Z archiwum HK Cat III: Dangerous Encounters of the First Kind (1980)

Trójka szkolnych kumpli konstruuje małą bombę domowej roboty i dla zabawy detonuje ją w kinie podczas popołudniowego seansu. Szczeniacki wybryk szczęśliwie nie pociąga za sobą żadnych ofiar, ale policja i tak wszczyna śledztwo, przeświadczona że był to nieudany zamach terrorystyczny. Na razie tożsamość sprawców zna tylko jedna osoba, ich rówieśniczka Wan-Chu (Lin Chen-Chi), która była świadkiem eksplozji. Dziewczyna zaczyna szantażować chłopaków i zmusza ich do udziału w swych niebezpiecznych zabawach. Od tej pory kwartet sieje panikę i spustoszenie na ulicach Hongkongu. W pewnym momencie na ich drodze stanie tajemniczy cudzoziemiec z teczką pełną pieniędzy i podejrzanych dokumentów. To spotkanie zamieni życie całej czwórki w nieustanną walkę o przetrwanie.

Wczesny obraz Tsui Harka, płodnego twórcy kina akcji. Hark na świecie wybił się za sprawą popularnej serii Dawno temu w Chinach (1991-1997), która umożliwiła mu krótkotrwałą karierę w Hollywood (dwa akcyjniaki z Jean-Claudem Van Dammem: Ryzykanci [1997] i Za ciosem [1998]). Na etapie produkcji Dangerous Encounters of the First Kind Hark był jeszcze twórcą młodym, pełnym gniewu i energii, niesplamionym korupcją „masówki” przemysłu filmowego (przy tym o wyśmienitym guście muzycznym, bo na soundtracku znajdziemy m.in. Włochów z Goblin i Jean-Michela Jarre’a), a jego nonkonformistyczna postawa zaowocowała jednym z najgłośniejszych i najbardziej kontrowersyjnych obrazów z Hongkongu przełomu lat 70. i 80.

Film odbił się głośnym echem w brytyjskiej kolonii jeszcze przed premierą: cenzorzy zażądali od twórcy przemontowania dzieła i wycięcia zeń najbardziej drastycznych scen. Nie w smak władzom były również otwarte nawiązania do rebelii z 1967 roku. Wątek terrorystyczny został usunięty w cień, złagodzono też nieco wymowę całej historii. Szum związany z produkcją przełożył się na dużą frekwencję w kinach, jednak Dangerous Encounters znacząco ucierpiało wskutek cenzorskich interwencji: obecnie wersja nieocenzurowana filmu poskładana jest z negatywu kinowego oraz fragmentów powycinanych z kopii VHS. Oryginalny materiał niestety zaginął.

Choć Hark inspiruje się prawdziwymi wydarzeniami, to do czerpania satysfakcji z seansu nie jest potrzebna znajomość żadnego kontekstu społeczno-politycznego: przede wszystkim mamy do czynienia z diabelnie wciągającym dreszczowcem. Pełnym inteligentnych i świeżych zwrotów akcji, bo największa siła filmu tkwi właśnie w jego umiejętnym graniu z oczekiwaniami widza i żonglerce gatunkowymi schematami. Pierwsza połowa obrazu zwiastuje zupełnie inny rodzaj historii, potem następuje wolta i napięcie rośnie niejako od nowa, by doprowadzić do wstrząsającego, pełnego przemocy finału.

Obok fabularnej przewrotności reżyser ma jeszcze jeden atut w rękawie: główną bohaterkę. Postać Wan-Chu stanowi motor napędowy całej opowieści. Trójka uczniaków-nerdów, którzy z nudów bawią się w akty terroru to jedynie jej bezwolne marionetki. Wan-Chu jest wściekła, nieustraszona, gotowa na wszystko. Jej motywacje nie do końca są jasne, na pewno jest mocno niezrównoważona, być może chora na umyśle. Ma cechy psychopatyczne, dla rozrywki znęca się nad zwierzętami, radość sprawia jej sianie zamętu. Chce podłożyć ogień pod cały znany jej świat. W teorii trudno ją polubić, ale Hark w taki sposób prowadzi akcję, że z czasem mimo wszystko zaczynamy jej kibicować. Bo ma jaja, jest zdolna postawić wszystko na jedną kartę i rzucić wyzwanie graczom ze znacznie wyższej ligi.

Sympatyzujemy zatem z grupą społecznych wyrzutków, którym przewodzi niestabilna psychicznie dręczycielka kotów i gryzoni — zaiste wywrotowa perspektywa. Przez moment może się wydawać, że oto przed sobą mamy anarchistyczną baśń o przyjaźni outsiderów. Hark pokazuje jednak środkowy palec wszelkim objawom zmięgwienia i zdecydowanie wiosłuje na wody niczym nieskrępowanego nihilizmu, by pozostawić odbiorcę w poczuciu beznadziei.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *