Blue Monday: Winter Heat (1976) / Abduction of an American Playgirl (1975)

Czwórka kryminalistów przedziera się zimą przez las w poszukiwaniu schronienia. Docierają do małego domku wypoczynkowego, który akurat zajmuje trójka nastolatek na wczasach. Bandyci terroryzują dziewczyny i jedną po drugiej zmuszają do seksu…

Pornograficzny rip-off Ostatniego domu po lewej (1972) – mocny, skrajnie niepoprawny i mizoginistyczny w wymowie. Mieszkanki położonej w dziczy chaty wpadają w łapska kwartetu zwyrodnialców, na który składa się trójka mężczyzn i jedna kobieta. To co następuje potem to festiwal gwałtu i upokorzenia, z rozlicznymi scenami seksu pod przymusem, w różnych konfiguracjach: seks oralny, miłość lesbijska, od tyłu itd. Sceny gwałtów są długie i pełne przykrych detali, z płaczącymi ofiarami i kierowanymi pod ich adresem groźbami w stylu „Zrób mu loda albo wybiję ci zęby.” Co jeszcze bardziej zbulwersuje niejednego widza to fakt, że każda z owych scen kończy się tym samym zwrotem akcji: gwałcone dziewczę zaczyna w końcu z faktu bycia gwałconą odczuwać przyjemność. Wówczas do akcji wkracza funkująca ścieżka dźwiękowa, z silną reprezentacją utworów kradzionych od sformowanej przez Barry’ego White’a The Love Unlimited Orchestra.

Obraz niejakiego Claude’a Goddarda (pseudonim – który odczytywać można zarówno jako źródło inspiracji [sic!], aspiracje lub też zwykły żart – należący do Jerome S. Kaufmanna, który wcześniej popełnił sexploita Teenage Hitchhikers [1974]) ma wszelkie zadatki, by wymieniać go ścisłej czołówce najbardziej przesiąkniętych zepsuciem roughies. Sceny psychicznych tortur, wykorzystywania i obelg zajmują większą część seansu, a prym w tym zwyrolskim spektaklu wiedzie niezastąpiony Jamie Gillis, który wciela się w herszta grupy recydywistów. Gillis, który na przestrzeni lat 70. zbudował sobie wysoce rozpoznawalną markę, występując w szeregu żelaznych klasyków Złotej Ery (m.in. The Seduction of Lyn Carter [1974], The Story of Joanna [1974], The Opening of Misty Beethoven [1976], Through the Looking Glass [1976]), należał również do wąskiego grona aktorów porno, którzy naprawdę potrafili grać. I jako przywódca szajki gwałcicieli jest wprost wyborny: nie stara się na siłę powtarzać roli Davida Hessa z wiadomego obrazu, ale jedzie po pełnej bandzie na własnych zasadach, czego najbardziej dobitnym przykładem niech będzie scena konsumpcji owsianki, przeradzająca się w upadlającą scenę seksu, która wpędziłaby w zakłopotanie samego Matthew McConaugheya na planie Zabójczego Joe (2011).

Gdzieś pod koniec scenariusz wykonuje dziwaczną woltę, a dwie spośród zakładniczek nieoczekiwanie rozsmakowują się w mięsie oferowanym przez swych oprawców. Wywrotowe, obraźliwe, nie uznające tabu roughie nagle przeradza się w typowe porno, które wieńczą dwie rozbudowane sceny namiętnej miłości. Oczywiście, to wciąż bardzo ryzykowne posunięcie, poniekąd romantyzujące gwałt, jednak wątpliwe aby było ono wynikiem trzeźwych kalkulacji, prędzej szybkie ucięcie napięcia i akcji wynikać musiało z braków budżetowych. Tak czy siak, rzecz z marszu traci całą siłę oddziaływania oraz wiarygodność i zamiast walić widza na odlew po pysku, po prostu wycofuje się na z góry upatrzone pozycje. Należy jednak przestrzec, że widzów wrażliwych i idących po kursie politycznej poprawności obraz Goddarda i tak ma duże szanse przyprawić o zawał.

