Sinéma Érotique: W objęciach wampira (1995)

Wampir poszukujący odkupienia przez miłość. Albo inaczej: po prostu zakochany bez pamięci. Temat oklepany i stanowczo nadużywany, bo przecież i w samym Drakuli (1897) Brama Stokera stanowił trzon historii. Nie przeszkadza to jednak twórcom filmowym w eksploatowaniu go w najróżniejszych konfiguracjach, w tym przerabianiu na powiastki dla nastolatek (nie będę tu wymieniał z nazwy pewnej niezwykle obciachowej, a zarazem bijącej rekordy popularności serii czytelniczo-filmowej, nasuwa się pewnie każdemu w mig sama). Tym tropem poszła w swoim debiutanckim filmie Anne Goursaud, z zawodu montażystka, która wcześniej pracowała m.in. przy Drakuli (1992) Francisa Forda Coppoli.

W trakcie seansu W objęciach wampira trudno oprzeć się wrażeniu, że reżyser poczuła się natchniona rozbuchanym freskiem twórcy Ojca chrzestnego (1972). Na starcie poznajemy Wampira granego przez basistę Spandau Ballet Martina Kempa, który raczy słuchaczy rzewną historyjką o tym, jak czekając na swą dziewiczą kochankę (?) w lesie, został osaczony przez cycate wampirzyce i pokąsany. Od tamtej pory, już jako krwiopijca, lowelas żyje bolesnymi wspomnieniami o ukochanej, aż pewnego dnia uświadamia sobie, że — z bliżej niewyjaśnionych przyczyn — zostało mu zaledwie trzy dni, aby się z wzajemnością zakochać, w przeciwnym razie szczeźnie marnie. Wówczas błyskawicznie wpada mu w oko cnotliwa Charlotte (Alyssa Milano), którą postanawia za wszelką cenę posiąść.

Fabuła obrazu Goursaud to stek największych bzdur rodem z romansideł dla podlotków. Nic tu się kupy nie trzyma, jeden ordynarny wytrych fabularny goni następny. Bohaterka to dziewczę dobrze ułożone, z utratą dziewictwa czeka do momentu ukończenia lat 18. Zewsząd rzecz jasna napierają na nią pokusy cielesne, począwszy od chłopaka, przez fotografkę-lesbijkę, na przystojnym wampirze skończywszy. Całość sprawia wrażenie przeniesionych na ekran fantazji erotycznych reżyserki. Milano się opiera, ale w majtkach ma mokro na myśl o swoim tajemniczym stalkerze. W tle są jeszcze inne napalone nastolatki, które kopulują, piją alkohol i biorą narkotyki, bo akcja toczy się na kampusie uniwersyteckim.

Warstwa melodramatyczna miesza się tu ponadto z softcore’ową erotyką spod znaku Playboy Channel. Milano często zdejmuje stanik i paraduje przed kamerą z jędrnym biustem na wierzchu. Wszystko kręci się tak naprawdę wokół seksu, prezentowanego jako pościelowe marzenie na jawie, z lopocącym w podmuchach wiatru światłem świec. Słowem: z ekranu leje się kicz. I – co gorsza – wieje nudą.

W półtoragodzinnym seansie nie uświadczymy bowiem żadnego napięcia, żadnej grozy, to snująca się powoli opera mydlana, w której obrzydliwie bogatego Playboya, podmieniono na zniewalającego urokiem osobistym wampira. Poziom realizacji nie odbiega przy tym od najniższych standardów produkcji direct-to-video: nijakie zdjęcia, drugoligowi aktorzy, czy ścieżka dźwiękowa wystękana na Casio. Wygląda i brzmi to biednie, a łatwy do przewidzenia finał przychodzi do widza niczym zbawienie.

Czemu zatem w ogóle o W objęciach wampira piszę? Może po prostu mam lekką słabość do takich najntisowych głupotek, po które nawet na półkach wypożyczalni sięgali jedynie najwięksi desperaci? Rzecz na pewno ma niezły klimat, małomiasteczkową ospałość, kameralny urok (nie mylić z grożą, bo tej, jak już nadmieniłem, tu nie uświadczymy). Nie zamierzam również być w pewnej oczywistej kwestii hipokrytą: bez cycków Milano rzecz byłaby zapewne niestrawna. Dziewczęta rozkochane w muzyce new wave zapewne sięgać będą z kolei dla Kempa. Mimo wszystko demokratycznie pomyślany zatem jest to gniot.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *