Blue Monday: Butterflies (1975)

Joseph W. Sarno był jednym z pionierów softcore’owej pornografii w amerykańskim kinie. Zaczynał na początku lat 60., a w miarę poluzowywania norm obyczajowych jego twórczość nabierała coraz śmielszego charakteru. Prawdziwy przełom stanowiła nakręcona w Szwecji Inga (1968) z siedemnastoletnią Marie Liljedahl w roli odkrywającej tajniki seksu bohaterki. Sarno w liberalnej Europie pracował chętnie, niemniej główny rynek zbytu i źródła finansowania jego produkcji wciąż były w USA. Do innych jego głośnych dokonań należały All the Sins of Sodom (1968), Confessions of a Young American Housewife (1974) oraz softcore’owa kontynuacja Głębokiego gardła (Deep Throat Part 2 [1974]). Kiedy salony zdobywać poczęła twarda pornografia, Sarno, choć niechętnie, musiał się „przebranżowić”. Zadebiutował w nowej kategorii wagowej obrazem Sleepyhead (1973) z udziałem Georginy Spelvin.

Sarno w swojej twórczości regularniej powracał do tematyki seksualnego przebudzenia, podobnie jak do wątku seksualności stłumionej, skupiając się zarazem na kobiecych bohaterkach. Nie inaczej ma się sprawa w przypadku Butterflies, gdzie na pierwszym planie mamy niemiecką wieśniaczkę imieniem Denise (Marie Forså, wcześniej grała u reżysera w horrorze The Devil’s Plaything [1973]), która ma dosyć pracy na farmie swej ciotki. Marzy jej się wielki świat, toteż pewnego dnia wyrusza na podbój Monachium. Dziewczyna wpada w oko właścicielowi nocnego klubu Frankowi (Harry Reems) i zostaje jego kochanką. Sęk w tym, że Frank lubi często zmieniać partnerki…

Fabuła jest tu prosta jak budowa cepa: ot, obserwujemy perypetie naiwnego dziewczęcia z prowincji. Denise w trakcie swej podróży do miasta rzecz jasna się sparzy i z czasem przejrzy na oczy, że to nie świat dla idealistów i romantyków, tylko jaskinia pełna drapieżników. Temperatura opowieści jest przy tym raczej letnia, nie ma miejsca na wielkie dramaty, stawka w grze nie należy do wysokich, najgorsze co może spotkać bohaterkę to rozczarowanie i powrót w rodzinne strony.

Temperatura zarazem podnosi się każdorazowo w momencie portretowania łóżkowych zbliżeń. Forså daje z siebie w scenach erotycznych maksimum energii, każdorazowo przeżywając cudownie intensywne orgazmy. W przypadku filmów porno, gdzie z reguły mamy do czynienia z wyrachowanym aktorstwem, zaangażowanie blondwłosej Szwedki zdecydowanie się wyróżnia. Może rzecz w tym, że partnerując takim gwiazdom jak Reems i Eric Edwards (ten drugi wciela się w chłopaka Denise ze wsi) dziewczyna postanowiła wyciągnąć z okazji tyle przyjemności, ile się da.

Tak czy siak, Sarno po raz kolejny udowadnia, że w przypadku kina dla dorosłych liczy się nie tyle skomplikowana intryga (choć i te są mile widziane), co spełnienie obietnicy odnośnie dostarczania gorących, przekonujących scen seksu. Reżyserowi nie jest do tego potrzebna wyrafinowana scenografia czy egzotyczne lokacje, wystarczy mu zwykła polana lub mieszkanie, z udziałem dwójki aktorów kreuje najczystszą cielesną magię.

W kwestii pornograficznych podniet Butterflies zasługuje zatem na najwyższą ocenę, jeśli zaś oceniać historię to nie jest już zbyt różowo: zwłaszcza ostatnie pół godziny ma średnie tempo. Do momentu pierwszej zdrady uwodziciela Franka rzecz płynie wartko, miejscami jest nieco rubasznie, z odrobiną humoru, potem już opowieść niestety biegnie banalnym torem. Dla scen seksu i atmosfery wyzwolenia obyczajowego w siermiężnym RFN-ie lat 70. niemniej warto. Na koniec zaś wypada wspomnieć, że film miał również wersję ocenzurowaną, z wyciętymi scenami penetracji, jednak w świetle powyższych przemyśleń wydaje się oczywiste, że to opcja XXX jest tą właściwą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *