Sinéma Érotique: Diabeł wcielony (1986)

Giulia (Maruschka Detmers) jest żoną sądzonego za udział w atakach terrorystycznych członka bojówki marksistowskiej. Niestabilna emocjonalnie i osamotniona dziewczyna poznaje nastoletniego Andreę (Federico Pitzalis), z którym wdaje się w romans. Związkowi z niepokojem przygląda się teściowa Giulii (Anita Laurenzi), która ma świadomość, że zaangażowanie synowej w toczący się przed sądem proces jest kluczowe dla uwolnienia jej syna.
Dramat erotyczny w reżyserii Marco Bellocchio. Bellocchio swym debiutanckim dziełem, szokującymi Pięściami w kieszeni (1965) przypiął sobie łatkę kontestatora, któremu to emploi pozostawał wierny przez lata, by z czasem zacząć krytykować na równi mieszczaństwo i uwikłaną w puste frazesy, oderwaną od rzeczywistości skrajną lewicę. W Diable wcielonym czytelnym symbolem owego dystansu jest postawa męża Giulii, który wyrzeka się młodzieńczych ideałów, by powrócić na łono społeczeństwa. Bellocchio wprost stwierdza, że ekstremizm to domena młodości, coś z czego wyrasta się w miarę poznawania życia.
Socjologiczny komentarz tym razem stanowi jednak tylko dodatek do fabuły wywiedzionej z powieści Raymonda Radigueta. Na pierwszym planie mamy opowieść o „szalonej miłości”, ekscytującej, niebezpiecznej, igrającej z ogniem. Niektórzy chętnie klasyfikują Diabła… jako thriller, ale w gruncie rzeczy to podszyty napięciem, pieprzny romans, który — tak jak płomienne zauroczenie — prowadzi donikąd. Mąż Giulii prawdopodobnie zostanie uniewinniony, wszystko wróci do normy i jedynie naiwnego Andreę spotka pierwsze poważne rozczarowanie życia. Giulia jest bowiem beztroską osobą, mocno przy tym zaburzoną, to w zasadzie klasyczny przykład osobowości borderline.



W momencie premiery film wywołał poruszenie za sprawą pojawiającej się w drugiej połowie sceny niesymulowanego fellatio w wykonaniu Maruschki Detmers. Sceny nie było w scenariuszu, jej wprowadzenie zasugerował psychoanalityk Bellocchio (w trakcie kręcenia pełnił na planie rolę konsultanta) Massimo Fagioli, na co aktorka przystała. I o ile mi, jako zwolennikowi „kina totalnego” i przekraczania na ekranie granic, owa scena w ogóle nie przeszkadza, rozumiem jej sens w ramach opowiedzianej historii (niewiele wcześniej główna bohaterka z niechęcią masturbuje męża podczas widzenia w więzieniu), tak sądzę, że Detmers w dużej mierze strzeliła sobie w kolano, wyrażając zgodę na jej odegranie. Większość zbulwersowanych tym pornograficznym akcentem komentatorów całkowicie przeoczyła bowiem fakt, że aktorka stworzyła świetną, pełnokrwistą kreację będącą sercem całego filmu. Diabeł wcielony to Maruschka, figlarna, niesforna, psychotyczna, kochliwa, zaborcza, nieprzewidywalna.
Kontrowersyjny pomysł zaangażowania Fagioli w proces produkcji zaowocował interwencją producenta Leo Pescarolo, który wprowadził w postprodukcji zmiany, które z kolei nie przypadły do gustu Bellochiowi. Sprawa znalazła finał w sądzie. Dziś Diabeł… pamiętany jest głównie jako dziwne dziecię swoich czasów i wciąż większość odnosi się doń jako do filmu, w którym Maruschka Detmers robi przed kamerą loda partnerowi z planu. Całkiem niesłusznie, bo to satysfakcjonujące studium charakterów i ujmujący prostotą, acz nietrywialny melodramat dla dorosłego odbiorcy. Czyli takiego, który nie dostanie ataku apopleksji, widząc penisa we wzwodzie na ekranie.

Pornograf i esteta. Ma gdzieś konwenanse. Do jego ulubionych twórców należą David Lynch, Stanley Kubrick, Gaspar Noé oraz Veit Harlan. Przyszedł ze śmiertelnego zimna, dlatego zawsze mu gorąco.