Francophilia: Burning Up Inside (1979) / Dark Mission: Flowers of Evil (1988)
Jesús Franco nakręcił około dwustu filmów w trakcie kariery trwającej blisko sześćdziesiąt lat. Kręcił szybko i wydajnie, z reguły przy minimalnych budżetach, czasem filmując dwa różne tytuły naraz, z tą samą obsadą i plenerami. Niedoróbki techniczne przysłaniał olbrzymimi ilościami seksu, golizny i free jazzu. Gdy spojrzeć na przebogatą filmografię Hiszpana, staje się jasne, że nie był wybredny w kwestii doboru tematów czy gatunków – brał się za to, co aktualnie było w zasięgu jego możliwości: horror, science-fiction, kino akcji, filmy przygodowe, komedie, porno. Franco był przy tym człowiekiem-orkiestrą, sam pisał scenariusze do wielu spośród swoich filmów (niektóre z nich opierał na własnych opowiadaniach), komponował muzykę, był odpowiedzialny za montaż, a także sporadycznie pojawiał się po drugiej stronie kamery w małych rolach. Przerobić tak niezwykle bogaty i zróżnicowany dorobek w całości to nie lada wyzwanie, na na naszych łamach postanowiliśmy podejść jednak do tego „na luzie” i zaprosić Was do udziału w nowym cyklu, gdzie – w niekoniecznie chronologicznym porządku – omawiać będziemy kolejne dokonania niezmordowanego Jessa. Na pierwszy rzut idą dwa jego obrazy z udziałem królowej francuskiej eksploatacji, Brigitte Lahaie.
Je brûle de partout aka Burning Up Inside (1979)
Znana z Love Letters of a Portuguese Nun (1977) Susan Hemingway wciela się w szesnastoletnią Jenny, która pewnego wieczoru podczas zabawy w dyskotece zostaje poderwana przez przystojnego nieznajomego. Mężczyzna zaprasza dziewczynę do hotelu, gdzie wykorzystuje ją analnie, w czym pomaga mu jego partnerka odtwarzana przez Brigitte Lahaie. Otumaniona narkotykami i alkoholem nastolatka zostaje następnie sprzedana przez parę handlarzom żywym towarem i ląduje w burdelu. Kiedy porywacze odkrywają, że zbałamucone przez nich dziewczę jest córką wpływowego polityka, postanawiają ją odzyskać i zażądać okupu…
Franco gdzieś na styku soft- i hard-porno, w dodatku w niezwykle ponurym nastroju. Burning Up Inside to jeden z filmów nakręconych przez twórcę po zakończeniu współpracy z Erwinem C. Dietrichem, dla francuskiej kompanii Comptoir Français du Film Production. Seksu jest tu od groma, w zasadzie cała historia kręci się wokół lejtmotywów pożądania, zniewolenia i deprawacji. Pobrzmiewają echa dorobku de Sade’a, z małoletnią, niedoświadczoną bohaterką rzuconą samotnie w zdegenerowany świat zakazanych uciech. Przybytek do którego trafia Hemingway prowadzony jest przez rozpustną burdelmamę, która swe podopieczne trzyma w piwnicy w stanie permanentnego podniecenia wywołanego środkami odurzającymi. Dziewczęta leżą więc całe dnie w negliżu na rozłożonych na podłodze materacach, wiją się z rozkoszy, jęczą i czekają na zaspokojenie. Od czasu do czasu, kiedy stan niekończącej się rui staje się nie do zniesienia dla konkretnej „pracownicy”, właścicielka speluny pozwala swojemu czarnoskóremu ochroniarzowi, aby ukrócił męki i wyruchał skamlącą ofiarę, czemu ona sama przygląda się w asyście kochanka efeba. Franco większość akcji umieszcza w obskurnych pomieszczeniach i podkręca atmosferę degrengolady, nienasycenia i zarazem wypalenia. Seks kojarzony jest tutaj z wynaturzeniem, mechaniczną czynnością, która z czasem zaczyna działać jak narkotyk, nie przynosząc jednak oczekiwanej satysfakcji.
Co ciekawe, pomimo że w wielu scenach widać zaczątek hardcore’owej pornografii, Franco tym razem konsekwentnie ucina „momenty” gdy tylko zachodzi ryzyko, że pokaże zbyt wiele, na przykład w sprawiających wrażenie „wykastrowanych” scenach fellatio. Zważywszy, że nic nie wiadomo na temat tego, aby film posiadał również wersję nieocenzurowaną, w której niesymulowane sceny kopulacji byłyby w stanie nietkniętym, można przypuszczać, że wycięcie co bardziej dosłownych fragmentów było działaniem celowym, co poniekąd w intrygujący sposób koresponduje z „aseksualną” wymową fabuły, gdzie pieprzenie to tylko jedna z fizjologicznych czynności, która dodatkowo wymknęła się spod kontroli. Nie dajcie się jednak zwieść ponurej otoczce: to wciąż Franco, który nade wszystko uwielbia zbliżenia na rozwarte cipki i celebruje je w pełnych detalach. Jedną z tych „cipek” jest jak zwykle olśniewająca Lahaie, którą w dwóch scenach mamy okazję podziwiać w pełnej krasie.
