Francophilia: Lulu’s Talking Ass (1986) / The Voyeur and the Exhibitionist (1986)

Elementy pornograficzne Jesús Franco zaczął wplatać do swoich filmów w połowie lat 70., przy czym często odbywało się to na zasadzie przygotowania kilku różnych wersji na różne rynki, ze wstawkami XXX obecnymi tylko w niektórych z nich. Nierzadko za ich dodanie odpowiedzialni byli dystrybutorzy, a sam twórca nie miał z tym nic wspólnego. Na całość reżyser zaczął chadzać dopiero w kolejnej dekadzie, gdy zmienił się klimat polityczny w jego ojczyźnie i produkcja pornografii przestała być zakazana. W niniejszym odcinku Francophilii omawiam dwa tytuły z połowy lat 80., w których elementy porno nie są już jedynie dodatkiem, ale celem samym w sobie.


Lulu’s Talking Ass (1986)

W Lulu’s Talking Ass zgodnie z niepozostawiającym miejsca na żadne niedopowiedzenia anglojęzycznym tytułem odbyt granej przez Linę Romay tytułowej bohaterki mówi ludzkim głosem. I domaga się zaspokojenia swoich potrzeb, które są bezustannie ignorowane. Mowa rzecz jasna o potrzebach natury seksualnej.

Jeśli absurdalny punkt wyjścia filmu Franco coś wam przypomina, to jesteście na dobrym tropie: w 1975 roku Claude Mulot popełnił wielki przebój francuskiego kina porno pod tytułem Pussy Talk, którego bohaterką była wygadana wagina. Mulot celował wówczas w emancypacyjne nastroje, a jego dzieło idealnie wpisywało się w kontekst swoich czasów. Hiszpan już żadnej wielkiej rewolucji nie obwieszcza, świadom że byłoby to wyważanie drzwi otwartych. Zamiast tego idzie w grubo ciosany, rubaszny dowcip. Tyłeczek Liny przemawia słodkim głosem, pali papierosy i czeka na swoją szansę. Wszystko wieńczy rzecz jasna radosny happy end ze zbliżeniem na wymazane spermą pośladki aktorki.

Skoro zaś przy zbliżeniach jesteśmy, to warto nadmienić, że Franco pornografem był niestety mizernym i pozbawionym inwencji. Sceny niesymulowanego seksu w jego filmach z reguły sprowadzają się do prób postawienia na baczność sflaczałych penisów i niemrawych lesbijskich wylizywań sromów. Aktorzy sprawiają wrażenie, jakby przechodzili przez katusze, a Jess filmuje to w niechlujny sposób, nie ukrywając nawet, że odwala najtańszą fuszerkę. Słowem: nie ma w tym nic podniecającego. W jednym jednak Franco mistrzem był: we wspomnianych zbliżeniach. Zbliżeniach na cipki, które celebrował w nieskończoność niczym wytrawny znawca aromatów i smaków. Jest w tym coś rozczulającego, z jakim pietyzmem twórca oddaje szczegóły anatomiczne aktorek, z jego kochanką i muzą Romay na czele. Czuć uwielbienie dla płci pięknej, nawet gdy — tak jak w tym przypadku — najlepsze lata ma ona za sobą. Lina bowiem wygląda tu jak podstarzała Kalina Jędrusik: z wyraźną nadwagą, wałeczkami tłuszczu i niezmiennym entuzjazmem o ekshibicjonistycznym ukierunkowaniu.

Porno zatem z tego marne, tym bardziej że wbrew obietnicy czającej się gdzieś tam w tle za tytułem, nie ma tu tak naprawdę zbyt wiele scen seksu analnego, a gdy się pojawiają, to są filmowane tak, że zachodzi spora wątpliwość czy na pewno aktor trafił we właściwą dziurkę. Akcja nie tyle wlecze się, co stoi w miejscu a monologi anusa z czasem przestają wywoływać nawet choćby półuśmiech. Gdzieś w drugiej połowie seansu Hiszpan daje jednak popis swego anarchicznego poczucia humoru, gdy Romay na żądanie zaspokojenia chuci ze strony swej pupy wsadza w nią… statuetkę Oscara. Dzięki ci o Jessie za ten widok. Dzięki również za zdubbingowanie z taką wprawą cipki Liny (!). Szkoda jedynie, że reszta seansu ginie w odmętach źle przyprawionej makreli.


The Voyeur and the Exhibitionist (1986)

W zrealizowanym w tym samym roku The Voyeur and the Exhibitionist Lina wciela się w tytułową ekshibicjonistkę, która odkrywszy, że ma cichego adoratora, urządza dlań prywatne pokazy (na ścianach bezpruderyjna dama trzyma wizerunki Micka Jaggera i Lou Reeda!). Mężczyzna z lornetką w dłoniach podgląda przyodzianą jedynie w rudą perukę niewiastę w trakcie, gdy ta masturbuje się i uprawia miłość z inną kobietą, a następnie z mężczyzną.

Ot, cała fabuła, ale tym razem seans był mimo wszystko nieco ciekawszym i przyjemniejszym doznaniem, niż miało to miejsce w przypadku Lulu. Przyczyna jest stosunkowo prosta: Jess poprzedni tytuł realizował w pomieszczeniach, tutaj już chętniej wychodzi na zewnątrz, choćby po to, by pokazać przestrzenie oddzielające podglądacza od apartamentu obiektu jego westchnień. Płynie to sobie spokojnie, leniwie, ma ten ulotny wdzięk cechujący najbardziej rozerotyzowane filmy Franco, jest w tym jakaś „tajemnica”, niewypowiedziana umowa między dwójką ludzi, spośród których jedna lubi się obnażać, a druga patrzeć. Nigdy się nie spotykają, nie wymieniają spojrzeń, nie zamieniają słowa. Układ idealny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *