Blue Monday: New Wave Hookers (1985) / New Wave Hookers 2 (1991) / New Wave Hookers 3 (1993)

Alt porn to gałąź pornografii skupiająca się na portretowaniu seksualnej aktywności przedstawicieli rozmaitych subkultur, przy czym ramy nurtu są dość luźne i pojemne, bo mogą obejmować zarówno fabuły poświęcone zagadnieniom związanym z subkulturami, jak i po prostu — zwłaszcza dziś — pozbawione jakiegokolwiek kontekstu akty seksualne w wykonaniu osób o „niecodziennym” wyglądzie i ubiorze: z tatuażami na ciele, kolczykami czy noszące się w zgodzie z wymogami danego ruchu. Alternative porn narodziło się w latach 80., za pierwsze przymiarki do podgatunku można uznać eksperymentalne dokonania Stephena Sayadiana (Nightdreams [1981], Café Flesh [1982]). Najgłośniejszym przedstawicielem nurtu, filmem od którego moda na dobre rozkwitła, pozostaje jednak New Wave Hookers braci Gregory’ego i Waltera Dark.

Rodzinny duet (Gregory reżyserował, Walter był współproducentem) w kwestii fabularnej postawił na prostotę, skupiając się głównie na estetyce. W filmie poznajemy dwóch kumpli (Jack Baker i Jamie Gillis), którzy podczas oglądania filmu porno fantazjują o otwarciu własnej agencji towarzyskiej. Kolesie zasypiają przed telewizorem i zaczynają śnić scenariusz związany ze swoim „biznesplanem”: we śnie są alfonsami, którzy pod swoją pieczą mają gromadę szałowych „suczek”. Owe dziewczęta mają jedną szczególną właściwość: robią się naprawdę napalone i chętne do harców wszelakich dopiero wówczas, gdy słyszą muzykę nowofalową.

Po tym bzdurnym wyprowadzeniu otrzymujemy zestaw scen seksu z udziałem największych gwiazd branży dekady (m.in. Ginger Lynn, Kimberly Carson, Gina Carrera, Traci Lords, Tom Byron, Steve Powers, Peter North, Rick Cassidy), a w tle przygrywają wpadające w ucho utwory, w większości przypadków instrumentalne. I tyle. Wystarczyło, aby New Wave Hookers odniosło olbrzymi sukces i szturmem wdarło się na rynek VHS (wpierw obraz miał jednak ograniczoną dystrybucję kinową). Na gali AFAA Erotica Awards tytuł zgarnął nagrody za najlepszą scenę erotyczną, najlepszy soundtrack i dla najlepszej piosenki (przewijający się w tle przez większość czasu utwór Electrify Me grupy The Plugz). Po latach magazyn Adult Video News umieścił z kolei dzieło Darka na 17. miejscu listy „101 najlepszych produkcji dla dorosłych wszech czasów”.

Pomyśli chłop z babą: „Toż to Obywatel Kane pornosów! Lecę do wypożyczalni!”. Tyle że sprawa nie jest taka prosta i chwalebna. Bo New Wave Hookers to nie jest na dobrą sprawę nawet dobry film. Za całą fabułę robi czerstwy dowcipas, scenografia trzeszczy kartonem jak domek dla lalek, którego wytrzymałość testuje zadek hipopotama, a o aktorstwie można powiedzieć tyle, że z całej obsady w pamięć zapada Jamie Gillis, który nie dość, że nieznośnie błaznuje, to jeszcze sprawia wrażenie, jakby w trakcie zdjęć był mocno nietrzeźwy. Taniocha i kabaret, ujmując krótko. Jednocześnie jednak obraz Gregory’ego Darka perfekcyjnie sprawdza się jako pozycja kultowa. Mamy odwołania do nośnego w momencie powstania trendu i próby przymilenia się młodzieżowej widowni. To porno doby MTV: luzackie i zadziorne. Temperatura scen seksu jest wprawdzie dość nierówna. Najsłabiej wypada finałowa orgia, która jest ospała i pozbawiona polotu. Z drugiej strony mamy petardy w postaci epizodów łasej na podwójną penetrację Ginger Lynn i przebranej za diablicę Traci Lords. Z tą drugą sceną wiążą się rzecz jasna kontrowersje, bowiem aktorka w momencie jej nagrywania była nieletnia. Gdy ów fakt wyszedł na jaw, wszystkie kopie filmu zostały wycofane z obrotu. We wznowieniach na amerykańskim rynku spełniająca — według tamtejszego prawa — kryteria dziecięcej pornografii scena jest już wycięta. Można ją za to znaleźć na niektórych europejskich wydaniach DVD, gdyż na Starym Kontynencie w większości krajów tzw. wiek zgody jest niższy niż w Stanach (więcej o sytuacji prawnej pornograficznej części filmografii Lords przeczytacie tutaj).

