Czarna Emanuelle. Dookoła świata z Laurą Gemser

Zacznijmy od początku, czyli miejsca w którym wszystko się zaczęło: w 1959 roku światło dzienne ujrzała skandalizująca powieść erotyczna pod tytułem Emmanuelle napisana przez Marayat Rollet-Andriane, podpisującą się pseudonimem Emmanuelle Arsan (w późniejszych latach pojawiły się spekulacje, że autorem książki był tak naprawdę mąż Marayat). Na poły autobiograficzna książka przedstawiała losy znudzonej żony francuskiego dyplomaty, która poszukuje coraz to nowszych podniet seksualnych. Zawartość powieści w momencie premiery wywoływała powszechne zgorszenie, poniekąd wyprzedając swoje czasy. Klimat zmienił się dopiero wraz z rewolucją seksualną, a poluzowanie cenzury w kraju nad Sekwaną umożliwiło nakręcenie filmowej adaptacji książki w 1974 roku. Film Justa Jaeckina odniósł ogromny sukces zarówno w kraju, jak i za granicą. Nic dziwnego zatem, że szybko pojawiły się próby naśladownictwa, mające na celu zdyskontowanie jego popularności.

Jedna z owych prób zaowocowała powstaniem konkurencyjnego (nie zapominajmy wszak, że w międzyczasie powstawały kolejne odsłony serii z Sylvią Kristel) i całkiem żywotnego cyklu. Już w rok po tym, jak Emmanuelle szturmem wzięła ekrany kin, włoski reżyser Bitto Albertini przygotował makaroniarski rip-off francuskiego hitu. Do roli głównej zatrudnił szerzej wówczas jeszcze nieznaną modelkę pochodzenia indonezyjsko-holenderskiego. Włoch Laurę Gemser miał ponoć zobaczyć na plakacie reklamującym agencję turystyczną i był do tego stopnia zafascynowany jej pięknem, że odszukał agenta Gemser w Belgii i namówił go, aby jego klientka zagrała w jego filmie. Pomimo poważnych obaw czy potencjalna gwiazda jest w ogóle w stanie grać, wybór okazał się strzałem w dziesiątkę: jako przeżywająca miłosne uniesienia w kenijskich lokacjach fotoreporterka, Gemser rozkochała w sobie zarówno kamerę, jak i widzów. Obraz ostatecznie zatytułowano Black Emanuelle (wł. Emanuelle nera), co stanowiło oczywiste nawiązanie do dzieła Jaeckina. W obawie przed ewentualnym pozwem ze strony francuskich producentów, Albertini zdecydował się usunąć jedną literę „m” z imienia bohaterki. Obraz zyskał sporą popularność, a publiczność spragniona była większej ilości przygód w wydaniu orientalnej piękności.

Tak oto Emanuelle zaczęła podróżować po całym świecie, wszędzie rozsiewając wokół siebie aurę magnetyzmu i erotyzmu. Z czasem, gdy za jej postać zaczęli się zabierać inni twórcy, w szczególności Joe D’Amato i Bruno Mattei, perypetie czarnoskórej bogini stawały się coraz bardziej osobliwe, a cały cykl zaczął skręcać w kierunku naładowanej pornograficznymi wtrętami i przemocą eksploatacji na sterydach (sama Gemser nigdy nie brała udziału w scenach pornograficznych, do czego ponoć wielokrotnie namawiał ją D’Amato. Namowy te jednak musiały być niespecjalnie nachalne, bo po latach zarówno aktorka, jak i reżyser wypowiadali się o wspólnej pracy w samych superlatywach). W poniższym wpisie wzięliśmy na tapet zarówno wszystkie oficjalne filmy o Czarnej Emanuelle, jak i te na siłę dokooptowane do cyklu przez chciwych producentów i dystrybutorów, którzy chętnie dodawali w tytule każdego filmu z udziałem Gemser imię jej ikonicznej bohaterki. Łącznie 21 pozycji pełnych seksu, egzotycznych plenerów i eksploatacyjnych atrakcji. Zachęcamy do lektury i życzymy plugawych seansów!

Caligula


1974 – The Real Emanuelle aka Amore Libero – Free Love (reż. Pier Ludovico Pavoni) – Caligula

Ekranowy debiut Laury Gemser. W oczywisty sposób nie ma on nic wspólnego z serią o Czarnej Emanuelle, która zapoczątkowana została dopiero rok później filmem Bitto Albertiniego. Niemniej w napisach początkowych aktorka wymieniona jest jako odtwarzająca postać bohaterki imieniem Emanuelle (co ciekawe jej postać w samym filmie nazywa się Janine), który to chwyt marketingowy był próbą podpięcia się pod sukces obrazu z Sylvią Kristel. Ponadto na potrzeby niektórych rynków oryginalny tytuł Amore libero – Free Love przemianowany został na bardziej chwytliwy The Real Emanuelle. Od strony fabularnej rzecz jest nader prosta: oto młody inżynier imieniem Francesco (Enzo Bottesini) przybywa na wchodzącą w skład Seszeli sielską wyspę, by dokonać pomiarów pod planowaną kopalnię. Mężczyzna nawiązuje romans z lokalną pięknością i poznaje tubylcze zwyczaje, które dalekie są od wpajanych Europejczykom od wieków norm moralnych i społecznych.

Film Piera Ludovico Pavoniego wpisuje się w niezwykle popularny w tamtym okresie nurt, który określić można by mianem „kolonialnej erotyki”: znajdziemy tutaj zarówno wywiedzioną z tradycji mondo ciągotę do podglądania egzotycznych zwyczajów, jak i protekcjonalny względem obcych kultur ton. Gemser nie jest jeszcze oszałamiającą łamaczką męskich serc, a prostą dzikuską, która kultywuje utrwalone w jej kręgu cywilizacyjnym idee „wolnej miłości”, skacząc z jednego łóżka do drugiego, co dla przedstawiciela świata zachodniego okazuje się być nie lada szokiem. Golizny jest tu od groma, ale same sceny seksu rozgrywane są wciąż w ostrożnej manierze (czyt. poza kadrem). Scenariusz ma niestety charakter czysto pretekstowy, a dylematy głównego bohatera – który miota się pomiędzy chęcią odniesienia sukcesu, a pokusą życia w ziemskim raju –  wydają się mocno naciągane. Dla urozmaicenia do kotła wrzucono również wątek czarnej magii, który jednak nie ma kompletnie sensu i służy jedynie za wątły wypełniacz. Mocno przeterminowana to rzecz, która większość współczesnych odbiorców co najwyżej znuży, innych zaś zbulwersuje ze względu na niekoniecznie zgodną z wymogami politycznej poprawności wykładnię. 


1975 – Black Emanuelle (reż. Bitto Albertini) – Simply

Włoscy filmowcy, którzy od lat 60 nieustannie zbijali kapitał na italianizowaniu hitów, gatunków i trendów kina światowego, w tym przypadku zaskoczyli też świetnym czasem reakcji. Samozwańcza franczyza na bazie przeboju z Sylvią Kristel powstała w tym samym roku, co jego druga, oficjalna część, czyli rok po premierze pierwowzoru. Z imienia bohaterki chytrze usunięto jedno ,,m” , by  lokować produkt bez ryzyka pozwu i na bezczelnego doić kokosy z brandingowanej już przez innych marki, zachowując nawet charakterystyczny krój czcionki z oryginalnych posterów. Ale żeby to mogło wypalić, należało mieć w ręku pikowego pokera: cherchez la femme. Czarna Wenus nie narodziła się z morskiej piany, prędzej z wulkanicznej, kipiącej lawy, drugiego takiego Krakatau piękna i erotyzmu próżno szukać. Laura Gemser przyszła bowiem na świat na sejsmicznie nabuzowanej Jawie, ma pochodzenie indonezyjsko-holenderskie. Z wykształcenia modystka, z profesji modelka i początkująca aktorka, wypatrzona została w małej, acz niezapomnianej roli masażystki w … drugiej części Emmanuelle. Decyzja o zuchwałym rip-offie zapadła natychmiast, Laura nie miała nic przeciwko, plenery przewidziano w Kenii u stóp Kilimandżaro, gdzie reżyser Bitto Albertini nakręcił już wcześniej giallo Human Cobras (1971) i miał rozpoznany teren. Produkcja ruszyła błyskawicznie.

