Calamity of Snakes (1982)
Miłośnicy węży miejcie się na baczności. Oto bowiem przed wami niesławny Calamity of Snakes – horror z 1982 roku, w trakcie realizacji którego bez skrupułów uśmiercono setki tych gadów. W opisywanym filmie nie mamy do czynienia z jednostkowym zabijaniem zwierząt à la Cannibal Holocaust (1980), ale z wyrachowaną masakrą. Zasiądając do oglądania wiedziałem od początku, iż moja ocena poleci przez to w dół, choć wcale nie uważam się za wojującego obrońcę zwierzaków. Prawdą jest, że w Hongkongu węże są eksploatowane na wiele sposobów, co można zaobserwować w filmie: robi się z nich zupę, pije krew dla zachowania zdrowia czy wreszcie zjada serca, które w oczach mieszkańców Hongkongu uchodzą za afrodyzjaki. Problem tkwi w tym, iż w filmie nie brakuje scen bezsensownego i sadystycznego mordowania nie kilku, lecz setek wijących się bezbronnych gadów. Nawet wszystkie włoskie filmy kanibalistyczne wypadają przy Calamity of Snakes blado, przynajmniej pod kątem ilości zabitych stworzeń. Jedyny film fabularny, który jest w stanie dorównać Calamity… w masowej rzezi zwierząt to koreański Mago (2002) – otwiera go bezmyślnie okrutna scena, w której tysiące żab zostaje rozgniecionych butami stąpających po nich ludzi, oponami przejeżdżającego samochodu i gąsienicami toczącego się czołgu.
Ekipa budowlana konstruująca luksusowy kompleks apartamentów natrafia na siedlisko węży. Dochodzi do zbiorowego mordowania gadów na polecenie szefa budowy: robotnicy rozgniatają je łopatami, rozdeptują i zamieniają w krwawą miazgę za pomocą wielkiej koparki. Pomimo ostrzeżeń małżonki bossa, która przeczuwa, iż wydarzy się coś złego i miewa koszmary z udziałem węży, szef odmawia przerwania budowy i zarządza wybicie gadów. Nie wszystkie z nich zostają zabite, a ocalałe z pogromu węże kierowane przez gigantycznego boa dusiciela, najpierw biorą odwet na robotnikach, po czym wdzierają się do nowo postawionego budynku i zaczynają zabijać zgromadzonych tam gości oraz mieszkańców.
Dla Calamity of Snakes warto ukuć termin snakesploitation, bo w sposób adekwatny opisuje on to, co się tutaj wyprawia. Węże masowo pali się żywcem, spryskuje lodem, rozrywa zębami, patroszy oraz przecina na pół mieczem w scenie jakby żywcem wyciągniętej z The Killer Snakes (1975). I choć w filmie występuje ponadnormatywna dawka okrucieństwa wobec zwierząt, sceny z udziałem setek węży atakujących i gryzących swe ofiary, gdzie popadnie, wywarły na mnie ogromne wrażenie. Wyobraźcie sobie, jak masa jadowitych gadów kłębi się na Waszym ciele, wdziera w jego zakamarki i kąsa. Calamity of Snakes znakomicie igra z tkwiącym w nas strachem przed wężami, bowiem wiadome jest, iż wiele osób panicznie boi się owych gadów. W filmie znalazło się także miejsce na kilka akcentów humorystycznych (obżerająca się gruba baba, której widok jest co rusz przerywany ujęciami świń grzebiących w korycie). Muzyka w Calamity… zabrzmi znajomo nawet dla początkującego fana horroru. Otóż to grupa Goblin i Dawn of the Dead! Filmowcy z Hongkongu po raz kolejny (vide: Red Spell Spells Red) pokazali, iż prawa autorskie mają głęboko w poważaniu.
Z innych starszych horrorów z HK, w których zwierzaki atakują ludzi, polecam wspomniany wcześniej The Killer Snakes, Lewd Lizard (1979), Centipede Horror (1982) oraz Succubare (1977). Na koniec mała ciekawostka: tandetny horror Johna Howarda o kulcie węży Serpent Warriors (1985) zawiera blisko połowę materiału zdjęciowego z Calamity of Snakes.
Wielbiciel wszelkich celuloidowych koszmarów, który kiedyś aktywnie współtworzył portal Danse Macabre.