Epitafium dla Samanthy Eggar
Burza rudych włosów, fascynująca uroda, połączenie charyzmy i delikatności – tak można by opisać Samanthę Eggar, brytyjską aktorkę laureatkę Złotego Globu i Złotej Palmy. Zadebiutowała w 1962 roku w filmie Dr. Crippen u boku Donalda Pleasance’a, ale prawdziwy przełom nadszedł trzy lata później, gdy dostała rolę w Kolekcjonerze (1965). Choć na planie nie miała lekko, a napięcie między nią a reżyserem sięgało zenitu, thriller Williama Wylera przyniósł jej nagrodę festiwalu w Cannes oraz Złoty Glob. W 1973 roku aktorka przeniosła się do Stanów Zjednoczonych i to ten okres w jej życiu przyniósł najwięcej pamiętnych dla fanów kina grozy ról. Demonoid: Messenger of Death (1980), Kurtyny (1983), a przede wszystkim kultowe Potomstwo (1979) Davida Cronenberga sprawiły, że Samantha na zawsze zapisała się w historii horroru. Nie należy jednak zapominać, że Eggar to aktorka wszechstronna, która udowodniła swój talent w równie wielu komediach czy dramatach, a także podczas pracy w teatrze. 15 października 2025 roku świat obiegła smutna informacja o śmierci artystki. By uczcić jej dorobek postanowiliśmy stworzyć polecankę kilku filmów i jednego mini-serialu z jej udziałem. Pomógł nam w tym Mariusz Czernic z Panoramy Kina. Sześć dzieł, sześć ról – młoda i naiwna, cyniczna, słodka, histeryczna, psychotyczna. Aktorka wielu twarzy. Taką ją zapamiętamy.
1965 – Powrót z popiołów (reż. J. Lee Thompson) – Justine de Sade

Oparty na powieści Huberta Monteilheta Powrót z popiołów to film niezwykły. Intryguje już sam początek podczas którego dochodzi do tragicznego wypadku w pociągu. Jedyną niewzruszoną na śmierć dziecka osobą jest Michele (Ingrid Thulin), lekarz żydowskiego pochodzenia, ocalała z obozu koncentracyjnego. Choć od zakończenia wojny minęło już parę lat kobieta dopiero teraz wraca do domu nie informując nikogo o tym, że żyje. Na miejscu chce się spotkać z mężem, polskim szachistą Stanislausem (Maximilian Schell), który związał się z nią jedynie dla pieniędzy. Jak się okazuje mężczyzna zdążył wdać się w romans z nastoletnią pasierbicą Michele, Fabi (Samantha Eggar). Powrót kobiety namiesza w życiu kochanków, a rosnący konflikt doprowadzi do tragedii.
W rzeczywistości fabułę filmu kultowego J. Lee Thompsona ciężko streścić w kilku zdaniach. To film głęboki, wielowątkowy i zaskakujący twistami. Reżyser nie gra na sentymentach, pomimo poruszania trudnych tematów unika dodatkowego dramatyzowania. Każda z postaci uwikłanych w materialistyczno-miłosny trójkąt ma swoje słabości, grzechy i własne, egoistyczne cele. Michele jest fatalną macochą, która stawia swoje szczęście ponad wszystko, jest zaślepiona uczuciem, które kupiła. Pomimo koszmarnych przeżyć w obozie koncentracyjnym kobieta wydaje się płytka. Być może jej egoistyczne życie to sposób radzenia sobie z traumą i poczuciem winy za to czym zajmowała się w niewoli i że jako jedyna ze swoich bliskich zdołała przetrwać. Stan nie dba o nikogo poza sobą samym i pieniędzmi, które są w stanie zapewnić mu święty spokój i realizację celów. Ślub z kobietą żydowskiego pochodzenia wzięty w czasie wojny to jedyny (i pozorny) akt odwagi i altruizmu na jaki się zdobywa. Fabi zaś to skrzywdzona młoda kobieta, rozdarta wewnętrznym konfliktem i pozbawiona głębszych uczuć, którymi nie obdarowano jej w dzieciństwie.
Aktorstwo całej trójki jest wręcz wyśmienite, poczynając od pełnej klasy Thulin, na hipnotyzująco pięknej femme fatale Eggar kończąc. Thompson pozwala swoim bohaterom na rozwój zanim film uderzy w zupełnie inne tony. Trzeci akt ma w sobie dużo z filmu noir, zarówno pod względem fabularnym, jak i wizualnym. Nie brakuje też stylowych scen i świetnych pomysłów takich jak motyw sejfu, szachów (które równie dobrze mogą służyć za metaforę filmowej rozgrywki) czy scena w wannie. Reżyser po raz kolejny udowadnia, że w thrillerze czuje się jak ryba w wodzie. W jego twórczości czuć echa Hitchcocka, a jednocześnie intrygującą świeżość.
1972 – The Dead Are Alive (reż. Armando Crispino) – Caligula

Giallo od Armando Crispino, twórcy Autopsy (1975). Profesor Jason Porter (Alex Cord) wraz z grupą archeologów dokopuje się do grobowca Etrusków. Niedługo po odkryciu na miejscu wykopalisk dochodzi do brutalnej zbrodni: zamordowana zostaje para młodych kochanków. Głównym podejrzanym zostaje profesor Porter, który ma za sobą długą historię alkoholowych ekscesów.
Eggar wciela się tu w drugoplanową, acz niezwykle istotną dla fabuły postać kochanki głównego bohatera. Rola jest przy tym dość rozbudowana i gdzieś tam pośród sztampy „troskliwa i wspierająca muza szalonych artystów” aktorce udaje się wykreować w miarę pełnokrwistą personę, obdarzoną uczuciami i bagażem doświadczeń. Sam film stanowi przyzwoity przykład „żółtego nurtu”, acz podobnie jak w przypadku Autopsy miejscami kuleje w nim tempo narracji. W kwestii konstrukcji rzecz wyraźnie nosi znamiona Argentowskiej formuły, która dosłownie dwa lata wcześniej na dobre ukształtowała gatunek. Jest grupa podejrzanych, są zręcznie mylone tropy i finałowe rozstrzygnięcie z „Freudowskim” twistem. Crispino dodaje do tego sos rodem z mydlanej opery: zdrady, rodzinne tajemnice, przemoc domowa, zapomniane żony. Jedynie sceny mordów mogłyby być nieco bardziej krwawe, ale i tak rzecz wypada o niebo lepiej, niż młodsze o dekadę, inne „etruskowe” giallo Murder in an Etruscan Cemetery, za które odpowiadali panowie Ernesto Gastaldo, Dardano Sacchetti oraz Sergio Martino.
1979 – Potomstwo (reż. David Cronenberg) – Dr Butcher

Potomstwo to jeden z najbardziej osobistych filmów Cronenberga, a jednocześnie kolejny, w którym jego obsesje: ciało, trauma, kontrola, choroba, osiągają cielesno – emocjonalny wymiar. Rzecz opowiada o Noli Carveth (Samantha Eggar), kobiecie walczącej o prawa do opieki nad dzieckiem z mężem Frankiem (Art Hindle), jednocześnie poddawanej eksperymentalnej terapii przez doktora Raglana (Oliver Reed). Metoda nazywa się psychoplazmia i polega na tym, że emocje pacjenta manifestują się fizycznie na jego ciele. W przypadku Noli kończy się to dosłownie porodami złości: kobieta wytwarza agresywne, bezpłciowe dzieci, które atakują tych, którzy ją skrzywdzili. Cronenberg mówił, że pisał scenariusz w czasie rozwodu i walki o opiekę nad dziećmi, co wyraźnie przeniknęło do tkanki filmowej. Potomstwo jest jego najbardziej prywatnym filmem: to horror rozwodu, ale i emocjonalnej toksyczności.
To też moment, w którym jego styl krystalizuje się po wcześniejszych, mniej wygładzonych Dreszczach i Wściekłości. Wizualnie to jeszcze nie jest ten chłodny Cronenberg z Videodrome, ale bardziej organiczny, brudny, w stylu poprzednich dzieł. Mimo to, jest tu już wszystko, co potem rozwinie: psychologia przechodząca w biologię, emocje zamienione w cielesne wykwity, rozpad umysłu wedle rozkładu ciała. Nola Carveth to kobieta zamknięta w emocjonalnym laboratorium. Raglan traktuje ją jak eksperyment, ale Eggar sprawia, że w jej bólu jest coś bardziej pierwotnego, coś, co wykracza poza terapię i naukę. Jej emocje mają fizyczny wymiar, a Cronenberg daje jej dosłownie rodzić swoją nienawiść i żal. Najbardziej pamiętna scena, kiedy zaczyna lizać noworodka-potwora to jeden z najbardziej szokujących momentów w kinie Cronenberga. Ale dzięki bohaterce naszego tekstu nie jest to tylko efekt obrzydzenia, to moment transgresji emocjonalnej. W jej oczach nie ma szaleństwa, jest miłość wypaczona do granic biologii. Właśnie w tym tkwi siła tej roli: Eggar potrafi być zarazem tragiczną i przerażającą, a przy tym wciąż ludzką postacią. Aktorka sama zaproponowała, by jej postać lizała noworodka, odwołując się do instynktów zwierzęcych i ich opieki nad młodymi, choć z upływem lat mówiła, iż nie do końca rozumiała, „co sobie myślała”, zgadzając się na tę rolę. Swoje sceny nagrała w zaledwie cztery dni. Jej Nola jest uosobieniem kobiecego bólu i furii, które kino zazwyczaj spychało na margines. Eggar nadaje temu wszystkiemu formę rytuału, ekstazy, w końcu choroby. Zdecydowanie jedna z jej najlepszych ról, dla niektórych nawet przewyższająca tę w Kolekcjonerze.
Oliver Reed jako doktor Raglan to idealne przeciwstawienie emocjonalnej erupcji Eggar. Tam, gdzie Nola jest czystą, biologiczną furią, Raglan to lodowata kontrola. Reed gra go bez nadużywania ekspresji. Jest spokojny, opanowany, niemal hipnotyczny, ale pod tą fasadą widać niebezpieczną mieszaninę ego i naukowego fanatyzmu. To uosobienie jednego z najczęstszych typów u Cronenberga: chłodnego badacza, który przekracza granice etyki w imię „rozwoju” czy „terapii”. Raglan przypomina późniejszych bohaterów jak Brundle’a z Muchy czy Mantle’ów z Nierozłącznych, tylko że on nie staje się ofiarą własnego eksperymentu, lecz katalizatorem cudzej przemiany. To właśnie kontrast Reed–Eggar napędza Potomstwo: zimna nauka kontra gorące emocje, rozum kontra biologia, mężczyzna analizujący kobiecy gniew, którego nie rozumie. „Dzieci” to jeden z najbardziej niesamowitych i symbolicznych tworów w całym kinie Cronenberga. Ich wygląd jest koszmarny: małe, w kapturach, z dziwnymi twarzami, nie do końca dzieci, nie do końca potwory. Jakby ktoś próbował odtworzyć człowieka z pamięci, ale coś poszło nie tak. Cronenberg używa ich nie tylko jako źródła strachu, ale też jako narzędzia emocjonalnej projekcji, to, co Nola nie potrafi wypowiedzieć, one realizują fizycznie. Każdy ich atak jest impulsem emocjonalnym, przetworzonym w przemoc.
Nad całością unosi się muzyka Howarda Shore’a, lodowata, odhumanizowana. Pojawiają się mocno „psychozowe” smyczki, jednak nie dodające filmowi dynamiki a raczej patosu. Początki Shore’a sygnalizują już jego późniejsze arcydzieła – to muzyka stopiona z obrazem, wręcz laboratoryjna. Pierwsze arcydzieło Cronenberga, obok Wideodromu mój ulubiony film Kanadyjczyka. I to wszystko w dużej mierze dzięki Samancie.
1981 – Demonoid. Messenger of Death (reż. Alfredo Zacarías) – Justine de Sade

Meksyk. Mark (Roy Jenson) i Jennifer Baines (Samantha Eggar) eksplorują dawną świątynię ukrytą w kopalni. Znajdują tam szkatułkę ze zmumifikowaną, odciętą ręką. Jak się okazuje, 300 lat wcześniej satanistyczny kult składał tam ludzi w ofierze odcinając im lewe ręce. Małżeństwo zabiera artefakt do hotelu nie zdając sobie sprawy, że jest on opętany i atakuje każdego kto tylko się do niego zbliży.
Po seansie Demonoida nie obiecywałam sobie zbyt wiele, tymczasem okazał się bardzo przyjemną jazdą bez trzymanki w 80’sowym sosie. Demonoid się nie zatrzymuje. Nie marnuje ani sekundy, ani jednej klatki – mówił o filmie Quentin Tarantino. I miał rację. Akcja filmu jest dynamiczna, pada dużo trupów, dzieje się naprawdę sporo. Niektóre sceny wypadają niezamierzenie komicznie, a postać Eggar wydaje się lekko oderwana od rzeczywistości (i wystrojona jak stróż w Boże Ciało. Eksplorowanie kopalni nie jest wyjątkiem, tam też należy wyglądać stylowo!), ale to żaden zarzut. Ma być rozrywkowo? I jest! W jednej ze scen zobaczymy nawet Haji, słynną muzę Russa Meyera.
Efekty specjalne wypadają bardzo dobrze – pełzająca ręka wygląda całkiem realistycznie, a sceny gore robią wrażenie, czeka nas kilka amputacji na żywca i tym podobnych atrakcji. Nie liczcie na rozległe wyjaśnienia dotyczące historii ręki i pojawiającego się co i rusz (jako złowieszczy przebłysk) demona. Reżysera zdecydowanie bardziej interesuje akcja niż mitologia zbudowana wokół niej. Demonoid spełnia swoje założenia w 100%, bawi od początku do samego końca. A jeżeli o końcówce mowa to jest naprawdę doskonała. Zacarías decyduje się na przewrotny finał, idealne zwieńczenie tej szalonej jazdy.
1983 – Odsłony (reż. Richard Ciupka) – Justine de Sade

Sześć młodych aktorek rywalizuje o rolę w filmie słynnego reżysera. Casting odbywa się w jego odizolowanej willi, a wszystkie chwyty wydają się dozwolone. Wkrótce zaczyna dochodzić do morderstw. Tak prezentuje się fabuła Odsłon, kanadyjskiego slashera, który zdołał osiągnąć status kultowego. Historia powstawania filmu była dość burzliwa, reżyser Richard Ciupka oraz producent Peter R. Simpson mieli dwie różne wizje filmu – jedną inspirowaną giallo, drugą bardziej w stylu klasycznego slashera. Konflikty na planie spowodowały, że Ciupka odszedł, a Simpson musiał zastąpić go i dokończyć film.
Samantha Eggar wcieliła się w rolę Samanthy Sherwood, aktorki i muzy reżysera, która postanawia udawać obłęd, by dostać się do szpitala psychiatrycznego i przygotować do roli. Podczas jej pobytu reżyser porzuca kobietę i ogłasza casting na obiecaną jej rolę. Samantha ucieka ze szpitala i pojawia w willi, by przeszkodzić Strykerowi w wyborze innej aktorki. Eggar stanowi jeden z najjaśniejszych punktów filmu, balansuje gdzieś między szaleństwem, a spokojem doświadczonej aktorki z klasą. Aktorstwo metodyczne okazuje się katalizatorem prawdziwego obłędu, zamiast do upragnionej roli prowadzi ją do zguby.
Fabuła Odsłon to klasyczne whodunit w stylu Agathy Christie. W przeciwieństwie do wielu slasherów z tego okresu nie rozgrywa się on w środowisku młodzieżowym, stawia na dojrzalszych bohaterów i krytykę branży filmowej. Tym co przyczyniło się do kultowego statusu filmu jest przebranie mordercy – rudowłosa maska mocno pomarszczonej kobiety o przerażającym wyglądzie – a także sceny zabójstw, z jednym, szczególnie efektownym, na czele. Mowa oczywiście o sekwencji na lodowisku, która w mistrzowski sposób buduje napięcie, a do tego olśniewa złowieszczym pięknem połączenia zimowego krajobrazu z widokiem nadchodzącej śmierci o ognisto czerwonych włosach. Chociażby dla tej jednej sceny warto sięgnąć po Odsłony, a jeżeli jesteście fanami slasherów znajdziecie tych powodów o wiele więcej.
1983 – Dożywotnie zesłanie (reż. Rob Stewart) – Mariusz Czernic

Oryginalny tytuł tej telewizyjnej produkcji – For the Term of His Natural Life – to dawny zwrot prawniczy oznaczający dosłownie „Na czas trwania jego naturalnego życia”. W Imperium Brytyjskim używano go w wyrokach sądowych wobec skazanych na dożywotnie więzienie lub zesłanie. Omawiane dzieło Roba Stewarta to adaptacja pierwszego ważnego dzieła literackiego z nurtu tasmańskiego gotyku. Scenariusz Patricii Payne i Wiltona Schillera powstał w oparciu o książkę Marcusa Clarke’a publikowaną najpierw w 27 odcinkach w latach 1870-72, a następnie wydaną jako powieść w ’74. Jako pretekstu do rozwoju fabuły pisarz wykorzystał ustawę z 1823, która pozwalała sędziom orzekać łagodniejsze wyroki, takie jak dożywotnie zesłanie zamiast kary śmierci, w przypadku innych przestępstw niż zdrada stanu czy morderstwo. Wciąż bardzo surowo traktowano przestępstwa przeciwko własności, wskutek czego można było dostać dożywocie za kradzież, co w dzisiejszych czasach może się wydawać absurdalne. Głównym bohaterem opowieści nie jest jednak złodziej, ale człowiek niesłusznie skazany, doświadczający na własnej skórze niesprawiedliwości społecznej podobnie jak protagonista Hrabiego Monte Christo (1844).