Fotoreporterka Mae Jordan (nick artystyczny Emanuelle) wyrusza do Afryki na sesję zdjęć przyrodniczych. W samolocie (kurtuazyjny ukłon w stronę oryginału), na widok smytlającej się pary, bohaterkę zaczyna już ostro nosić. Typowa dla starszej podstawówki obłapka z miętoszeniem damskiego krocza przez spodzień materiałowy zsyła na nią onanistyczne wizje. Po przybyciu na miejsce, Ema zatrzymuje się w posiadłości bogatych plantatorów, Gianniego (Angelo Infanti) i Anny (Karin Schubert), którzy prowadzą ,,dom otwarty” dla białej śmietanki towarzyskiej. W roli atrakcyjnego Szkota Richarda wystąpił Gabriele Tinti, z którym młodsza o 18 lat Gemser nawiąże gorący romans na planie. Rok później wezmą ślub. Bardzo udany związek przetrwa aż do śmierci Tintiego (1991), aktor pojawi się też w kolejnych częściach cyklu.  Czas upływa naszemu jet setowi na nieustanej balandze i byczeniu się w upojnych widokowo miejscówkach. Anna to krótko ostrzyżona blondyna z błagalnym ,,od tyłu!” wysyłanym w świat każdym niebieskookim spojrzeniem. Molestowana łapczywym wzrokiem przez młodego Afrykańczyka na stacji benzynowej, daje mu się zmłócić na jeźdźca przy najbliższej okazji (klasyczny szybki numer bez certolenia się z robieniem czarnej faji na rozgrzewkę). Ema podgląda to przez lufcik i dojrzewa do decyzji by ,,wyrwać” jej męża Gianniego, na którego ma chrapkę od początku. Ale wcześniej na jego oczach oddaje się spontanicznie Richardowi. Dopiero potem obciągnie Gianniemu buca pod prysznicem. Do pełnego sztosa dochodzi między nimi chwilę później w atelier jebniętego malarza-prymitywisty (specjalność: akty). Gemser nie zgodziła się na autentyczny seks przed kamerą (ani w tym filmie, ani w kolejnych), poprzestając na odgrywanych z zapamiętaniem symulacjach. Albertini powklejał więc stock-footage’owe, genitalne zbliżenia gdzie trzeba, nie uznając za stosowne ją o tym poinformować. Po obejrzeniu filmu aktorka wpadła w szał, ale najwięcej nerwów i wstydu kosztowało ją tłumaczenie się przed rodziną i znajomymi, że ,,to nie było tak, jak myślicie”. Twitterowo-autoparodystyczną frakcję feministek na krucjacie w intencji ratowania kina eksploatacji przed nim samym, studzę od razu – nie tylko nie wywołało to u Gemser żadnej traumy, depresji, ani kryzysu samooceny, lecz gdy złość opadła a film odniósł międzynarodowy sukces czyniąc z niej gwiazdę soft porno, Laura na pniu podpisała kontrakt na kolejne pięć filmów i to z samym papieżem italo-plugastwa , wielkim Joe D’Amato!

Czarna Emanuelle to ponadto widowisko miłe nie tylko dla oka ale i dla ucha. Skoro oryginalny soundtrack Pierre Bacheleta uwodził takimi atrakcjami, jak tytułowa, hitowa berbelucha i przerobione Larks Tongues in Aspic part 2 King Crimson (Robert Fripp wytoczył proces o plagiat), należało zadbać o groove równie nośny. Nico Fidenco stanął na wysokości zadania, w jego muzyce tętnią namiętne rumby, afrykańskie, trybalne bity, a nawet spaghetti westernowe quasi bolero, wykorzystane w scenie nagiej sesji zdjęciowej między Emą i Anną na sawannie, zakończonej tym, co taoiści zwą ,,polerowaniem luster”. Po tych przeżyciach Ema doświadczy nocą seks-fantazji z odzianym w plemienny pióropusz czarnoskórym profesorem (ten jeszcze jej pupy dotąd nie zaznał), do tego utalentowanym pianistą, przy którego recitalu w living roomie Anna zbrandzluje się na oczach wszystkich. Wtedy Ema podsłucha rozmowę telefoniczną Gianniego z Glorią, żoną Richarda, która robi mu scenę zazdrości o Emanuelle , bo tu po prostu wszyscy pierdolą się ze wszystkimi na okrągło. Gianni chcąc uspokoić Glorię, bardzo nieładnie i rasistowsko podsumuje Emę. Ta, wściekła na dwulicowego kochanka prostaka haltuje na ulicy pierwszego pick upa i już po chwili dupczy się na poboczu z kierowcą, afro robolem w ogrodniczkach. Potem zrobią sobie dobrze z Glorią na basenie, a podglądająca je para służby domowej momentalnie da nura w krzaki w celu rozłożenia na czynniki pierwsze najnowszej Tokarczuk (no, powiedzmy, niezupełnie). I tak dalej, aż do finału, w którym Ema oddaje się całej drużynie hokeja ziemnego w pociągu (będzie eisensteinowski montaż skojarzeniowy z posuwiście pracującym tłokiem parowozu), a potem spławia zmarkotniałego Gianniego deklaracją wolności absolutnej. Fabuła jest więc jak widać tyleż pretekstowa, co monotonna, dopiero następne części srodze podgrzeją atmosferę na poziomie akcji. W pamięć zapada najbardziej atmosfera arkadyjskiej fantasmagorii o bezbolesnym świecie przedstawionym, gdzie seks jest rudymentarnym, boskim Logosem, przenikającym i nadającym jedyny sens wszystkiemu.


1976 – Black Emanuelle 2 aka The New Black Emanuelle (reż. Bitto Albertini) – Caligula

Oficjalna kontynuacja hitu Albertiniego (znana również pod tytułem The New Black Emanuelle), nakręcona przez niego samego, ale… bez Gemser na pokładzie. Indonezyjską boginię zastępuje tutaj Shulamith Lasri, izraelska aktorka, dla której film okazał się być jedynym występem przed kamerą w karierze. Grana przez nią Emanuelle znajduje się w opałach: kobieta trafiła do szpitala psychiatrycznego w Nowym Jorku z diagnozą: amnezja. Poczciwy doktor Gardner (Angelo Infanti) obejmuje pieczę nad pacjentką i stara się przywrócić jej pamięć za pomocą psychoanalizy.

Film otwiera dziwaczna sekwencja z napisami początkowymi, w trakcie której obserwujemy jak główna bohaterka jest bita i brutalnie przesłuchiwana przez bliżej niesprecyzowanych sprawców o ubeckich manierach. Dziwaczna, albowiem przedstawione we wstępie wydarzenia wydają się nie mieć żadnego powiązania z resztą fabuły i nigdzie na późniejszym etapie nie są przywoływane. Cała reszta to dość sztampowo poprowadzone erotyczne romansidło pod patronatem Zygmunta Freuda. Emanuelle coś tam świta, coś sobie przypomina, ale ostatecznie wychodzi na to, że wspomnienia dziewczyny mocno rozmijają się z rzeczywistością, a ona sama na równi jest ofiarą, co szajbuską. Lasri w roli głównej wypada przyzwoicie: pod kątem aktorskim jest co prawda co najwyżej znośna, ale wyróżnia się intrygującą urodą i może pochwalić wyśmienitym biustem. Przyjemne odczucia względem niedoszłej „gwiazdy” rujnuje niestety do pewnego stopnia jej paskudna fryzura. Na plus należy zaliczyć miejsce akcji, bo Albertini bardzo stara się, by wycisnąć z pobytu w Wielkim Jabłku maksimum możliwości, co zresztą przynosi czasem dość komiczne efekty, jak choćby w scenie rozmowy lekarza i męża Emanuelle, w trakcie której mężczyźni zahaczają chyba o wszystkie możliwe atrakcje turystyczne w mieście. Z perspektywy czasu część druga jawi się jako jedynie ciekawostka, zważywszy że nie wpisuje się w klimat i ton serii, która jak wiemy jeszcze w tym samym roku zyskała oficjalny sequel z powracającą do roli Gemser na gościnnych występach w Bangkoku.


1976 – Black Emanuelle, White Emanuelle aka Emanuelle In Egypt (reż. Brunello Rondi) – Justine de Sade

Kolejny film, który z serią łączy jedynie alternatywny tytuł oraz obecność Laury Gemser, został wyreżyserowany przez Brunello Rondiego, znanego przede wszystkim ze współpracy przy scenariuszach do filmów Federico Felliniego. Choć nie ma tu żadnej postaci o imieniu Emanuelle, tytułowa czarna i biała wersja bohaterki to Gemser grająca modelkę Laurę oraz Annie Belle wcielająca się w Pinę – córkę przyjaciółki Laury. To właśnie Crystal (Nieves Navarro) zaprasza obie kobiety do swojej posiadłości w Egipcie. Tam też zostaniemy świadkami romansów, kłótni i… seksu, oczywiście. 