Pośród tych nasyconych perwersyjnymi wyziewami tonów gubi się gdzieś jednak – dość niepotrzebnie – wcale ciekawa i obiecująca fabuła. Po wstępie w którym dwójka dewiantów zabawia się z niepełnoletnią, pojawia się zalążek historii kryminalnej: para porywaczy rusza tropem swojego łupu, który niefrasobliwie odsprzedali. Schodzimy do podziemia pełnego podejrzanych typów i zmęczonych życiem kobiet ulicy i wątek porwania znów umyka, by powrócić na pół godziny przed końcem seansu. Niestety, prawdopodobnie głównie ze względu na niewystarczający budżet, Franco kładzie finałową kulminację po całości, dając widzowi nędzne ochłapy i rozwadniając napięcie w momencie, kiedy to powinno wybuchnąć z pełną mocą. Kończy się gościnnym występem detektywa Ala Pereiry (Jean Ferrère), jednej z postaci przewijających się w wielu filmach z dorobku Jessa. Ostatecznie w starciu historia vs. erotyka wygrywa to drugie, na co teoretycznie nie powinienem narzekać, niemniej czuć tu zmarnowany potencjał na moralnie dwuznaczną, wybudzającą z dobrego samopoczucia opowieść o korupcji i karze, która spotyka również tych wysoce uprzywilejowanych przedstawicieli wierchuszki, którzy wydawali się być ponad prawem.
Dark Mission: Flowers of Evil (1988)
Chris Mitchum, niewydarzony potomek Roberta, wciela się w agenta do zadań specjalnych, który słynie ze swego braku ogłady oraz upodobania do alkoholu i kobiet (co już w pierwszej scenie dobitnie wyłuszcza jego przełożony). Jako Derek Carpenter będzie miał do wykonania nie lada niebezpieczną misję: zgładzić południowoamerykańskiego bossa kartelu narkotykowego nazwiskiem Luis Morel (Christopher Lee)…
Franco w klimatach, które niekoniecznie były mu najbliższe: Dark Mission to dość standardowo poprowadzone kino szpiegowskie, jedna z rozlicznych prób naśladownictwa bondowskiego stylu w ramach euro-trashu. Obraz z marszu przywodzi na myśl inny projekt, w którego realizację na pewnym etapie zaangażowany był Hiszpan, Commando Mengele (1985, Franco filmu nie ukończył, zadania tego podjął się ostatecznie Andrea Bianchi, twórca m.in. Strip Nude for Your Killer [1975] i Malabimby [1979]). Podobnie jak w tamtym obrazie, pierwsze skrzypce gra tutaj młody Mitchum, również miejsce akcji budzi silne skojarzenia. Różnica taka, że zamiast diabolicznego doktora Mengele, tam w interpretacji Howarda Vernona, mamy tutaj etatową gwiazdę Hammer Films w roli znacznie bardziej ludzkiego barona narkotykowego. Lee jest rzecz jasna – jak zawsze – świetny, bez najmniejszego trudu przyciąga w każdej ze swych scen uwagę widza swoją charyzmą, ale też na każdym kroku widać, że dla aktora była to forma szybkiego zarobku, nawet jeśli do zadania podszedł z pełnym profesjonalizmem. W kwestii obsady pochwały kończą się w zasadzie na tym etapie. Wprawdzie w drugoplanową postać łączniczki głównego bohatera wciela się Lahaie, ale jej udział ogranicza się do bycia ozdobnikiem, co najdobitniej widać w dramatycznej scenie pojednania, gdzie aktorka paraduje w bikini. Mitchum standardowo czyni to, za co kochamy, czyli przynosi wstyd swojemu nazwisku w wysoce nieporadny i urokliwy sposób.
Jednak to nie drętwe aktorstwo czy mało oryginalna fabuła czynią z Dark Mission wyrób odpowiedni jedynie dla najzagorzalszych badaczy schyłkowej kultury kina gatunkowego w Europie. Główny problem polega na tym, że jak na Franco, jest to dość łagodna rzecz, pozbawiona całkowicie golizny (żegnajcie close-upy na wargi sromowe!) i bardzo oszczędna pod względem ekranowej przemocy. W momencie, gdy pozbawieni zostajemy głównych wabików B-klasowej frajdy, to co zostaje okazuje się być dość letnią rozrywką, która największe sukcesy odnosi w… byciu niezamierzenie zabawną. Jako „serowy” pomiot rzecz sprawdzi się zatem całkiem nieźle, ale warto przestrzec, że maniacy ekstrawaganckiej pulpo-akcji w stylu, któremu hołdowali w tej dekadzie choćby Włosi, nie znajdą tutaj dla siebie zbyt wielu atrakcji.
Wydanie Blu-ray:
Pulse Video, FR, Region A i B, 2022
Pornograf i esteta. Ma gdzieś konwenanse. Do jego ulubionych twórców należą David Lynch, Stanley Kubrick, Gaspar Noé oraz Veit Harlan. Przyszedł ze śmiertelnego zimna, dlatego zawsze mu gorąco.