Richard Devine (Colin Friels) powraca do domu rodzinnego po długiej nieobecności i poznaje prawdę o swoim pochodzeniu – nie jest biologicznym synem pana Devine’a. Odrzucony i wydziedziczony, otrzymuje zakaz używania jego nazwiska, przybiera więc nową tożsamość – Rufus Dawes – pod którą rozpoczyna się jego tragiczny los zesłańca. Oskarżony o morderstwo i kradzież zostaje uniewinniony z pierwszego zarzutu i jako złodziej zostaje dożywotnio zesłany do kolonii karnej w Australii. Na statku Malabar płynącym do Ziemi van Diemena przygotowywany jest bunt więźniów, ale Rufus Dawes postanawia mu zapobiec, gdyż nie podoba mu się część planu, w której skazańcy mieliby zabić między innymi Julię Vickers (Samantha Eggar) i jej córkę Sylvię (Rebe Taylor).
Postać Julii, żony majora Vickersa, komendanta kolonii karnej, mimo iż należy do klasy uprzywilejowanej, to również w pewnym sensie ofiara systemu – zmuszona dzielić los zesłańców nie z wyroku sądu, lecz z obowiązku i lojalności wobec męża. Początkowo patrzy na Rufusa Dawesa z nieufnością. Skazany za kradzież więzień budzi w niej niepokój, a szczególnie razi ją fakt, że córka darzy skazańca zaufaniem i sympatią. Jednak z czasem, gdy los, wskutek kolejnego buntu więźniów, rzuca ich na bezludną wyspę, Julia zaczyna dostrzegać w Rufusie człowieka szlachetnego – ukształtowanego przez cierpienie, lecz niepozbawionego godności i manier. Samantha Eggar zagrała tę rolę z właściwą dla siebie klasą i powściągliwością – z pełną kontrolą nad każdym gestem. Jej Julia przechodzi subtelną przemianę – od chłodnego dystansu i niepokoju, który burzy porządek jej świata do cichego współczucia i zrozumienia. To przykład aktorstwa dojrzałego, opartego na inteligencji i dyscyplinie, dzięki czemu postać, która w innej interpretacji mogłaby pozostać tłem, nabiera znaczenia.
Dożywotnie zesłanie w pierwotnej telewizyjnej wersji to 3-częściowe widowisko, gdzie każda część trwa po 2 godziny, co daje 6 godzin emisji. Należy jednak wspomnieć, że czas trwania produkcji realizowanych dla telewizji liczony jest razem z reklamami, dlatego na obejrzenie całego mini-serialu bez przerw reklamowych należy poświęcić około 5 godzin. Nie jest to dzieło szeroko znane w Polsce, tym bardziej warto je wyłowić spośród licznych perełek lat 80. Mocnym punktem jest obsada. Na uwagę zasługuje Anthony Perkins wcielający się w postać kapelana więziennego, który mimo swoich słabości – skłonności do alkoholu i bierności wobec zła – w kluczowym momencie decyduje się na akt odwagi. Intrygujący jest Robert Coleby, który z chłodną precyzją odgrywa rolę manipulującego oszusta. Dobre wrażenie pozostawiają po sobie kobiety: Susan Lyons, Penelope Stewart i – jak już zostało wspomniane – Samantha Eggar. Co jednak chyba najbardziej istotne – dużo emocji i napięcia dostarcza wątek konfliktu między Rufusem (Colin Friels) a porucznikiem Maurice’em Frerem (Rod Mullinar), stanowiący swoisty odpowiednik relacji Edmunda Dantèsa i Fernanda Mondego, zaczerpniętej z Hrabiego Monte Christo.
Teksty zbiorowe załogi Savage Sinema.