Obraz Rondiego to tak naprawdę erotyczna opera mydlana, niepozbawiona jednak interesującej ekscentryczności. Na pierwszy plan wysuwają się imponujące zdjęcia egipskich lokalizacji, ciekawe wykorzystanie lokalnych zabytków i ruin oraz bogactwo wystroju wnętrz. W takich okolicznościach przyrody ciekawie prezentują się także sceny erotyczne – małżeński gwałt (przemieniający się w regularny seks) na piasku czy lesbijskie zbliżenie dwóch “Emanuelle” na ogromnym, burdelowym łożu. W porównaniu z innymi filmami serii ciężko jednak mówić o dostatecznym wykorzystaniu potencjału “rozgrzewającego”, scen seksu jest bowiem dość mało i są one zanadto stonowane. 

Dużo bardziej interesująca wydaje się relacja Laury z jej mężem (granym oczywiście przez Gabriele Tintiego), fotografem lubującym się w uchwycaniu kobiecego piękna w, delikatnie mówiąc, kontrowersyjnych okolicznościach. Carlo zmusza żonę do pozowania na tle martwych zwierząt, łajna czy nawet ludzkich zwłok. Za tymi upodobaniami kryje się czysty sadyzm i chęć upokorzenia Laury. W ich relację wkracza Pina, blondwłosa iskra, która namiesza w życiu każdego z bohaterów. I tak naprawdę to właśnie ona skradnie show, zostawiając Gemser, tym razem bardziej zlęknioną ofiarę niż uwodzicielkę, lekko w tyle. Równie ciekawą postacią, co “biała Emanuelle”, jest też Horatio, przybysz z Europy, który kreuje się wśród miejscowej ludności na mesjasza, który całymi dniami wystaje na pustyni, ubrany w szaty, i głosi swoje enigmatyczne przesłanie. Taki archetyp błazna-przybysza, który zachłysnął się filozofią New Age. W jednej ze scen, Horatio hipnotyzuje Laurę, która w transie dokonuje rytualnego mordu na kozie. To właśnie ten dziwaczny ekscentryzm sprawia, że Black Emanuelle, White Emanuelle nie zlewa się zupełnie z innymi częściami serii. 


1976 – Emanuelle in Bangkok (reż. Joe D’Amato) – Caligula

Joe D’Amato wkracza do akcji i już na starcie dodaje do formuły szczyptę eksploatacyjnego syfu, choć to dopiero przygrywka przed prawdziwymi atrakcjami serii. Emanuelle in Bangkok aka Black Emanuelle Goes East uznawane jest za tę właściwą kontynuację filmu Albertiniego, w miejsce sequela z Shulamith Lasri. To wciąż lekkie soft-porno osadzone w egzotycznych dekoracjach, pełne naciąganych sytuacji, z których każda prowadzi do tego samego: rozebrania Laury Gemser przed kamerą i wepchnięcia jej w ramiona kolejnego kochanka/kochanki. Zgodnie z konwencją akcja rozpada się na ciąg luźno powiązanych epizodów, w tle wesoło przygrywa muzyka Nico Fidenco, raz na jakiś czas bohaterka wpakuje się w tarapaty, z których jednak każdorazowo wychodzi obronną ręką. Miejscami ogląda się całość niczym rozerotyzowaną, damską wersję przygód agenta 007.

D’Amato nie byłby jednak sobą, gdyby nie wtrącił tu i ówdzie mocniejszych elementów. W tym przypadku dostajemy dwie „podnoszące ciśnienie” sceny: jedną z mangustą zagryzającą na śmierć węża (zgodnie z tradycją filmów mondo scena przedstawia prawdziwą potyczkę zwierzaków) oraz sekwencję gwałtu zbiorowego na Emanuelle. Obie sceny nie mają kompletnie znaczenia dla fabuły i spokojnie można by je pominąć, za co z pewnością wielu cenzorów w różnych zakątkach świata było Włochowi wdzięcznych. Zwłaszcza scena gwałtu prezentuje się dość kuriozalnie, bo zrazu przerażona bohaterka szybko akceptuje swój los i potulnie współpracuje z gwałcicielami, a następnie jakby nigdy nic… ucina sobie pogawędkę z jednym z nich. Cała reszta obrazu wciąż jeszcze pozostaje pod wpływem hitu z Sylvią Kristel i konsekwentnie naśladuje jego stylistykę. Od reporterskich śledztw (tutaj Emanuelle skupia się zresztą głównie na obowiązkach fotografa) ważniejsze są chwilowe miłostki, w tym ta zajmująca większość metrażu, z udziałem niedoświadczonej, ale biuściastej córki dyplomaty (Debra Berger). Potem nagle fabuła się urywa, a czarnoskóra piękność rusza dalej w świat, by zbierać plony rewolucji seksualnej, uwodzić i kusić.


1976 – Emmanuelle on Taboo Island (reż. Enzo D’Ambrosio & Humberto Morales) – Caligula

Daniel (Paolo Giusti) jest młodym heroinistą. Podczas jednej z narkotycznych sesji ze znajomymi, będąc świadkiem przedawkowania, chłopak wpada w panikę, wsiada do łodzi i wypływa na otwarte morze. Straciwszy przytomność, domorosły żeglarz cudem dopływa do bezludnej wyspy. Przez jakiś czas bawi się w XX-wiecznego Robinsona Crusoe, aż staje się jasne, że wcale nie jest na wyspie sam: rajską dzicz zamieszkuje zbiegły kryminalista Antonio (Arthur Kennedy) wraz z córką i synem. Daniel zaczyna romansować z piękną Haydee (Laura Gemser), co jednak nie jest w smak jej ojcu, który chciałby pociechę zatrzymać dla siebie…

Egzotyczne plenery, Gemser w nieustannym negliżu i wątek kazirodczy. Film Enzo D’Ambrosio i Humberto Moralesa rozpowszechniany był pod tytułami A Beach Called Desire, Taboo Island oraz – najpopularniejszym – Emanuelle on Taboo Island. Tym samym mamy do czynienia z kolejną próbą zbicia łatwych pieniędzy na popularności cyklu o czarnej reporterce. Rzecz bardziej jednak przypadnie miłośnikom Błękitnej laguny (1980), niż sleazowej retoryki dokonań Joe’go D’Amato: z ekranu wieje niestety przeważnie nudą, a główną atrakcję stanowią szczodrze eksponowane wdzięki i uroda Gemser. Twórcy starają się gdzieś pomiędzy wierszami przemycić pochwałę prostego życia w zgodzie z naturą, która jednak w połączeniu z kazirodczymi wtrętami tworzy mieszankę zgoła kuriozalną i niesmaczną. W finale bohater odpływa z powrotem do cywilizacji, pozostawiając ukochaną na pastwę żądzy jej brata, tymczasem widz zastanawia się czy miał właśnie do czynienia z happy endem, gorzkim happy endem czy też po prostu wynikiem popapranego lenistwa scenarzysty.


1976 – Black Cobra Woman aka Emmanuelle Goes Japanese aka Eva nera (reż. Joe D’Amato) – Justine de Sade

Joe D’Amato tym razem rozczarowuje. Eva Nera różni się od oficjalnych części serii stworzonych przez Massaccesiego brakiem pazura – nie zobaczymy tu hardkorowych scen seksu ani łamania tabu. Wyjątkiem jest jedyna scena budząca skojarzenia z filmami mondo, w której bohaterki są świadkami brutalnego skórowania węża, którego następnie zjadają. 

Akcja rozgrywa się w Hongkongu, gdzie tancerka Eva (Laura Gemser), podczas występów z wężem, poznaje dwóch biznesmenów, braci Juliusa (Gabriele Tinti) i Judasa (Jack Palance). Starszy z nich, Judas, okazuje się hodowcą węży prowadzącym samotniczy tryb życia. Zauroczony naszą gorącą gwiazdą proponuje jej, by z nim zamieszkała deklarując, że nie chodzi o seks, a o towarzystwo (czyż to nie najbardziej szokujący zwrot akcji w całej serii?). Ta, rzecz jasna, odmawia ledwo poznanemu dziwakowi, po jakimś czasie jednak zmienia zdanie. Życie w luksusie i możliwość bzykania zaprzyjaźnionych z biznesmenem bogaczy okazują się nader kuszące. Pojawia się jednak pewien haczyk. Za każdym razem, gdy Eva sprowadza do domu jakąś kochankę, ktoś zakrada się, by wypuścić jednego z jadowitych węży i pozbyć się konkurencji. Pada kilka trupów, nikt jednak nie przejmuje się tym na tyle, by uciekać lub przekonać policję, że stoi za tym coś więcej niż nieszczęśliwy przypadek. 

Choć na papierze brzmi to całkiem nieźle, w rzeczywistości przez większość filmu jest raczej nudno. Lesbijskie sceny w wersji soft nie robią większego wrażenia, brak tu większych podniet. Scena tańca nagiej Evy z wężem jest przyjemna dla oka, ale zabrakło pomysłów na ciekawsze wykorzystanie obecności gadów w scenach erotycznych. Odrobinę ciekawiej wypadają one w roli morderców, którzy wpełzają do łóżka kochanek, by zrealizować plan, mniej lub bardziej zagadkowego, zabójcy. 