Nakręcona pięć lat po oryginale część druga prezentuje już nową generację gwiazd XXX: przez ekran przewijają się młode ikony branży epoki pokroju Madison, Patricii Kennedy, Sandry Scream, Danielle Rogers czy zmarłej tragicznie w wieku zaledwie 23 lat Savannah. Ze starej gwardii ostali się tylko strzelający spermą jak strażacka sikawka wodą Peter North oraz niebiorący aktywnego udziału w scenach seksu Jack Baker. Pod względem wzorców mody „dwójka” jest już mocno osadzona w latach 90.: zwraca uwagę duża ilość sztucznych biustów, jak i fakt, że większość cipek jest pieczołowicie wygolona.

Pod względem fabularnym twórcy jeszcze bardziej bezwstydnie brną w absurd: tym razem mamy śledztwo w sprawie Little Williego (wspomniany Baker), alfonsa i przywódcy dziwacznej sekty, który za pomocą swej magicznej różdżki pragnie zaprowadzić na ziemi „Kurestwo Niebieskie”. Jakby głupot było mało, z czasem dołącza do tego wątek mieszkanek Atlantydy, które kontrolują mężczyzn na całym świecie przy użyciu prostytucji. Nie ma większego sensu komentować tych rewelacji, z założenia ma być wszak głupio i niepoważnie. Co istotne z perspektywy przeciętnego zjadacza pornosów, to to, że podstawowe założenie każdego sequela zostaje tu spełnione. „Akcji” jest więcej i jest ona znacznie bardziej urozmaicona niż w pierwszej części. Jeśli przyszliście popatrzeć na sceny robienia loda i podwójne penetracje to na pewno w trakcie seansu na nudę narzekać nie będziecie. Szkoda jedynie, że to wszystko wygląda tak tanio i tandetnie: kostiumy i scenografia stanowią największe mankamenty produkcji.

W części trzeciej cyklu (przedostatniej wyreżyserowanej przez Darka, który później poświęcił się głównie soft-porno i reżyserii teledysków) poznajemy borykające się z problemami finansowymi małżeństwo. Frank (Jon Dough) proponuje Tiffany (Crystal Wilder), aby w celu podreperowania domowego budżetu zaczęła się prostytuować. Małżonka jest pomysłem oburzona, więc Frank idzie po radę do szemranego adwokata (Rocco Siffredi). Ten odsyła zdesperowanego mężusia do specjalnej kliniki hipnozy dla kobiet.

Pod wieloma względami można uznać New Wave Hookers 3 za najlepszą część serii. Choć akcenty humorystyczne są wciąż obecne w fabule, to mniej tu wygłupów. Od strony stylistycznej śmiało można powiedzieć, że Dark wyciągnął wnioski ze swej kariery twórcy nieco bardziej wysublimowanej erotyki – w odstawkę poszła przaśna scenografia, większość akcji toczy się nie w sklejkowym studio, a w naturalnych pomieszczeniach, a sceny seksu są sfilmowane z dozą wyrafinowania, na którą pozwalała tania kamera: Dark stosuje dyskretne oświetlenie, trochę bawi się teledyskowym montażem. Więcej tutaj również inwencji w kwestii rozmaitych zabaw łóżkowych: jest gangbang, jest scena bukkake, jest nawet scena seksu grupowego z mężczyznami przebranymi za… kaczory — idiotyczna, niemniej zapadająca w pamięć. Dziwić mogą nieco akcenty fetyszystyczne, bo Dark nagle ogromne zainteresowanie okazuje stopom i obuwiu aktorek, ale to mogło być wynikiem współpracy z Siffredim, który znany jest ze swej fiksacji na punkcie kończyn dolnych.

Z jednej strony twórcom pomysłowości nie brakuje, z drugiej — przy mimo wszystko szczątkowej fabule — blisko dwugodzinny seans z czasem mimo wszystko zaczyna nużyć. Nie pomaga pospolita w większości przypadków uroda aktorek, z reguły wyposażonych w przesadnie napompowane biusty i przesadnie umalowanych. To już lata 90. pełną gębą, dekada złego smaku i plastiku, której karykaturę stanowi niestety współczesność. Spośród całej obsady najmilsza oku jest wcielająca się w główną bohaterkę Wilder, szczęśliwie, bowiem jej postać ma najwięcej czasu ekranowego. Drugi plan tonie w bylejakości, budząc niepowstrzymaną tęsknotę za lepszymi czasami. Przygotujcie się zatem na rychły bluemondayowo/skinflickowy powrót do strefy komfortu z lat 70. Do następnego!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *