Sinéma Érotique: Spotkanie dwóch księżyców (1988)

Było ciepłe lato, choć czasem padało
Dużo wina się piło i mało się spało
Tak zaczęła się wakacyjna przygoda
On był jeszcze młody i ona była młoda
Zakochani przy świetle księżyca nocami
Chodzili długimi leśnymi ścieżkami
Tak mijały tygodnie, lecz rozstania nadszedł czas
Zawsze mówił jedno zdanie: „Moje ślicznie ty kochanie”…
Poznali się na lokalnym festynie. Ona — dziewczyna z dobrego domu, on — zwykły pomagier od obsługi karuzeli. Od razu zaiskrzyło i dali się ponieść namiętności, pomimo że od początku było wiadomo, że to może być jedynie przelotny romans. Brzmi jak ckliwe romansidło dla gospodyń domowych? Bo to film Zalmana Kinga, specjalisty od przaśnej erotyki, twórcy m.in. kultowej i z błotem zmieszanej Dzikiej orchidei (1989).
Akcja opowieści oczy się na amerykańskim Południu. April Delongpre (Sherilyn Fenn) wywodzi się z lokalnych wyższych sfer, jej ojciec jest wpływowym senatorem. Po ukończeniu szkoły dziewczyna przygotowuje się do zamążpójścia. Ślub z Chadem (Martin Hewitt) ma posłużyć zacieśnieniu więzi pomiędzy dwoma arystokratycznymi rodami z Alabamy, typowe małżeństwo aranżowane. Tak się to odbywa w tych stronach od wieków, co bezustannie podkreśla w rozmowach z April jej babka (Louise Fletcher). April ma bowiem pewne rozterki, w głowie kołata jej myśl: czy aby właśnie takiego, wypranego z emocji losu by dla siebie chciała? Zwątpienie narasta, gdy poznaje Perry’ego (Richard Tyson), pracownika objazdowego lunaparku, młodzieńca bezczelnego, uwodzicielskiego i pewnego siebie. Perry ma wszystko to, czego April brakowało w dotychczasowym życiu, wie jak rozkochać kobietę i doprowadzić ją do wrzenia. Romans tej dwójki jest gwałtowny, pełen sprzecznych emocji, dziewczę po raz pierwszy poznaje smak miłości. Tymczasem nieubłaganie zbliża się termin zaślubin i moment rozstania kochanków.
Pod względem fabularnym mamy do czynienia z bezwstydną sztampą, ale od strony realizacji rzecz prezentuje się naprawdę dobrze. King, wcześniej znany przede wszystkim jako aktor drugiego planu, już w swoich pierwszych projektach reżyserskich (w tym samym roku miało jeszcze premierę Wildfire) udowodnił, że jest znakomitym stylistą. Z pomocą operatora (pracujący głównie przy teledyskach Mark Plummer) wyciska ze zdjęć soczyste barwy, umiejętnie bawi się oświetleniem i kadrami: jego Południe ma splendor i szyk, a sceny erotyczne to perełki softcore’owej pornografii, wycyzelowane, piękne jak rozkładówki Playboya wprawione w ruch. Tutaj nie ma to jeszcze posmaku niezamierzonej autoparodii, w którą monotematyzm twórcy stoczy się z biegiem czasu. Jest to świeże i ekscytujące, nawet jeśli zalatuje kiczem.



Krytycy rzecz jasna na Spotkaniu dwóch księżyców nie zostawili suchej nitki, ganiąc Kinga za bezrefleksyjne hołdowanie niskim gustom i babranie się w eksploatacyjnej konwencji. Reżyser rzeczywiście nie ma bowiem nic ciekawego ani doniosłego do przekazania, w zasięgu wzroku buzują mu jedynie brukowy melodramat i natchnione sceny seksu. Dialogi potrafią być niemożebnie napompowane, do skraju idiotyzmu wręcz. Pod koniec scenariusz stara się podkręcić temperaturę i podnieść stawkę intrygi, ale na życzenie producenta zakończenie zmieniono na miałki happy end. Słusznie zresztą, bo tragiczny finał w przypadku tak błahej przypowiastki mógłby mieć wydźwięk jedynie komiczny.
Warto na pewno poświęcić kilka zdań obsadzie. Na drugim planie King obsadził oscarowych weteranów w osobach Louise Fletcher i Burla Ivesa. W roli głównej wystąpiła Sherilyn Fenn, widzom na całym świecie znana jako Audrey Horne z Miasteczka Twin Peaks (1990-1991). Fenn, na etapie kręcenia zaledwie 23-letnia, w blond włosach, jest tu nawet bardziej ponętna, niż u Lyncha (jeśli mam być szczery, to w serialu moją uwagę w większym stopniu przykuwały Lara Flynn Boyle i Mädchen Amick), może dlatego, że w kontrakcie ma sceny rozbierane, a ciało wręcz bajeczne. Tyson (m.in. rola złego w Gliniarzu w przedszkolu [1990]) to z kolei obsadowe kuriozum: zbudowany jak Apollo, ale ze wklejoną w środek zbyt dużej głowy facjatą Jamesa Franco. Prawie jak młody Val Kilmer, ale prawie w tym przypadku robi dużą różnicę. Ciekawostkę stanowią występy: ostatni w karierze Hervé’a Villechaize’a (wredny karzeł z Człowieka ze złotym pistoletem [1974]) oraz debiutancki 13-letniej Milli Jovovich, która wcieliła się w młodszą siostrę bohaterki.
Składowych przemawiających na plus omawianej pozycji jest wbrew pozorom sporo i w moim odczuciu przeważają one nad minusami. Osobiście wyżej stawiam Spotkanie…, niż dużo głośniejszą, a już nieznośnie zmanierowaną Dziką orchideę, która zresztą stanowi niewybredną kalkę 9½ tygodnia (1986). Tutaj przynajmniej mamy w miarę oryginalną historię, którą łatwo kupić pomimo wszystkich jej naiwności — wystarczy, że choć raz w życiu było się szaleńczo zakochanym.

Pornograf i esteta. Ma gdzieś konwenanse. Do jego ulubionych twórców należą David Lynch, Stanley Kubrick, Gaspar Noé oraz Veit Harlan. Przyszedł ze śmiertelnego zimna, dlatego zawsze mu gorąco.