Tym, co w obrazie D’Amato najciekawsze, jest natomiast finał. Gdy Eva odkryje kto stoi za pozbyciem się jej “przyjaciółek” zaplanuje słodką zemstę. Główną rolę zagra w niej oczywiście jadowity wąż. Mała niespodzianka czeka nas również w ostatnich sekundach filmu, nie wypada mi jednak zdradzać nic więcej. 


1976 – Passion Plantation aka White and Black Emmanuelle (reż. Mario Pinzauti) – Caligula

XIX wiek. Emanuelle (Malisa Longo) jest córką zamożnego plantatora z amerykańskiego Południa. Dziewczyna przygotowuje się do przejęcia rodzinnego interesu, a jej brutalne metody traktowania niewolników zatrważają nawet jej starzejącego się ojca, który w swym czasie sam słynął z bezwzględności. Dziedziczka ma ponadto zostać wydana za mąż za mieszkającego w sąsiedztwie Lawrence’a (Antonio Gismondo). Młodzieniec nie tylko jednak nie pochwala drastycznych metod postępowania z czarnoskórą służbą, ma też zwyczaj bałamucić co ładniejsze Murzynki, co z kolei nie w smak jego nowej narzeczonej. Pewnego dnia Lawrence zostaje ukąszony przez węża, a od niechybnej śmierci ratuje go służąca Emanuelle, Judith (Rita Manna), którą notabene próbował swego czasu zgwałcić. Cudem ocalały mężczyzna przechodzi za sprawą swej wybawczyni metamorfozę, zaczyna stosować się do nauk Chrystusa i zostaje gorącym orędownikiem powszechnej równości…

Zacznijmy może od tego, że obraz Mario Pinzautiego nie ma żadnego związku z serią o Czarnej Emanuelle, w sferze fabularnej jest to jeszcze jeden rip-off Mandingo (1975), tyle że z motywem miłości międzyrasowej potraktowanym à rebours (Pinzauti nakręcił zresztą w tym samym roku inną „zżynkę” z hollywoodzkiego hitu, zatytułowaną po prostu Mandinga). Użycie we włoskojęzycznym tytule imienia słynnej reporterki (Emmanuelle bianca e nera w niektórych krajach zostało przetłumaczone wprost jako Emmanuelle Black And White, ale istniała też wersja skrócona, zatytułowana Passion Plantation) miało rzecz jasna na celu łatwe zdyskontowanie sukcesu popularnej serii erotyków z Laurą Gemser w roli głównej. Indonezyjska piękność zastąpiona została tutaj znacznie mniej seksowną Manną, która wciela się w uduchowioną niewolnicę, wytrwale nauczającą bliskich miłości i zrozumienia. Wplecenie wątku religijnego owocuje filmem zgoła schizofrenicznym, bo z jednej strony typowo po włosku szafującym szowinistycznym ujęciem tematu (w jednej ze scen na ten przykład dwóch nadzorców zmusza młodą niewolnicę do seksu z przyjacielem jej ukochanego, czemu ten ostatni zmuszony jest się przyglądać), z drugiej – głoszącym potęgę boskiego miłosierdzia i potrzebę nadstawiania drugiego policzka. Grunt jednak, że seksu i golizny jest tutaj sporo, a prym w rozbierankach wiedzie znana m.in. z nazisploitów wytwórni Eurociné Elsa Fräulein SS (1977) i Helga, la louve de Stilberg (1978) Malisa Longo, mocna pretendentka do miana najlepszych cycków kina eksploatacji i jednocześnie etatowa sadystka grindhouse’u. Scenariusz pełen jest kiepsko napisanych linii dialogowych, a obecność kolejnych atrakcji (czyt. gwałty i tortury) stawia się tu ponad logikę wydarzeń, dzięki czemu o nudzie w trakcie seansu można zapomnieć. Na koniec zaś pozostawieni zostajemy z przesłaniem niczym z Imagine Johna Lennona, patrząc na dwoje kochanków odchodzących w stronę słońca.


1977 – Emanuelle in America (reż. Joe D’Amato) – Caligula

Emanuelle odwiedza USA, a cały cykl wreszcie skręca na właściwe tory dzięki odpowiedniej dawce sleazu i rozpusty. W poszukiwaniu gorącego tematu bohaterka trafia do willi miliardera Erica Van Darrena (Lars Bloch), który ma w zwyczaju „kolekcjonować” zodiakalne Panny. Rozczarowana zarówno gospodarzem, jak i niemrawą atmosferą panującą w domu, dziennikarka trafia następnie w objęcia księcia Elvizo (Gabriele Tinti) i wraz z nim leci do Wenecji, gdzie będzie świadkiem wystawnej orgii. W trakcie bachanaliów poruszony zostaje temat prywatnego ośrodka na Karaibach, gdzie bogate, znudzone kobiety udają się w celach – jakbyśmy to dziś nazwali – seksturystycznych. Emanuelle bez zwłoki wyrusza, by zbadać temat tajnego „klubu”. Będąc już na miejscu, bohaterka krąży od pokoju do pokoju niczym wytrawna wojerystka i jest świadkiem jak para uprawia seks przy akompaniamencie lecącego w tle filmu snuff. Bingo! To jest to! Przerażona, ale i jednocześnie zafascynowana, Emanuelle od tej pory będzie starać się zgłębić zagadnienie filmów „ostatniego tchnienia”, co zaprowadzi ją do przedsionka piekła…

Seria, która wystartowała jako włoska odpowiedź na gigantyczny sukces francuskiej Emmanuelle (1974) i z początku nie oferowała nic ponad standardowe sensualne uniesienia w egzotycznych plenerach, za sprawą schlockmesitera Joe D’Amato pokazuje pazury. Tonacja opowieści jest wciąż frywolna, główna bohaterka obraca się w wyższych sferach, podróżuje po świecie, sypia z kim popadnie, podczas gdy w tle przygrywa zmysłowa ścieżka dźwiękowa od Nico Fidenco (za motyw przewodni robi podniosła italo-pościelówa Celebrate Myself w wykonaniu grupy Armonium). Świadom jednak „rozciągliwości” pretekstowej konwencji cyklu, D’Amato dorzuca do mikstury wstawki hard porno, zoofilię i podziemie snuff. Widz, któremu zrobi się gorąco na widok niewiasty masującej ogromną końską fujarę, ma pełne prawo żądać zwrotu pieniędzy za bilet. De facto powinien jak najszybciej opuścić salę kinową, bowiem to dopiero przedsmak atrakcji, jakie na ten seans zaplanował Włoch. Klucz programu, czyli wspomniane filmy snuff, do dziś robi piorunujące wrażenie. Niezwykle dosłowne w przekazie, zarejestrowane na ziarnistej taśmie ośmiomilimetrowej, przywodzą na myśl finałowe sceny z Salo, czyli 120 dni Sodomy (1975) – to prawdziwy popis bestialstwa, zapis ekstremalnych tortur, który doskonale igra z wyobraźnią widza. Czasem widzimy jedynie ułamki scen, kiedy indziej przed oczami ukazują się one w całej swej paskudnej okazałości, gdy skrępowane kobiety są nabijane na pal, nadziewane na haki i gwałcone przez grupę mężczyzn. Efekt, jaki udało się twórcom osiągnąć jest na tyle sugestywny, że niedługo po premierze kopie filmu zostały skonfiskowane na bazie podejrzenia o prawdziwości owych scen, a jedna z aktorek biorąca w nich udział pozwała producentów, oskarżając ich o spowodowanie głębokiej traumy (pozew został oddalony). Co jednak w tym najciekawsze to dysonans, jaki owe wstawki wprowadzają do skądinąd wakacyjnego erotyka: trzeba być nie lada skurwielem, by tak zagrać na nosie widowni spragnionej zakazanych uciech, niejako w myśl zasady „uważaj czego pragniesz.” A Emanuelle jak to znosi? Dzielnie, jak przystało na wyzwoloną kobietę XX wieku. Ba! Gemser nie tylko pięknie prezentuje się na ekranie, ale też znakomicie owija sobie facetów wokół palca, co pozwala sądzić, że D’Amato choć świntuch i prosię, mógł być jednak „mężczyzną, który rozumie”.


