Sinéma Érotique: The Girl with the Hungry Eyes (1995)

Lata 30. Miami. Modelka Louise (Christina Fulton) popełnia samobójstwo w jednym z pokoi hotelu The Tides. Upływa sześćdziesiąt lat, The Tides jest już ruiną. W jego niegdyś luksusowych wnętrzach Louise nieoczekiwanie powraca do życia. Teraz jest wampirzycą, natarczywy głos w jej głowie nakazuje jej zabijać przypadkowych kochanków i wysysać ich krew. Głos ma też inną instrukcję dla zmartwychwstałej dziewczyny: poleca jej odszukać klucz do pewnej skrytki depozytowej. Trop wiedzie do biednego fotografa, dla którego Louise zaczyna pozować…
Adaptacja opowiadania Fritza Leibera, pisarza wyspecjalizowanego w prozie spod znaku magii i miecza. Krótką historię zekranizowano już wcześniej, w 1972 roku, w ramach telewizyjnej antologii grozy Night Gallery. Film Jona Jacobsa nie idzie jednak w kierunku prostoty pulpowej rozrywki, prędzej za to wpisuje się w efemeryczny nurt kameralnych opowieści wampirycznych z połowy lat 90. w rodzaju Uzależnienia (1995) czy Habit (1995). Niskobudżetowy horror, bez fajerwerków, oparty głównie na aktorstwie i nastroju alienacji. Tyle łączy The Girl with the Hungry Eyes z filmami Abla Ferrary i Larry’ego Fessendena. Reszta aspektów niestety już go od nich oddziela.
Dzieło Jacobsa to produkt na poły amatorski, pokraczny i nieudolny. Dominują roztrzęsione ujęcia z ręki i rwany montaż, którym towarzyszy soundtrack pozlepiany z kiepskich kawałków techno. Zdecydowana większość aktorów to indywidua z ulicznej łapanki, rzadko kto w ogóle mówi tu poprawnym angielskim. Fabuła zaś jest chaotyczna i z grubsza rzecz biorąc bezcelowa. To kiepski film.






Nawet słabe filmy miewają czasem jednak pewne plusy i w tym przypadku muszę przyznać, że te sporadyczne pozytywy ratują całość przed katastrofą. The Girl with the Hungry Eyes to tandeta, ale intrygująca i poniekąd hipnotyzująca. Gdy już przywykniemy do męczących środków wyrazu (mamy lata 90., MTV w rozkwicie, podobnych przypadków epileptycznego rzemiosła filmowego było wówczas sporo) i koszmarnego aktorstwa, można z tej magmy wyłapać poszczególne ciekawe pomysły i dać się uwieść klimatowi podupadłego Miami jako kurortu pełnego zepsucia i szemranych typów. U Jacobsa to miasto dalekie od pocztówkowej wizji Michaela Manna, brudne, mroczne, nieprzyjazne. Co by nie mówić o operatorskiej robocie, trzeba jednocześnie oddać twórcy, że ma oko do pojedynczych kadrów rodem z gotyckiej opowieści.
No i jest jeszcze Fulton w roli głównej, której wskazówki od reżysera bez wątpienia musiały brzmieć mniej więcej tak: masz być jak Nosferatu z Wielkim Cycem. Znana z epizodycznej roli Nico w The Doors (1991) aktorka odznacza się charakterystyczną, „napompowaną” urodą i często świeci na ekranie gołym ciałem. A ciało ma wręcz boskie. Wampiryzm po Bożemu łączy się tu bowiem z erotyzmem: akt wysysania krwi jest jednoznacznie seksualny. Wprawdzie Fulton tworzy kreację miejscami tak przerysowaną, że osuwa się w otchłań śmieszności, ale wzroku i tak nie sposób od niej oderwać.
Entuzjaści najntisowych kuriozów powinni mieć zatem przy Girl gorączkę błota jak zapalony archeolog i ubaw jak prosiaki w dobrze zaopatrzonym chlewie. Główna bohaterka gada ze swym „niewidzialnym przyjacielem”, w jednej ze scen totalnie od czapy przeskakuje na rednecki akcent z głębokiego Południa, a w trakcie sesji modelingowych przybiera skrajnie karykaturalne pozy. Nic tu się nie klei z sensem, a gdy klei się bez sensu to z gracją prostytuującej się słonicy. Scenariusz najwyraźniej powstawał po przetańczonej pod wpływem ecstasy nocy w klubie, będzie to zatem cenna lektura dla badaczy zagadnienia pt. „czemu pokolenie wkraczające w dorosłość w latach 90. zyskało sobie niechlubny przydomek „straconej generacji”.

Pornograf i esteta. Ma gdzieś konwenanse. Do jego ulubionych twórców należą David Lynch, Stanley Kubrick, Gaspar Noé oraz Veit Harlan. Przyszedł ze śmiertelnego zimna, dlatego zawsze mu gorąco.