z napastników zaraziła się wirusem HIV. Biedaczka decyduje udać się do Hongkongu, by szukać wsparcia u Hunga (Lam Ching-ying), dawnego ukochanego jej siostry, który obecnie prowadzi dobrze prosperującą knajpę. Hung odmawia pomocy w akcie zemsty, daje jednak Ying zatrudnienie. Pewnego wieczoru dostrzega ona przy barze jednego ze swych oprawców i podejmuje błyskawiczną decyzję o wymierzeniu mu kary…
Remake klasycznego hongkońskiego rape n’ revenge Kiss of Death (1973) w reżyserii Lam Nai-Choia, cenionego fachury od kina rozrywkowego z akcentem na eksploatację, twórcy m.in. The Seventh Curse (1986), Erotic Ghost Story (1990) czy kultowego Story of Ricky (1991). Ten ostatni tytuł może zachodniemu widzowi dawać dobre pojęcie, czego mniej więcej może spodziewać się po Her Vengeance. Nie uprzedzajmy jednak faktów… Lam Nai-Choi trzyma się przez większość czasu dość wiernie fabuły pierwowzoru, nieznacznie tylko zmieniając drobne składowe historii. Bohaterka od początku robi więc w gastro-szołbizie, podczas gdy w filmie Meng-Hua Ho była pracownicą fabryki tekstylnej. Syfilis (tudzież rzeżączka, bo obie te choroby określane były w okresie wojny wietnamskiej mianem „Wietnamskiej Róży”, na którą to chorobę zapadła mścicielka w oryginale) zastąpiony został bardziej morderczym (a przy tym będącym „na czasie”) AIDS. Niektóre scenariuszowe zmiany są dyskusyjne: dobroczyńca zgwałconej dziewczyny nie jest tutaj już zwykłym kuternogą, ale kaleką z prawdziwego zdarzenia, poruszającym się na wózku inwalidzkim, co nie przeszkadza mu w sianiu postrachu wśród klienteli jego klubu. Zbiry, na których Ying bierze odwet, są zaś nie tylko podłymi gwałcicielami, ale i przy okazji mordercami jej ojca. Ów twist miał zapewne podbić stawkę i podgrzać atmosferę przed finalną rozprawą, ale ciężko oprzeć się wrażeniu, że akurat był to wątek zbyteczny i wciśnięty został do opowieści na siłę.
Z innych znaczących modyfikacji względem remake’u na pierwszy plan zdecydowanie wybija się kwestia ekranowej przemocy. Her Vengeance było jednym z pierwszych tytułów, które otrzymały od hongkońskiej cenzury nową kategorię wiekową III. Nai-Choi już przy okazji sceny gwałtu daje do zrozumienia, że „idzie nowe”, a jego film to nie niedzielny piknik i możliwości wynikające z otwarcia cenzuralnej furtki (przypomnijmy: wprowadzenie HK Cat III w praktyce dawało twórcom pragnącym pofolgować sobie w kwestiach seksu czy przemocy więcej swobody, bo do tej pory wielu rzeczy w filmach prezentować nie było po prostu jak) wykorzystać zamierza do cna. Sekwencja gwałtu zbiorowego, którą tu dostajemy, nosi wyraźne znamiona inspiracji osławioną sceną gehenny bohaterki Pluję na twój grób (1978). I choć pod względem intensywności ten fragment obrazu Nai-Choia nijak nie może równać się z półgodzinną sceną z filmu Meira Zarchiego (tutaj to zaledwie kilka minut, a szczegóły pozostają poza kamerą), to i tak atak na Ying na cmentarzu jest wystarczająco brutalny i dosadny, by wkurzyć niejednego cenzora w zaparowanych okularach.
To jednak dopiero początek, bo najlepsze Her Vengeance zostawia de facto na później. Zemsta dziewczyny jest odpowiednio brutalna i widowiskowa, nawet jeśli rozciągnięta została w czasie i gdzieś pośrodku film nieco traci tempo. Zaczyna się od odcięcia ucha jednemu z obwiesiów (tutaj kamera nie unika już detali), po czym Ying w morderczym szale dusi sprawcę swego nieszczęścia. Dalej jest jeszcze pijacka orgia filmowana przez jej inicjatorów z myślą o podziemiu porno, zakończona morderstwem prowodyra z użyciem zaostrzonej rurki, z której następnie obficie tryska krew. To wszystko jednak tylko aperitif przed prawdziwą petardą, którą jest finał. Tutaj nie zamierzam zdradzać szczegółów, napiszę jedynie, że ostateczna rozprawa z bandziorami u Nai-Choia jest niczym sławetna Peckinpahowska eksplozja krwawego szaleństwa z Nędznych psów (1971), tyle że na solidnych sterydach. Na ekranie rozpętuje się najprawdziwsza jatka, w trakcie której nawet takie tabu jak ludzka niepełnosprawność nie może liczyć na uszanowanie. To po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy.
Nie tylko zresztą w kwestii krwistych befsztyków rzecz atrakcjami stoi. Jak przystało na produkcję z Hongkongu, nieodzowny jest tutaj również głupawy humor, który wyraz znajduje głównie w scenach z inwalidą Hungiem. Scena treningu zabijaki na wózku inwalidzkim to najprawdziwszy odlot: chłop praktycznie lata na swym wehikule, a dla podkreślenia popisów i poziomu lansu na koniec miażdży, balansując przy tym na krawędzi budynku, robala. Po latach Amerykanie w ten sposób mogliby wyśmiewać ejtisowe sceny montażowe morderczych przygotowań do rozstrzygającego pojedynku, Hongkong od niechcenia przywalił swoje podsumowanie niezwykle modnego trendu jeszcze przed zakończeniem dekady.
Na koniec wróćmy jeszcze do, arcyważnej w przypadku należytego odbioru takiego dzieła jak Her Vengeance, kwestii cenzury. Istnieją dwie oficjalne wersje filmu. Pierwsza, trwająca 78 minut, to wersja uncut, zawierająca wszystkie bezeceństwa w stanie nietkniętym. Druga, trwająca 85 minut, to wydanie opatrzone kategorią IIb (filmy nieodpowiednie dla młodych widzów, mogą być przez nich oglądane tylko w towarzystwie dorosłego opiekuna), z którego usunięto większość golizny i scen przemocy, w zamian zastępując je dodatkowym materiałem. Jest też wersja „bootlegowa”, mieszająca obydwie wzmiankowane i po tę (czas trwania: 92 minut) najlepiej też sięgnąć. Co z wersji ocenzurowanej zostało wycięte łatwo poznać po zmianie jakości obrazu na gorszą (fragmenty „z przemocą” wyglądają, jakby zostały wzięte z jakiegoś VHS-a) i uwierzcie, że praktycznie całe gore wyleciało, a wraz z nim cała frajda płynąca z seansu. Pozostaje współczuć tym, którzy sięgnęli po ów tytuł w wariancie ugrzecznionym, bo ominął ich kawał soczystego rock 'n’ rolla. Pardon, rape n’ revenge’u…
Pornograf i esteta. Ma gdzieś konwenanse. Do jego ulubionych twórców należą David Lynch, Stanley Kubrick, Gaspar Noé oraz Veit Harlan. Przyszedł ze śmiertelnego zimna, dlatego zawsze mu gorąco.