1977 – Emanuelle Around the World (reż. Joe D’Amato) – Justine de Sade

Kolejna część przygód Emanuelle nakręcona przez niekwestionowanego króla sleazu, Joe D’Amato, oraz napisana przez scenarzystę Gianfranco Clericiego (m.in. Cannibal Holocaust 1980 r., Nowojorski rozpruwacz 1982 r.), kręci się wokół śledztwa, w sprawie handlu żywym towarem, które zaprowadzi dziennikarkę w wiele miejsc, od Indii po Chiny czy Włochy. Wiadomo, że seks w egzotycznych miejscach smakuje jeszcze lepiej.

Co tu dużo pisać, jak przyznawała sama Gemser, fabuły kolejnych części serii powielały te same schematy, prześcigając się co najwyżej w prezentowaniu nagości i widoków rodem z dokumentów podróżniczych. Niewątpliwym atutem filmów kręconych przez D’Amato było z pewnością nadawanie im bardziej obskurnego charakteru poprzez włączanie do fabuły co bardziej kontrowersyjnych wątków. W tym wypadku czekają nas dwie sceny gwałtu – jeden grupowy i brutalny, drugi już raczej lekko absurdalny – nasza harda dziennikarka, wraz z kilkoma dziewczynami (celowo) da się porwać gangowi, który dostarcza kobiety swojemu oszpeconemu szefowi. Nim na scenę wkroczy policja, ten zgwałci jedną po drugiej. Nic to jednak w porównaniu z obleśnymi scenami zoofilii do której zmuszane będą nieszczęśnice zniewolone w Hongkongu. 

Fani włoszczyzny z pewnością docenią dobór obsady – u boku Gemser występują Karin Schubert, George Eastman czy Ivan Rassimov (którego potencjał nie został jednak wykorzystany). Najciekawszy epizod zalicza Eastman w roli indyjskiego guru, który uczy swoich wyznawców jak osiągnąć orgazm idealny. W progach jego świątyni odbywają się liczne orgie uatrakcyjnione naukami pozycji z Kamasutry. Emanuelle przetestuje umiejętności samozwańczego boga seksu i, niestety, wyjedzie rozczarowana. Trafiła kosa na kamień. Szkoda tylko, że scena seksu tej dwójki odbywa się głównie poza ekranem, ograniczając się jedynie do grzecznej migawki z fellatio.

Pomimo sporej ilości scenariuszowych głupot, seans upływa bardzo przyjemnie, D’Amato serwuje nam przyzwoitą dawkę nagości, ciekawe lokalizacje i urodziwą obsadę płci żeńskiej, zaś Nico Fidenco dba o to by ścieżka dźwiękowa wpadała w ucho. Choć poprzednia część przygód naszej ulubienicy oferowała trochę więcej atrakcji to i ta dostarczy przyzwoitej, eksploatacyjnej rozrywki.

Warto wiedzieć, że Emanuelle Around the World została wydana w dwóch wersjach. Tą, ocenzurowaną przez BBFC, nie warto zaprzątać sobie głowy. Wycięto z niej ponad 15 minut filmu, pozbywając się najbardziej szokujących fragmentów oraz co bardziej śmiałych scen seksu pozostawiając zupełnie nieciekawą wersję soft. Nie zobaczymy w niej paskudnej sceny zbiorowego gwałtu na koleżance Emanuelle, lesbijskiego seksu czy nawet znacznej części indyjskich orgii, że o jakichkolwiek hardkorowych zbliżeniach nie wspomnę. Nuda!


1977 – Emanuelle and the Last Cannibals (reż. Joe D’Amato) – Doctor Butcher M.D.

Podczas dziennikarskiego śledztwa w szpitalu dla chorych psychicznie kobiet, Emanuelle jest świadkiem przerażającego ataku jednej z pensjonariuszek na oddziałową pielęgniarkę i odgryzienie jej piersi. Szalona kobieta trafiła do lecznicy po odnalezieniu w amazońskiej dżungli. Dziennikarka dzięki pomocy profesora Lestera (Gabriele Tinti), nominowanego na jej kochanka na czas nowego zajęcia („nie zakocham się w tobie, jestem wolną kobietą!”), natrafia na ślad rzekomo wymarłego plemienia, które odpowiedzialne jest za coraz częstsze ataki na ludzi w Amazonii. Rozpoczyna się kolejne śledztwo, w którym udział bierze także córka lekarza, zakonnica poszukująca zaginionego księdza Moralesa, czarnoskóry przewodnik oraz przypadkiem spotkana w dżungli para łowców zwierząt (Donald  O’Brien/Nieves Navarro). Wszyscy oni niewyżyci seksualnie (jest i jeden impotent) rozpoczynają miłosne igraszki; to one wypełniają pierwszą część filmu, która niespiesznie buduje napięcie pod spotkanie z przeznaczeniem. Druga część sexploita to już solidnie wykonane kino kanibalistyczne, z obowiązkowymi scenami gore. Kultowy dziś film w reżyserii i pod operatorską pieczą Joe’go D’Amato to świetny rozgrzewacz na rozpoczęcie przygody z Emanuelle. Czegoż tu nie ma: od wspomnianego odgryzienia piersi, przez niezliczone macanki, palcówki i spotkania seksualne w przeróżnych aranżacjach po świetnie wykonane sceny gore i cudownie abstrakcyjny finał. Całości przygrywa Make love on the Wing, niesamowicie chwytliwy bujacz od Nico Fidenco. Na planie nie ucierpiało żadne zwierzę, natomiast jeden przemiły szympans zapalił sobie papierosa (do dziś nie wiadomo jak udało mu się pojawić w Amazonii). Podczas przygotowań do filmu, D’Amato rzucił w eter ogłoszenia o poszukiwaniu Filipińczyków obojga płci, jacy przebywali ówcześnie w Rzymie, by wykorzystać ich na planie filmowym, którym były tereny niegdysiejszych bagien, znanych jako Pola Pontyjskie. Nie trzeba było lecieć do Amazonii, w trzy tygodnie wszystko było gotowe do edycji. 


1977 – Emanuelle & the Porno Nights aka Sexy Night Report (reż. Bruno Mattei) – Caligula

Laura Gemser wciela się w gospodynię filmu mondo, w którym skonfrontowani zostajemy z rozmaitymi, mniej lub bardziej dziwacznymi praktykami seksualnymi z całego świata. Striptiz, pokazy seksu na żywo, zabawy na golasa na wrotkach, zapasy w błocie, prezentacja gadżetów seksualnych, konkurs na najpiękniejszy biust, prymitywne tubylcze rytuały, bicie rekordu na ilość orgazmów, glory holes czy tancerka wpychająca sobie między uda piłeczki do ping-ponga. Stojący za kamerą Bruno Mattei (ze wsparciem Joe’go D’Amato, który nie został wymieniony w napisach) zapewnia odpowiednią różnorodność poszczególnych segmentów, dzięki czemu ten stosunkowo krótki seans nie nuży. Wciąż jednak do czynienia mamy z dość chaotyczną mieszanką inscenizowanych scen oraz całych fragmentów ukradzionych z filmów innych twórców eksploatacji (m.in. Jesúsa Franco i Erwina C. Dietricha).

Formuła softcore’owego gabinetu osobliwości wkracza na nieco bardziej ekstremalne rejony w dwóch momentach. Za pierwszym razem, gdy obserwujemy show z udziałem modelki zabawiającej się z owczarkiem niemieckim, za drugim – gdy banda dzikusów odrąbuje swojemu pobratymcowi przyrodzenie (fragment „sfabrykowany”). Wstawki o charakterze zoofilskim jak wiadomo były domeną D’Amato, sceny kastracji – kina kanibalistycznego, można więc uznać że w chęci szokowania widza Mattei idzie tutaj śladami swych bardziej utalentowanych kolegów po fachu, ale jako całość Le notti porno nel mondo, bo tak brzmi oryginalny włoski tytuł filmu, nie jest w stanie zbulwersować odbiorcy, raczej wywołuje pobłażliwy uśmiech jako dość pokracznie sklecona ramotka. Na anglojęzycznych rynkach obraz rozpowszechniany był z reguły pod uczciwym względem zawartości tytułem Sexy Night Report, jednak tu i ówdzie – celem zdyskontowania popularności cyklu o Czarnej Emanuelle – dystrybutorzy zdecydowali się użyć bardziej chwytliwego Emanuelle and the Porno Nights. Poza osobą Gemser rzecz nie ma jednak żadnego związku z serią, choć miłośników urody aktorki z pewnością ucieszy fakt, iż krótkie wprowadzenia w jej wydaniu do kolejnych scenek z reguły odbywają się w negliżu.


1977 – Sister Emanuelle (reż. Giuseppe Vari) – Justine de Sade

Emanuelle porzuca swoją grzeszną przeszłość i wstępuje do klasztoru, by odpokutować złe uczynki. Jej nowa wiara zostanie jednak wystawiona na próbę, gdy do klasztoru sprowadzi się nowa uczennica, Monika (Mónica Zanchi), wysłana tam za karę, gdy ojciec przyłapał ją na romansowaniu z własną macochą. Niegrzeczna dziewczynka będzie siać zamęt i zgorszenie w klasztorze, romansować z koleżankami, wystawiać Emanuelle na pokuszenie, a ostatecznie… ukrywać przystojnego i niebezpiecznego zbiega (Gabrielle Tinti). 

