Z archiwum HK Cat III: Erotic Ghost Story (1990)

Ogromny hit hongkońskiego kina „dla dorosłych”, erotyczna mieszanka fantasy, baśni i kina grozy. Na fali popularności tego obrazu Amy Yip awansowała do miana tamtejszego symbolu seksu, stając się odtąd etatową gwiazdą rozbieranek made in Hongkong.

Bohaterkami historii są trzy lisice, żeńskie duchy, które przybrały ludzką formę. Mieszkają razem na uboczu jako siostry w oczekiwaniu na pełne przeistoczenie. W międzyczasie poznają młodego uczonego, z którym każda z nich zaczyna romansować w tajemnicy przed pozostałymi. Nie podejrzewają, że nieporadny, acz kochliwy młodzieniec jest tak naprawdę groźnym demonem.

Film Lam Nai-Choia (m.in. Her Vengeance [1988], Story of Ricky [1991]) inspirację czerpie z Dziwnych opowieści zebranych w studiu Liaozhai Pu Songlinga, zbioru fantastycznych nowel z okresu dynastii Qing. Inne, na wskroś współczesne, źródło natchnienia dla scenariusza dostarczył hollywoodzki przebój Czarownice z Eastwick (1987) w reżyserii George’a Millera, w którym wcielający się w diabła Jack Nicholson uwodził Michelle Pfeiffer, Susan Sarandon i Cher, by na koniec ponieść z ich rąk zasłużoną karę. Podobieństwa fabularne są na tyle uderzające, że można wręcz uznać Erotic Ghost Story za remake, tyle że z akcj osadzoną w innej epoce i innej kulturze.

Centrum opowieści stanowią rzecz jasna sceny z roznegliżowanymi bohaterkami, w tym również te łóżkowe, jak na ówczesny moment dość odważne i rewolucyjne dla hongkońskiej kinematografii. W kilku przypadkach konieczne było zastosowanie cenzury optycznej, bowiem kamera nie unika pokazywania również najintymniejszych partii aktorek, choćby wówczas gdy demoniczny scholar z pasją wykonuje cunnilingus na jednej ze swych kochanic. Sceny seksu są zarazem wysoce zmysłowe (pościelowe?), sfilmowane w manierze soft-porno w wydaniu premium.

Cycki, ogolone cipki, przeciąganie się na kocią modłę — tak w skrócie można podsumować pierwszą godzinę seansu (może z pominięciem lekko makabrycznego, ale utrzymanego w humorystycznym tonie wstępu). Potem do akcji wkraczają elementy grozy, które dopełniają rozrywki. Zastosowane efekty praktyczne i charakteryzacja demona są pierwsza klasa, podziwia się je z równą przyjemnością co sprężyste ciała odtwórczyń głównych ról w akcji.

Nietrudno zatem zrozumieć czemu film Lam Nai Choia odniósł tak spektakularny sukces w kinach. Przede wszystkim przecierał szlaki dla rozlicznych podobnych produkcji pokroju Sex and Zen (1991), stanowiąc rodzaj owocu zakazanego dla widowni, która z erotyką na dużym ekranie nie miała do tej pory za bardzo do czynienia. Poza tym ubierał tę erotykę w fatałaszki kina kostiumowego, zdejmując przynajmniej częściowo poczucie winy z odbiorcy, który miał poczucie obcowania z produktem wysokiej jakości. No i po trzecie wreszcie: to naprawdę jest produkt wysokiej jakości, świetnie nakręcony, dobrze zagrany, ze sprytnie pogrywającym z oczekiwaniami widza scenariuszem. Baśń dla dorosłego widza, dla której Hollywood stanowiło niezaprzeczalny punkt odniesienia. Z tą wszak różnicą, że tam gdzie tacy Tim Burton lub Robert Zemeckis (powtałe dwa lata później Ze śmiercią jej do twarzy też miejscami przychodzi do głowy w trakcie seansu) dawno już zatrzymaliby kamerę w obawie przed gniewem cenzorów, tam Nai-Choi śmiało jechał z obiektywem coraz bardziej na południe od pasa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *