Frankenstein ’80 (1972)

Frankenstein ’80 – reż. Mario Mancini
Dr Otto Frankenstein (Gordon Mitchell) to ostatnie ogniwo długiej linii szalonych naukowców, którzy dawno już przekroczyli granice etyki. Jego nowatorskie serum ma zapobiegać odrzutom przeszczepów, ale gdzie kończy się medycyna, zaczyna się obsesja. Z nielegalnie zdobytych ciał tworzy on istotę, której nie da się ujarzmić – Mosaico (Xiros Papas), mutanta w szwach i bliznach, dla którego przetrwanie oznacza brutalną eliminację wszystkiego, co stanie mu na drodze. A kiedy monstrum wyrwie się na wolność, miasto staje się jego areną, gdzie krew leje się gęsto, a trup ściele się jak po rzezi. Jego śladem podąża dziennikarz Karl Schein (John Richardson).
Włoskie kino grozy lat 70. to teren, gdzie granice dobrego smaku były jedynie luźną koncepcją, a reguły narracyjne poddawano brutalnej wiwisekcji. Frankenstein ’80 (1972) Mario Manciniego to jeden z tych filmów, które nie tyle wymykają się klasyfikacjom, ile rozrywają je na strzępy i zszywają w coś zupełnie nowego – lepki, krwisty, groteskowy twór, który śmieje się prosto w twarz klasyce. To nie jest gotycki horror z romantycznym wydźwiękiem – to operacja na żywym organizmie bez znieczulenia. Mancini nie zastanawia się nad moralnością swojego doktora – to nie filozoficzne rozważania o boskiej sile, a festiwal rozpadającego się ciała, triumfu skalpela nad człowieczeństwem. Efekty specjalne, dzieło samego Carlo Rambaldiego, są surowe i bezpośrednie. Każdy szew wygląda na rzeczywisty, każda rana pulsuje bólem, jakby Mosaico był autentycznym produktem nieudanego eksperymentu. Muzyka Daniele Patucchiego pulsuje niczym szalejące serce potwora – raz hipnotyzująco elegancka, raz rozedrgana jak puls po zbyt dużej dawce adrenaliny. Gordon Mitchell w roli Frankensteina nie przypomina melancholijnego naukowca – to chirurg szaleniec, bóg i rzeźnik w jednym. Xiro Papas jako Mosaico to ucieleśnienie koszmaru – nie tylko potwór, ale sklejona na siłę, karykaturalna wizja człowieka, który nigdy nie powinien istnieć. Sceny morderstw to esencja włoskiego gore – surowe, brutalne i przesiąknięte kampem-najlepsza z tych akcji ma miejsce w mięsnym, gdzie Mosaico wpada po świeżą wątróbkę. Rzecz przenosi się na zaplecze, pośród wiszących półtusz potwór gania z kością w łapsku sprzedawczyni, która nie wiedzieć czemu naprędce się rozbiera (sprzedawczyni, nie kość). Mosaico nie zabija szybko – jego ataki są przedłużone, wręcz rytualne, pełne fizycznego okrucieństwa.

Frankenstein ’80 to horror, który nie tyle fermentuje, ile z czasem mutuje, jak formalina w słoju skrywającym coś, co nigdy nie powinno zostać stworzone. Takie kino nie pyta o zgodę – ono porywa cię w wir obłędu i zostawia z pulsującą w głowie myślą: „To się nie powinno wydarzyć. Ale jednak się wydarzyło.”
Film przeszedł niemal niezauważony we Włoszech w momencie swojej premiery (choć rok później powstała nawet fotonowela na jego podstawie), z czasem zyskując kultowy status. Od 2 lat jest dostępny dzięki staraniom Cauldron Films w widowiskowo odrestaurowanej wersji na płycie Blu-ray. Tylko dla odważnych i zaprawionych w euro obskurze, powinien im przysporzyć nieco perwersyjnej radochy.
Wydanie Blu-ray: Cauldron Films, USA, Region Free

Pogo pod scenę, próchno wypierdalać!