Choć jedyny z filmów o Czarnej Emanuelle, który czerpie garściami z nunsploitation, wypada dość blado na tle innych przedstawicieli perwersyjnego nurtu, to dla serii stanowi niejako powiew świeżości. Tym razem to Gemser wcieli się w rolę “niewinnej” duszyczki, która daje się korumpować młodej rozpustnicy. Co prawda siostra Emanuelle chętnie zrzuca habit pod którym skrywa seksowne pończochy i bieliznę oraz oddaje się bandycie w zamian za jedną z uczennic, więc w jej nawrócenie musimy wierzyć na słowo. Gwiazdą większości filmu jest jednak Zanchi, blond uwodzicielka rodem z eksploatacji o niegrzecznych uczennicach. To właśnie do niej należy większość scen erotycznych, w tym wiele scen lesbijskich, fellatio w pociągu czy gangbang z trzema chłopakami. Ostatnia z wymienionych atrakcji nakręcona jest zresztą w ciekawy sposób – podczas gdy manipulantka Monika opowiada zakonnicy o tym jak została zgwałcona, widz ma okazję oglądać to co zdarzyło się naprawdę. Dzięki porządnej dawce erotyki, całkiem ciekawej historii z twistem, muzyce Stelvio Ciprianiego i odrobinie humoru, Sister Emanuelle to całkiem porządna pozycja w kontekście całej serii. Momentami szkoda jednak, że Gemser zepchnięta jest na dalszy plan, bo choć dostanie wiele nagich scen, na prawdziwy popis będziemy musieli poczekać do samego końca. Warto jednak dotrwać do grande finale, może się bowiem okazać, że starej, dobrej Emanuelle wcale nie po drodze z Bogiem…


1978 – Emanuelle and the White Slave Trade (reż. Joe D’Amato) – Doctor Butcher M.D.

Tym razem przebiegła i nieustraszona łowczyni sensacji (dziś pasowałaby na samozwańczą gwiazdeczkę Twittera) umawia się na przeprowadzenie wywiadu z poszukiwanym gangsterem Rivettim (empatyczny jak zwykle Venantino Venantini), który kończy się solidną ruchawką z gangolem i jego wspólnikiem w interesach (bohaterce towarzyszy jeszcze biseksualna królowa przaśnego dupcenia). Gdy już mężczyźni zaspokoją swe żądze, a dziołchy ukrócą swe chuci, Emanuelle zostaje kulturalnie wyjebana z posiadłości biznesmena (ten jeszcze w prywatnej rozmowie z kolegą pożartuje sobie na temat tego, jakim to niezłym jest dupcynglem), po czym wpada na trop handlarzy kobietami, którzy działają w Kenii pod przykrywką legalnego biznesu. Na jej horyzoncie pojawia się tajemniczy Francis Harley (Gabriele Tinti), jedna z czołowych postaci międzynarodowego gangu czerpiącego zyski z prostytucji, człowiek zły i przebiegły, ukryty pod maską przystojnego amanta. Za jego pośrednictwem dziennikarka trafia do słynnego burdelu Madame Claude, która obsługuje najbardziej zamożną i wyrafinowaną klientelę z całego świata. Tam, znowu ruchana przez przebrzydłych staruchów, których nazwanie boomerami byłoby zbyt łaskawe, a także transseksualnego oblecha, który ma równie wiele sadła jak cellulitu, zostaje zgangbangowana przez czwórkę gnojków, po odkryciu tego, iż jest szpiegiem – atencjuszką. Pomóc mogą jedynie antydepresanty, lecz na nic się zdają, gdyż do naszej bohaterki dobiera się pielęgniarka, sama potrzebująca solidnego wyrzutu serotoniny, jednak i na nią Emanuelle ma sposób. Nikt nie może jej przeszkodzić w osiągnięciu celu. Fabuła jest tutaj zdrowo popierdolona, pozwala jednak D’Amato na powrót do założeń cyklu – oglądamy afrykańską sawannę, tamtejsze plemiona, jest obowiązkowe safari, a nawet lot balonem. Świat gangu handlarzy ludźmi to już nowojorskie apartamentowce, za ścianami których dochodzi do mrocznych interesów. Burdel Madame Claude mieści się gdzieś na europejskiej wsi, dzięki czemu możemy wraz z Gemser przelecieć trzy kontynenty. Wszyscy bawią się dobrze, zaś finałowe ocalenie bohaterki jest tak bzdurne i nierealne jak opisana powyżej fabuła tej błyskotki. A może nie? Czy finałowy rejs bohaterki nie jest przypadkiem powrotem w objęcia “bałaganiarza” Rivettiego? Tutaj jednak życie dopisze scenariusz, czekajmy więc na kolejne odcinki tej sagi.


1978 – Emanuelle in the Country (reż. Mario Bianchi) – Caligula

Doktor Selenia Anselmi (Laura Gemser) przybywa do małej włoskiej wioski, by objąć posadę miejscowego lekarza. Ponętna niewiasta z marszu zwraca uwagę wszystkich mężczyzn w mieścinie, którzy wręcz palą się aby zdobyć jej względy lub choćby podejrzeć ją w intymnej sytuacji. Obecność nowej lekarki będzie miała ostatecznie błogosławiony wpływ na życie społeczności, która od lat podzielona jest na dwa polityczne obozy… Kolejny tytuł na siłę podpięty pod rozpoznawalną markę Czarnej Emanuelle na rynkach anglojęzycznych, gdzie imię głównej bohaterki zostało stosownie zmienione w dubbingu. Filmowi Mario Bianchiego (skądinąd niezwykle płodnego twórcy filmowej pornografii, a także m.in. giallo-spagwestów The Masked Thief [1971] i Creeping Death [1972]) bliżej de facto do rubasznych bawarskich komedii erotycznych, aniżeli do któregokolwiek z niesławnych dokonań Joe’go D’Amato z Emanuelle w roli głównej. Fabuła jest tu niezwykle chaotyczna i rozpada się na szereg epizodów o charakterze seksualnym. Główna bohaterka na równi rozpala zmysły, co umiejętnie potrafi ostudzić zakusy co odważniejszych ogierów, co teoretycznie ma być źródłem rozlicznych sytuacji o charakterze komicznym. Gagi niestety są tu tak nieświeże, że prędzej wpędzają w zażenowanie, aniżeli budzą śmiech. Przeważają ekspresyjna gestykulacja i skrajnie przerysowane aktorstwo na poziomie kabaretów: wybałuszanie oczu, szarpaniny i ślinienie się na widok kobiecych kształtów. Cała ta frywolna błazenada szybko zaczyna nużyć i jedyne tak naprawdę, co utrzymuje widza przed ekranem to sama Gemser, która nic nie traci ze swego uroku i powabu nawet w otoczeniu obleśnych adoratorów. Pozycja jedynie dla zatwardziałych fanów aktorki, reszta powinna omijać szerokim łukiem.


1980 – Emanuelle’s Daughter aka Emanuelle, Queen of Sados (reż. Elia Milonakos) – Justine de Sade

Seks i przemoc to to, co lubimy najbardziej. Jeżeli Wy także, to Emanuelle, Queen of Sados może przypaść Wam do gustu. Już pierwsza scena filmu wprowadza nas w odpowiedni nastrój prezentując gorący seks, ubarwiony kilkukrotną zmianą pozycji, w wykonaniu Emanuelle (Gemser) oraz Mario (Haris Tryfonas) – płatnego zabójcy zatrudnionego do likwidacji męża kobiety. O tym, czym zawiniła przyszła ofiara, dowiadujemy się z flashbacka – sadystyczny biznesmen, przy pomocy dwójki wyuzdanych asystentów, brutalnie gwałci małżonkę pogrzebaczem do kominka. Wszystko to na oczach jego nieletniej córki, Livii (Livia Russo). Już jako wdowa, Emanuelle udaje się wraz z Livią na Cypr, gdzie przejmuje firmę po zmarłym mężu. Na miejscu zakochuje się w swoim przystojnym partnerze biznesowym (Gabrielle Tinti) i spełnia się w roli biznesmenki oraz macochy, lecz na przeszkodzie stają zarówno asystenci męża, jak i Mario, który wykorzystuje sytuację, by szantażować bohaterkę. Noszący się niczym król disco (nie zapominajmy, że film powstał na początku lat 80., a w jednej ze scen leci nawet występ Village People wykonujących YMCA!), z nieodłączną różą w zębach, czarny charakter posunie się nawet do prób uwodzenia przybranej córki Emanuelle oraz podtapiania jednej z postaci w umywalce. 

Wyreżyserowana przez greckiego reżysera, Iliasa Mylonakosa, nieoficjalna część serii nie ma co prawda szans konkurować z najlepszymi tworami Joe D’Amato, jest jednak wystarczająco obskurna i brutalna, by warto było dać jej szansę. Choć sporo tu wątków melodramatycznych to znajdzie się też miejsce na atrakcje innego typu. Gemser, standardowo już, chętnie zrzuca ciuchy, pokazując swoje wdzięki w pełnej krasie i w przeróżnych kombinacjach – na przykład jeżdżąc konno wśród morskich fal. Kilka ciekawych scen zapewni też romans oślizgłego Mario z kobietą poznaną w samolocie. Namiętne bzykanko w pokładowej toalecie, seks w kuchni, na tle palących się na patelni jajek i wybuchającej kawiarki (zbiegającej się z orgazmem), tortury zakończone posuwaniem od tyłu czy odwiedziny w klubie z wyuzdanymi występami – to wszystko fajne przerywniki podczas dość leniwych scenek rodzajowych z nowego życia Emanuelle. Mylonakos posunie się jednak krok dalej, śmiało wplatając do fabuły wątek romansu czternastoletniej Livii z nowo poznanym chłopcem. Ledwie kiełkująca kobiecość nimfetki zostanie pokazana pod prysznicem czy podczas tańca kręconego z dołu, tak by spod wirującej spódnicy dziewczyny ukazywały się niewinno-białe majtki. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że takie sceny nie przeszłyby w dzisiejszych czasach. Najmocniejsze zostaje jednak na koniec. W ostatecznym akcie zemsty na Emanuelle, Mario brutalnie gwałci Livię na plaży. Ten nieprzyjemny obraz, przekonująco zagrany przez młodą aktorkę, ciągnie się przez kilka minut, stanowiąc jedną z najmocniejszych scen w całej serii. Niestety, zaraz po nim przyjdzie dość kuriozalny i nie do końca satysfakcjonujący finał. Nie zmienia to jednak faktu, że Emanuelle, Queen of Sados to w mojej opinii film całkiem udany.


1981 – Divine Emanuelle: Love Cult (reż. Christian Anders) – Justine de Sade

Laura Gemser jako bogini hipisowskiego kultu? Czemu nie! W końcu ile razy można powtarzać te same motywy? Choć Love Camp oficjalnie nie należy do serii o Czarnej Emanuelle to właśnie tytułem Divine Emanuelle reklamowano film zagranicą, by przyciągnąć fanów erotycznych przygód aktorki. Za reżyserię wziął się Christian Anders, austriacki wokalista, kompozytor i… fan teorii spiskowych. Około 2000 roku, twórca przyjął pseudonim Lanoo, by wydawać książki szerzące jego szalone, konspiracyjne poglądy oraz wiedzę ezoteryczną, co wydaje się dość ciekawe w kontekście tematyki obrazu. Poza zajęciem stołka reżyserskiego, Anders stworzył też muzykę do filmu oraz zagrał w nim jedną z głównych ról. Jako rozśpiewany, blond włosy hipis Dorian jest on prawą ręką Divine One, czyli wspomnianej bogini. Chłopak prowadzi swoje owieczki na miasto, by głosić przesłanie o wolnej miłości i pokoju. Wszystko to w radosnej atmosferze młodzieńczej zabawy i nieskrępowanego seksu. Podczas jednej z takich wypraw, Dorian wpada w oko córce senatora, Patricii (Simone Brahmann). Dziewczyna zostaje zaproszona do obozu, ma okazję obserwować zwyczaje kultu i poznać samą Divine One. Szybko przekona się, że pod pozornie pokojowym przesłaniem i radosnymi orgiami kryją się niekoniecznie pokojowe praktyki. Członkowie kultu zmuszani są do prostytucji lub przekazywania liderce swoich pieniędzy, a ci, którzy zechcą odejść, znikają bez śladu. Nic dziwnego, że sprawą coraz bardziej interesuje się policja.

Love Camp to specyficzny przypadek po który warto sięgnąć nie tyle ze względu na walory erotyczne (pod tym względem nie oferuje niczego, co zapadało by w pamięć), co na walory rozrywkowe. To jedno wielkie kuriozum, które łączy w sobie fragmenty musicalu, soft erotyki i pseudo-komentarza na temat działania sekt i ich przywódców w rodzaju Jima Jonesa. Znajdzie się tu nawet nawiązanie do masakry w Jonestown. Ciężko jednak pochylić się nad tymi zdarzeniami z zadumą, podczas gdy unosimy się w obłokach czystego absurdu jaki funduje nam Anders. Zerknijmy chociażby na pomocników boskiej Gemser – jednym z nich jest jej osobisty bodyguard (Sascha Borysenko), umięśniony goryl o wyglądzie (i ubiorze!) Herculesa. Do jego zadań należy nie tylko chronienie “szefowej”, ale też wymierzanie kar czy… brutalne rozdziewiczanie młodych kobiet (które wbija na swojego penisa niczym na pal!) podczas rytuału wkraczania w dorosłość. W roli kata osiłkowi towarzyszy twarda lesbijka, Veronica. Dostaniemy więc kilka scen zabójstw czy smagania biczem, nie będą one jednak szczególnie efektowne. Znajdzie się też miejsce na kilka komicznych momentów, takich jak popisy w stylu kung-fu czy uroczo kiczowate sceny taneczno-muzyczne.

Do największych atutów filmu z pewnością należy klimat lat 70-tych, hipisowskich komun i wolnej miłości. Doskonale sprawdza się tu ścieżka dźwiękowa Andersa. Problemem może być natomiast dość stonowana erotyka, a szczególnie zbyt mała ilość pikantnych scen z udziałem pięknej Gemser, która bardzo dobrze spisuje się w roli bóstwa. Któż z nas nie dałby się uwieść egzotycznemu Jimowi Jonesowi w spódnicy (lub bez)?


1982 – Emanuelle: Queen of the Desert aka The Dirty Seven (reż. Bruno Fontana) – Caligula

Grupa najemników przedziera się przez pustynię w towarzystwie swojego rannego przywódcy i przewodnika. Mężczyźni w poszukiwaniu strawy i wody docierają do położonej w dziczy chaty, zamieszkiwanej przez starca. Kiedy okazuje się, że w domu obecna jest także wnuczka gospodarza, żołnierze mordują go i gwałcą dziewczynę, po czym ruszają w dalszą drogę. Wkrótce dołącza do nich tajemnicza kobieta, egzotyczna piękność, która skłóca ze sobą członków bandy i jednego po drugim wykańcza…

Rozegrane w pełnym świetle dnia, pustynne (zdjęcia tak naprawdę kręcone były na Cyprze) rape ‘n’ revenge. Film Bruno Fontany w oryginale zatytułowany został La belva dalla calda pelle, co przetłumaczyć można jako „bestia o gorącej skórze”. Na rynki anglojęzyczne rzecz trafiła pod mniej fantazyjnym, „westernowym” tytułem The Dirty Seven. Ponadto na potrzeby amerykańskich kin przygotowano wersję przemontowaną, zatytułowaną Emanuelle, Queen of the Desert, która zmieniała chronologię wydarzeń: w pierwotnej wersji postać odtwarzana przez Gemser pojawia się dopiero w połowie seansu, u Jankesów aktorka jest zaś obecna od samego początku, a motywy dokonywanej przez nią zemsty poznajemy z retrospekcji. Tym samym mamy do czynienia z kolejnym przykładem filmu dokooptowanego do serii o Emanuelle w sztuczny sposób (bohaterka Gemser nazywa się zresztą w filmie Sheila). Abstrahując jednak od pokrętnych losów obrazu w trakcie dystrybucji, oddać trzeba że to całkiem ciekawy przypadek położony gdzieś na pograniczu rape ‘n’ revenge i macaroni combat. Mamy wyraziście nakreślone postaci, ze zgrają bezdusznych, pozbawionych jakichkolwiek zasad wojaków na czele. Rzecz rozkręca się powoli, ale od momentu rzeczonego gwałtu, zakończonego samobójstwem ofiary, napięcie zaczyna rosnąć. Tu i ówdzie doskwiera niski budżet (wyjątkowo pokracznie wypada choćby pierwsza scena konfrontacji Gemser z jednym z napastników), niemniej mamy do czynienia z solidnie napisaną i poprowadzoną historią, której nie można zresztą odmówić pewnych ambicji: Fontana nie zagęszcza akcji do maksimum, pomiędzy kolejne pyskówki i powarkiwania psów wojny wrzuca garść dylematów moralnych, za kompas dając widzowi równie tajemniczego jak postać Gemser Gabriele Tintiego – jedynego w pełni pozytywnego bohatera męskiego. Solidna robota, której zabiegi marketingowe dystrybutorów w większym stopniu chyba zaszkodziły, niż pomogły.


1982 – Violence in a Women’s Prison (reż. Bruno Mattei) – Doctor Butcher M.D.

Nasza wspaniała i nieustraszona reporterka, tym razem pracując dla Amnesty International i prowadząc dziennikarskie śledztwo w sprawie nieludzkiego traktowania kobiet, tortur i wykorzystywania seksualnego na dużą skalę, trafia do więzienia. Upozowana na handlarkę narkotykami, już od pierwszych chwil w pierdlu, rządzonym przez charyzmatyczną i nie znoszącą sprzeciwów nadzorczynię (Franca Stoppi), przyciąga uwagę współosadzonych i napalonych na władzę i seks klawiszek. Kolejna fantazja o przygodach Czarnej Emanuelle to z jednej strony eksploatacja oparta na zgranych już kliszach (lesbijski seks, seks z (nad)użyciem władzy, seks oparty na dominacji), z drugiej zaś, osoba reżysera sprawia, że z lekkim naddatkiem dostajemy wątki rodem z innych śmieciowych podgatunków. W dużym skrócie – jest Mattei, są szczury. I nie chodzi mi o jego wiernego akolitę, Claudia Fragasso, ale o całkiem solidną pakę pomalowanych na czarno świnek morskich o wyjątkowo czerwonych ślepiach. Kiedy reporterka trafia za niesubordynację do karceru, Mattei nie może odpuścić ataku gryzoni, podobnie jak w osławionych Szczurach, rzucanych na ciało przerażonej aktorki. Sex, trash and sleaze – definicja kina Matteiego mogłaby zamknąć się w tych trzech słowach. Włoch nie zadowala się jednak zwykłym eksploatowaniem treści i próbuje nadać swojemu filmowi cechy kina „wyższego” – angażowanie się w quasi społeczne treści dotyczące wykorzystywania kobiet i słabości systemu nie wychodzi mu jednak na dobre. Także wątek sąsiedniego więzienia dla mężczyzn, którzy tylko po to wychodzą na spacerniak, by zobaczyć dorodne cyce koleżanek schowanych za kratami ich ciupy, jest delikatnie mówiąc, od czapy. Dosyć ciekawie wypada monotonna, ciężka ścieżka dźwiękowa Luigiego Ceccarelliego, udanie nadająca obrazowi mrocznej tonacji. Dlaczego tak źle obszedłem się natomiast z uwielbianym tu i ówdzie Claudiem, którego Lucio Fulci nazwał „urodzonym kretynem”? Otóż jest jednym z niewielu twórców, którzy przypisują sobie autorstwo nie swoich filmów. W tym przypadku, póki Mattei żył, Fragasso twierdził, że pomagał mu tylko na planie jako reżyser drugiego planu oraz podpowiadał pewne rozwiązania jako autor scenariusza. Dziś, w wywiadach dołączanych do kolejnych wydań tych filmów, tytułuje się równoprawnym reżyserem, przypisując sobie asystenturę przy wielu dziełach Matteiego, w tym kręconym „back to back” drugim więziennym flicku Brunona, bardziej obleśnym i brutalnym Emanuelle Escapes from Hell.


1983 – Emanuelle Escapes from Hell (reż. Bruno Mattei / Gilbert Roussell) – Doctor Butcher M.D.

Jak chce tego Fragasso, podczas gdy Mattei skupił się na kręceniu Violence…, on, wraz z ekipą z planu, pokusił się o stworzenie jeszcze jednej eksploatacji, dosadniejszej i mniej finezyjnej wersji więziennych przygód Czarnej Emanuelle, w myśl zasady, że zarobek na dwa baty to nie to samo co jednorazowy wystrzał. Pech jednak chce, że do dziś współautorstwo filmu przypisuje się szerzej nieznanemu producentowi Gilbertowi Roussellowi a nie Fragasso. Intryga bliźniaczego filmu jest zasadniczo podobna – tym razem Emanuelle trafia do bajzlu po tym, jak rozpoczęła śledztwo skupione wokół międzynarodowego handlu narkotykami i nadepnęła na odcisk prokuratorowi Robinsonowi (Jacques Stany). W ciupie dochodzi do codziennych bójek i walk między osadzonymi, wśród których prym wiedzie blond-brwiowa Albina (Ursula Flores), wyrastająca szybko na główną rywalkę naszej heroiny. To jednak za mało dla włoskiej ekipy – komplikują fabułę na ile tylko pozwala budżet – oto niedaleko więzienia dochodzi do próby odbicia z więziennego transportu, nadzorowanego przez policjanta Harrisona (wynudzony jak mops Carlo De Mejo), skazanych na śmierć morderców. Po wypadku furgonu skazańcy trafiają do kobiecego pierdla, gdzie mają oczekiwać na kolejny transport. Wtedy akcja przyspiesza, pojawiają się blood squiby, syntezatorowy soundtrack narasta z każdą minutą, film wyłazi z ram klasycznej więziennej eksploatacji. Mordercy przejmują władzę nad więzieniem, a że nie brak w nim pięknych dziołch z chcicą, seksploatacyjne walory w końcu uzyskują odpowiedni ciężar gatunkowy. Mimo to samej  Emanuelle jest w filmie na tyle mało, że nie pokazuje ani razu swoich intymnych wdzięków! Na szczęście dla spragnionych erotyczno/eksploatacyjnych uciech film oferuje m.in. scenę strip tease’u, grę w rosyjską ruletkę, czy też bardzo niecne i ohydne użycie żyletki. Dynamiczność ujęć podkreśla znowu udana, tym razem bardziej oparta na elektronice ścieżka dźwiękowa Ceccarelliego. Z kronikarskiego obowiązku należy także dodać, iż w obu filmach Matteiego partnerem Gemser na planie jest znowu jej mąż, Gabriele Tinti, który aktorsko wypada zdecydowanie najlepiej, niezależnie czy jest współczującym i rozumiejącym mężczyzną, czy też żądnym mordu przemocowcem – napastnikiem.


1983 – Emanuelle’s Perverse Outburst aka Unleashed Perversions of Emanuelle (reż. Joe D’Amato) – Caligula

Smutne zamknięcie cyklu. Smutne, bo ostatni obraz D’Amato o Czarnej Emanuelle ciężko nawet uznać za pełnoprawny film. Celem szybkiego spieniężenia popularności serii, Włoch wziął fragmenty wcześniejszych odsłon i zmontował je w nową historię. Na Emanuelle’s Perverse Outburst składają się sceny kradzione z Emanuelle in Bangkok, Eva nera, Emanuelle and the Last Cannibals i Emanuelle and the White Slave Trade, które D’Amato dodatkowo wzbogacił o wstawki porno z innych swoich dokonań. Fabuła jest tu tak mętna i skąpa, że ciężko połapać się w jej meandrach. Nasza dzielna reporterka jedzie na Wschód, by zbadać rynek prostytucji i handlu narkotykami. Jest przy tym rozchwytywana zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety, bo dosłownie wszyscy starają się ją zaciągnąć do łóżka. Sceny seksu stanowią zatem po raz kolejny clou programu, ale tym razem powrzucane zostały bez ładu i składu, często bez żadnego uzasadnienia w ramach opowieści. Gemser obściskuje się więc z kim popadnie, wpada na trop jakiegoś groźnego gangstera i… kompletnie nic z tego nie wynika. Tutaj jakaś przypadkowa panienka zrobi komuś loda, tam podziwiamy egzotyczny taniec erotyczny, jakiś tubylec oskóruje węża i tak sobie to płynie niemrawo, bez konkretnego kierunku. Film po latach nie został wydany na żadnym nośniku i dostępny jest jedynie w koszmarnej jakości VHSripa, jednak zmartwionych kolekcjonerów spieszę uspokoić – niczego nie tracicie, zamiast męczyć się na tym półtoragodzinnym snuju, lepiej sięgnąć po którąś z wcześniejszych odsłon cyklu.

Wydania Blu-ray

Emanuelle and the White Slave Trade – Full Moon Features, USA, Region Free

Emanuelle in America – Mondo Macabro, USA, Region Free
Black Emanuelle White Emanuelle – Full Moon Features, USA, Region Free
Emanuelle and the last cannibals – Severin Films, USA, Region Free, 88 Films, UK, Region Free
Violence in a Women’s Prison – Severin Films, USA, Region Free, 88 Films, UK, Region B
Emanuelle Around the World – Koch International, Ger, Region B
Black Emanuelle 1-4-Box Blu-ray – Koch International, Ger, Region B

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *