The Perfume of the Lady in Black (1974)

Il Profumo Della Signora In Nero, reż. Francesco Barilli
Najciekawsze dzieła sztuki zwykle rodzą się z napięć, niepokoju i wewnętrznego chaosu. Można się tylko domyślać, co działo się w głowach Francesco Barilliego i współautora scenariusza Massimo D’Avaka, kiedy zasiedli do pisania Perfumes of the Lady in Black – filmu wielowarstwowego, sięgającego zarówno po literackie archetypy, jak i freudowską psychoanalizę. Obaj musieli liczyć się z niezrozumieniem, może nawet z odrzuceniem, ale stworzyli coś bliskiego geniuszowi. W roku 1974, gdy na włoskich ekranach królowały gialla, ich film – choć formalnie przypisany do tego nurtu – był czymś zupełnie osobnym: okrutną wiwisekcją pamięci i wyobraźni, opowieścią o traumie, która powraca. O wspomnieniach tak głęboko zakopanych, że gdy się przebiją, rozszarpują osobowość od środka. A także o tym, jak łatwo w świecie pozornie stabilnej codzienności rozpłynąć się we własnym lustrzanym odbiciu.
Silvia Hacherman (Mimsy Farmer) to piękna chemiczka, w pełni oddana pracy. Gdy w jej życiu pojawia się przystojny geolog Roberto (Maurizio Bonuglia), próbuje on wyrwać ją z dotychczasowej rutyny, zapraszając do swojego towarzystwa, w tym do kręgu znajomych o afrykańskich korzeniach. Podczas jednego z przyjęć czarnoskóry profesor Andy (Jho Jenkins) opowiada o praktykach czarnej magii, wciąż obecnych w afrykańskich metropoliach. I nagle do Silvii zaczynają powracać obrazy z dzieciństwa związane ze zmarłą matką, a także dziewczynka przypominająca ją samą, która pojawia się ni stąd ni zowąd. Każde kolejne wspomnienie pcha Silvię głębiej w stan rozpadu; bohaterka, dotąd odziana w biel, zaczyna nosić czarną suknię matki, w ręku pojawia się tasak. Dom staje się labiryntem pamięci, a rzeczywistość powoli ustępuje miejsca halucynacjom. W jednej ze scen podczas szalonego podwieczorku Silvia podejmuje bohaterów dzieła Carrolla, nie będąc jednak pewna, po której stronie lustra się znajduje.

Nicola Piovani tworzy jedną z najbardziej niepokojących ścieżek dźwiękowych włoskiego kina. Nawiązując do Kołysanki Krzysztofa Komedy, buduje własny, oryginalny język muzyczny oparty na brzmieniach akordeonu, pozytywek, skrzypiec, finalnie dążąc do awangardowych orkiestracji, których dźwięk popycha Silvię o krok dalej w otchłań. Film jest także ucztą wizualną. Mario Masini tworzy zdjęcia cudownie odrealnione, pełne pasteli i światłocieni. Już pierwsze ujęcie – płynne zejście z fontanny na balkon Silvii – zapowiada intrygujący, nieco teatralny ton całości. Scena spirytystycznego seansu z wykorzystaniem luster staje się z kolei technicznym majstersztykiem ilustrującym dualizm postaci i przestrzeni. Reżyser – prywatnie także malarz – przyznawał, że inspiracją do filmu był jego własny obraz zatytułowany Kobieta w czerni.
Historia scenariusza to dzieło przypadku: początkowo były to dwa zupełnie odrębne projekty: jeden o kobiecie pogrążającej się w obłędzie (nawiązujący do Wstrętu Polańskiego), drugi o morderczej sekcie z Genewy. Producent kazał połączyć oba w jeden film. Barilli przyjął wyzwanie. Efekt? Spójna, szalenie niepokojąca opowieść o szaleństwie, której nie sposób zapomnieć. Perfumy jawnie kłaniają się Polańskiemu, Mimsy Farmer wygląda jak bardziej zmysłowa wersja chłopięcej Mii Farrow, a spiralne schody, klaustrofobiczne wnętrza i paranoja dryfują w stronę Dziecka Rosemary. Farmer gra rolę życia. Po występach u Argenta (Four Flies on Grey Velvet) i Crispino (Autopsy), tu rozkwita w całej krasie. Jej Silvia to postać pęknięta, ale też pełna dziewczęcego uroku. Farmer przywołuje bohaterki Deneuve, Farrow, ale wnosi własną jakość, niemal fizycznie odczuwalną alienację. Perfumes of the Lady in Black nie jest kolejnym giallo, to perfekcyjnie ukazany na celuloidzie rozpad świadomości. Historia kobiety, która tak długo żyła wśród wspomnień, że straciła zdolność odróżniania prawdy od wyobrażeń. Film, który wdziera się do głowy i zostaje tam na zawsze, niczym koszmar z dzieciństwa. I prowadzi do finału, który nawet po latach trudno wymazać z pamięci.

Pogo pod scenę, próchno wypierdalać!