Motyw napadu (a konkretnie – uprowadzenia) i gwałtu stanowi również punkt wyjścia w starszym o rok filmie Goddarda Abduction of an American Playgirl. Bohaterami jest tutaj dwójka drobnych cwaniaczków, spłukanych i napalonych. Panowie postanawiają porwać przypadkową kobietę, zawieźć ją do domu i tam zgwałcić. Okazja nadarza się szybko: para porywaczy zauważa samotną niewiastę wychodzącą ze sklepu i zmusza ją, by wsiadła do ich samochodu. Po przybyciu do domu sprawy szybko się jednak komplikują: porwana okazuje się być dziedziczką fortuny, w związku z czym napastnicy postanawiają zażądać okupu. Sęk w tym że niedoszli gwałciciele niespecjalnie znają się zarówno na negocjacjach, jak i… gwałtach, toteż zaczynają panikować gdy tylko ofiara wpada w płacz. To dopiero początek niefortunnych splotów okoliczności, prawdziwe problemy pojawiają się gdy staje się jasne, że uprowadzone dziewczę to prawdziwa diablica i nienasycona nimfomanka…

Początek zwiastuje jeszcze jedno pływające w mizoginii roughie, jednak od momentu wprowadzenia na ekran żeńskiej bohaterki rzecz skręca w stronę przewrotnej slapstickowej komedii. Założenie fabuły, zgodnie z którym porywacze sami wpadają w sidła przetrzymywanej kobiety, jest banalnie proste i ociera się o poziom głupawego kabaretu, ale ostatecznie spełnia swoją rolę. Odwrócenie ról rodzi masę sytuacji o charakterze komicznym, czy to wówczas, gdy niewydarzone bandziory próbują pertraktować z ojcem porwanej (mężczyzna okazuje się wcale nie być zainteresowany odzyskaniem problematycznej pociechy) czy też kiedy ostatkiem sił starają się zaspokoić chuć niewyżytej maniaczki. Blondwłosy wamp do zaciągnięcia do łóżka swych „gwałcicieli” używa szantażu i ani myśli nigdzie uciekać, tym bardziej że z czasem wyssani z sił witalnych „oprawcy” zaczynają dostarczać jej kolejnych napalonych samców, zupełnie nieświadomych jakie zagrożenie na nich czyha.

Dowcip nie jest tu zatem wyrafinowany, ale skłamałbym twierdząc, że w trakcie seansu nie bawiłem się dobrze: to wysoce rubaszna, lekka w tonie farsa, która uparcie balansuje na granicy dobrego smaku, ale ostatecznie nigdy jej nie przekracza. Świetna jest Darby Lloyd Rains w roli wiecznie spragnionej seksu, rozpuszczonej milionerki: znaną z występów m.in. u Gerarda Damiano (Memories Within Miss Aggie [1974]) i Radleya Metzgera (The Private Afternoons of Pamela Mann [1974]) aktorkę wyróżnia zarówno przepięknie blada karnacja, jak i odpowiednia ilość charyzmy, która pozwala uwierzyć widzowi w jej dominujący charakter. Jej postać to seks-maszyna, do bytowania wymagająca jedynie kilku godzin snu i całodniowego ruchania. Goddard ogrywa ten jeden greps sprawnie i z pewną dozą fantazji, czego najlepszym przykładem nakręcona w przyspieszonym tempie scena jednej z łóżkowych sesji w wydaniu 2 na 1 – niechybnie zainspirowana bliźniaczą sceną z Mechanicznej pomarańczy (1971). Impet film wytraca tak naprawdę dopiero w kilkunastu ostatnich minutach, kiedy to – najwyraźniej straciwszy pomysł na dalsze poprowadzenie akcji – reżyser raczy nas zgoła przypadkową sceną seksu, aby jedynie wydłużyć metraż. Mimo wszystko Abduction stanowi ciekawy przykład porno ze Złotej Ery, które wywraca schematy, oddając prowadzenie postaciom żeńskim (oprócz głównej bohaterki w pewnym momencie pojawia się również jej siostra – podobnie nienasycona). Robi to w niekoniecznie wysublimowanym stylu, co rusz ocierając się o sitcomowe rubieże, niemniej jako niezobowiązująca rozrywka będzie stanowić doskonałą odtrutkę na bezeceństwa Winter Heat i jego pobratymców z podziemia mrocznych fantazji Pornolandu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *