Z archiwum HK Cat III: Robotrix (1991)
Ryuichi Sakamoto (Chung Lin), szalony naukowiec z Japonii, popełnia samobójstwo i przenosi swój umysł do cyborga, by następnie ruszyć w eskapadę, podczas której będzie mordować i gwałcić. Jedną z jego ofiar jest funkcjonariuszka policji Selena Lin (Chikako Aoyama). Doktor Sarze (Hui Hsiao-dan) udaje się przenieść osobowość policjantki do robota. Tak oto zmechanizowana Selena dołącza do specjalnej grupy operacyjnej, której celem jest unieszkodliwienie obłąkanego Sakamoto.
Seksowniejsza wersja RoboCopa (1987), podlanego na dodatek elementami zaczerpniętymi z Terminatora (1984) i paru innych hollywoodzkich hitów. Mieszanka wysoce wybuchowa i nad wyraz zróżnicowana, bo w skład mikstury wchodzą zarówno kino kopane, kino akcji, głupawa komedia made in Hong Kong, cyberpunkowe science-fiction czy wreszcie duże ilości golizny i sleaze’u. Jak przystało na film z kategorią HK III, nie ma tu miejsca na polityczną poprawność, a erotyka nierzadko ma jednoznacznie mizoginistyczny wydźwięk, nie tracąc przy tym walorów rozrywkowych.
Miłośników azjatyckiego kina eksploatacji fakt ów specjalnie nie zdziwi, niemniej nieprzygotowany widz może przeżyć szok, obcując najpierw z humorem na poziomie podstawówki, by zaraz potem zostać skonfrontowanym ze sceną brutalnego gwałtu, który na dodatek kończy się krwawą śmiercią ofiary – krew leci ciurkiem po nogach wymaglowanej na wszelkie sposoby sexworkerki, po czym zostaje ona przez oprawcę bezceremonialnie wyrzucona przez okno na bruk. Stojący za kamerą Jamie Luk (m.in. Doctor Vampire [1990], Draka w Bronksie [1995]) przez cały czas zachowuje przy tym swobodny ton opowieści, zupełnie jakby opowiadał najprzedniejszy dowcip. Żongluje swobodnie gatunkami scena po scenie i choć czerpie pełnymi garściami z kina zachodniego, to nijak nie chce się przy tym stosować do tamtejszych prawideł etyczno-narracyjnych. Z korzyścią dla widzów, rzecz jasna, bo akcja po brzegi wyładowana jest pościgami i scenami mordobicia, które nierzadko wzbogacone zostały o nieortodoksyjne twisty rodem z fantazyjnych przygód spod znaku sentai.
W momencie premiery Robotrix było zresztą jednym z tych tytułów, które śmiało poszerzały granice tego, co w brytyjskiej kolonii na ekranie pokazywać wolno. Oprócz ogromnych ilości damskiej nagości, twórcom udało się przemycić krótkie ujęcie męskiego full frontalu (penis Chunga Lina w scenie drugiego gwałtu), co w kinie z tego regionu było wydarzeniem bez precedensu. Znajdziemy tutaj również elementy BDSM oraz kilka przyjemnie keczupowych scen gore, które stanowią przyprawę nie do przecenienia (urwanie głowy przy pomocy walizki – miód!).
Standardowo, można by rzec, gdzieś w natłoku atrakcji gubi się niejednokrotnie logika wydarzeń, motywacje postaci mętnieją, a fabuła schodzi na dalszy plan. Sakamoto to czarny charakter przerysowany do tego stopnia, że bledną przy nim wszyscy adwersarze Bonda razem wzięci. Faceci bez wyjątku są napaleni, a ekranowe niewiasty — z hongkońskim symbolem seksu Amy Yip na czele — mają wybujałe kształty. Coś za coś — przy tej ilości bodźców, jakie nagromadzili w jednym miejscu twórcy, nie sposób gniewać się na infantylną historię czy niedobory konsekwencji fabularnej. Jak komiks to na całego, bez chwili wytchnienia i widoków na nudę. Są cycki, są roboty, są wybuchy — jest kino przez duże K i z wielkim czerwonym znakiem „III” wystemplowanym na okładce kasety VHS!
Pornograf i esteta. Ma gdzieś konwenanse. Do jego ulubionych twórców należą David Lynch, Stanley Kubrick, Gaspar Noé oraz Veit Harlan. Przyszedł ze śmiertelnego zimna, dlatego zawsze mu gorąco.