Atomic Café: Wheels of Fire (1985)

O tym, że sukces Mad Maxa 2 – Wojownika szos (1981) zaowocował istnym wysypem imitacji i najpośledniejszych podróbek sensu nie ma pisać, bowiem wie o tym każdy miłośnik postapo. Film George’a Millera zrewolucjonizował nurt kina „po zagładzie”, wręcz stworzył go od nowa: od tej pory niemal każdy twórca niskobudżetowego science-fiction chciał kręcić filmy osadzone w pustynnym świecie, w którym szerzy się przemoc i bezprawie oraz brakuje jakiegoś ważnego dla egzystencji ludzkości surowca typu benzyny czy wody. Słowem: western nie umarł, tylko przeniósł się w przyszłość.
Przygody Mad Maxa w tańszym, bardziej niechlujnym wydaniu były szczególności w cenie we Włoszech oraz w Stanach. A Amerykanie w latach 80. chętnie kręcili na Filipinach, gdzie koszty produkcji były niskie (to temat na całą rozprawę w zasadzie, bo tak jak istniało ozploitation z Antypodów, tak i na Filipinach istniał cały przemysł taniego, masowo kręconego kina, które z reguły furorę robiło w wypożyczalniach VHS). Z Filipin pochodził stachanowiec kina klasy C, Cirio H. Santiago, niepozorny facecik, który kręcił za grosze, szybko i terminowo. Dokładnie tak, jak lubił Roger Corman. Wheels of Fire to zrealizowany przez Santiago rip-off Wojownika szos, którego kolportażem zajęła się Cormanowska firma Concorde Pictures.



Twórcy już od pierwszych minut nie pozostawiają złudzeń co do źródła natchnienia: Trace (Gary Watkins) to najtwardszy twardziel, który żyje w spalonym słońcem, terroryzowanym przez brutalne gangi świecie. Siostra Trace’a Arlie (Lynda Wiesmeier) przystępuje do bandy pokojowych oszołomów, którzy budują rakietę mającą ich transportować do gwiazd. Komuna zostaje napadnięta przez bandę niejakiego Scourge’a (Joe Anderson), a Arlie wzięta do niewoli. Trace wyrusza z misją odbicia siostry.
Jest Mad Max, są odpryski Gwiezdnych wojen (1977) i Wehikułu czasu (1960) – podziemne mutanty, które w pewnym momencie wkraczają do akcji, po trosze przypominają Morloków, po trosze Ludzi Pustyni. Główny bohater napotyka na swej drodze godną siebie partnerkę, wojowniczkę imieniem Stinger graną przez Laurę Banks. Wiesmeier, playmate z rozkładówki Playboya z lipca 1982 roku, kilka pierwszych scen spędza jeszcze w odzieniu, ale od momentu gdy złe oprychy rozdzierają jej bluzkę, świeci już pokaźnym cycem praktycznie do końca filmu. A dzielny Trace bierze udział w pościgach, skacze, strzela i daje po ryju.
Taka to niewysublimowana rozrywka, z gatunku tych, w których każdy szczeniak dorastający na przełomie lat 80. i 90. z marszu by się zakochał. Dziś ogląda się to z uśmiechem na twarzy, ale też z rosnącym wraz z upływem czasu znużeniem: rozwój wydarzeń jest oczywisty, postaci kartonowe, a ilość ekscentrycznych pomysłów znikoma. Koneserzy wypożyczalniowej magmy wchłoną z zachwytem, ale dzieciak wychowany na Tarantino, który chciałby zrozumieć fenomen ejtisowej budżetówki prawdopodobnie zaziewa się na śmierć.

Pornograf i esteta. Ma gdzieś konwenanse. Do jego ulubionych twórców należą David Lynch, Stanley Kubrick, Gaspar Noé oraz Veit Harlan. Przyszedł ze śmiertelnego zimna, dlatego zawsze mu gorąco.