Adama Dekę trudno zamknąć w prostych definicjach. To twórca, który z kinem i literaturą pulpową robi to, co Tarantino z grindhouse’em – bierze coś, co przez lata uchodziło za śmieciową rozrywkę, i przepuszcza przez własną, szaloną wyobraźnię. Nadszedł czas na kolejne dwa potężne uderzenia z jego literackiego arsenału: „odnowione” Wije oraz Bicz na kloszarda. Obie książki pokazują Dekę w pełnej krasie: bezkompromisowego, bezwstydnie gatunkowego, a przy tym zaskakująco świadomego pisarza, który wie, jak bawić się konwencją, jak przeginać i jak nie dać się złapać w sidła powagi. W Wijach, które zapewne już znacie pulsuje lepka, organiczna groza rodem z filmów i książek autorów pokroju Guya Smitha z lat 80./90., w Biczu na kloszarda natomiast autor sięga po groteskę i brutalny absurd, tworząc coś na granicy science fiction/horroru i społecznej satyry. W Biczu… nie ma miejsca na poprawność polityczną, jest ogromna ilość aluzji do współczesnej sytuacji politycznej, z naciskiem na ludobójstwo na Bliskim Wschodzie, przemieszanych z science fiction dla wyrobionego czytelnika.

Oddajmy jednak głos Autorowi, który specjalnie dla Was przygotował jedyne w swoim rodzaju wprowadzenie do niedawnych premier.

Dr Butcher


Adam Deka o swoich dziełach:

WIJE

Debiut z 2018 roku, który popełniłem pod ogromnym wpływem „kieszonkowych” lektur Guya Smitha. Objętościowo była to zaledwie nowela, więc ówczesny wydawca stwierdził, że tekst jest zbyt krótki i wymaga rozwinięcia, lub dopisania kontynuacji z silnym akcentem gore. Dopisałem więc sequel pt. Azyl Skolopendry i starałem się trzymać ekstremy na lewelu hard, z resztą do pierwszego tekstu też dopisałem jakąś jatkę, której od początku nie brakowało. Całość została wówczas wydana z wstępem samego Guya Smitha, z którym wydawca pozostawał w kontakcie po wypuszczeniu zbioru opowiadań Kraby w 2017 r.

Z perspektywy czasu widać pewnie, że Wije to dosyć wściekłe pisanie, takie, żeby się po debiutancku wyszaleć opisami rzezi. Z biegiem lat ta stylistyka zaczęła przeplatać się u mnie z bardziej rozwiniętą fabułą, wtedy chodziło głównie o to, by po Smithowemu wprowadzić na karty rozdziału postać, oprawić ją w krótką historię najlepiej na jakimś odjechanym patencie, a potem rozczłonkować w możliwie najbardziej barbarzyński sposób. Przy czym zwykle trzymam się zasady kreowania fantastyki wyłącznie pod wpływem impulsu, czy weny – brak koncepcji na patenty fabularne oznaczają nieokreśloną przerwę w tworzeniu.

Książka nawiązuje w tak wielu miejscach do kina eksploatacji, że rozważałem, czy nie dodać przypisów, ale ostatecznie i tak zbyt długo trwały podchody pod wznowienie. Celuloidowe wpływy widać już po samych imionach postaci w stylu Diany Cierń (od zjawiskowej Dyanne Thorne, aktorki grającej w legendarnej serii o Ilsie), Laury (Gemser, muzy Joe D’Amato, który nakręcił z nią swój alternatywny cykl filmów o Emanuelle), Karetowej Lilki (od Lilli Carati, włoskiej aktorki przewijającej się przez kino eksploatacji, w tym plany zdjęciowe wspomnianego D’Amato, a nawet występującej w pornosach), albo Anny Dzwon (czytaj: Annie Belle, grającej m.in. u Deodato, Rollina i oczywiście – niespodzianka! – D’Amato). Jest jeszcze niejaki Brat Franko, od Franco Columbu, partnera treningowego Arnolda Schwarzeneggera ze złotej ery kulturystyki, ale i okazjonalnego aktora z arcy buńczucznej Wyspy Beretta, Port of Crime, czy epizodów w Conanie i Terminatorze.

Filmy, książki i komiksy nie były jedynym materiałem poglądowym. Do napisania Azylu Skolopendry miałem też przedłożony przez kolegę z Lobotomii Video tekst pt. Zapracowany Sylwester będący czymś w rodzaju pamiętnikowego eseju jednego z dwubiegunowych rezydentów wrocławskiego szpitala psychiatrycznego przy Kraszewskiego, stąd kilka smaczków w tym kierunku…

Działając przy XM kwestią czasu pozostało, kiedy podjąć się wznowienia Wijów, niemniej chcę w tym miejscu podziękować wszystkim czytelniczkom i czytelnikom za zmotywowanie. Od samego początku przyświecała mi idea, żeby uatrakcyjnić wznowienie nie tylko odświeżoną szata graficzną, za którą ostatecznie odpowiada Inhumar Flesh Media – rzeźnik z Ekwadoru tworzący grafiki dla brutal death metalowych kapel głównie z Ameryki Południowej. Pisanie rozwlekło się w czasie z uwagi na fakt, że chciałem rozwinąć całą formułę o kolejny tekst. Wahałem się nad postapo z nuklearną zimą i białymi, dwugłowymi skolopendrami, ale nie chciałem kopiować Jego dziedziną był terror. Jako, iż doszły mnie słuchy, że zakończenie Azylu Skolopendry mogłoby być bardziej rozwinięte poskutkowało to pójściem w kierunku zrobienia kontynuacji właśnie Azylu. Akcja Awataru Vora znów rozgrywa się w szpitalu psychiatrycznym na Kraszewskiego, aczkolwiek między tekstami jest 7 lat różnicy, więc styl już nieco inny, nie zawiera tak kosmicznych hiperboli porównawczych w co drugim zdaniu. Jakby nie było 'story’ osadzone jest w satanistycznym horrorze, bowiem taka stylistyka po Samhain Agenda chyba najlepiej się u mnie sprawdza…

Z innych ciekawostek mogę nadmienić, że jest to jedyne wznowienie, pomimo pewnej dezinformacji na ten temat. Dom Horroru planował dodruk Wijów na 2020 rok z okładką, którą odrzuciłem z uwagi na błędy w grafice w postaci występujących tam krocionogów, tj. roślinożernych wijów (zamiast mięsożernych z książki), rip-off okładki remakeu „Evil Deada” i generalnie za komputerowość, skoro rozmowy dotyczące dodruku bazowały na tym, że cover ma być tym razem rysowany. Efektu finalnego więc nie przyklepałem, a okładka i tak poszła w internety i wisi na dwóch portalach czytelniczych po dzień dzisiejszy, chociaż raz pisałem do administracji, żeby to zdjęli. Jestem dziś zapewne ostatnim żyjącym, który takie cyrki jeszcze pamięta.

BICZ NA KLOSZARDA

Znów prawilnie zaczęło się od filmów: po jednym z maratonów filmowych we wspólnym gronie kolegów z Lobotomii Video wzięło mnie na kino Bretta Pipera – tytana niskobudżetowych produkcji S-F. Do tego stopnia, że zacząłem kupować modele do klejenia pod makiety/dioramy i figurki, które później malowałem, a to wszystko z myślą o zrobieniu filmu z większą ilością klasycznych efektów FX. Żeby była konkretna baza fabularna zacząłem całość organizować na papierze nie jako scenariusz, a książkę i opatrzyłem fabułą idącą trochę w powieści Philipa Dicka, gdzie zawsze jest jakieś ONZ i rzeczywistość oglądana przez narkotyczną soczewkę. Zupełnie inna bajka pisać coś z myślą o przeniesieniu tego na ekran, a że prywatnie miałem coraz mniej wolnego czasu od pewnego momentu przestałem oglądać się na ograniczenia. Zignorowałem ostatecznie, czy da się to zekranizować, czy wręcz przeciwnie, aż historia obrodziła w wątki raczej 'grubo za grube’ dla portfela.

Bicz na kloszarda to S-F z różnymi politycznymi akcentami kręcącymi się wokół rzeczonego ONZ, Marsa, uchodźców i do tego doszła jeszcze obowiązkowa akcyjka z gorem, w stylu oddziały specjalne kontra Mike Danton. Chciałem to zarazić również duchem Combat Shock z robotami a’la Simon Bisley i jego czcigodnymi ABC Warriors, ale poszło najmocniej w Verhoevena i Pamięć Absolutną. Zresztą Total Recall był w dobie rynku video dla niektórych na tyle ekstremalnym filmem, że szkopy go ocenzurowały, jak i setki innych rzeczy, bo tam się cięło nawet filmy karate (Kickboxer z wersją soft finałowej naparzanki, czujecie absurd?). Uwielbiam klimat krajowych pirackich kaset, w tym niemiecko dubbingowanych, ale jak odkryłem, że na wydaniu Polmex winda nie upierdala rąk Michael’owi Ironside’owi miałem ochotę centralnie zajebać taśmą o ścianę!

Przy epilogu Bicza na kloszarda pojawiają się natomiast Mad Maxowe hot-rody, aż wreszcie jeden z bohaterów wsiada na traję, taki trzykołowy motocykl na bazie garbusa. Zachorowałem na ten drugi motyw odkąd sam mam trajkę; z kolei motocyklowe wpływy czerpane również z kina bikesploitation widać już w poprzedniej książce z XM pt. Mondo Sepultura.

W Biczu… pojawia się również nietypowa postać mówiącego psa. Oglądaliśmy z lobotomistami kiedyś w sieci gumowe maski z myślą o pozyskaniu czegoś takiego do filmu, aż trafiła się facjata… Owczarka niemieckiego. Koncepcja nazistowskiego owczarka, jak z filmu Tromy ostatecznie też weszła do fabuły, gdzie nie brakowało już mutantów, cyborgów, nalotów rakietowych, napromieniowanych marsjańskich uchodźców, szefów koncernów uzależnionych od psychodelików i robiących dile z cywilizacją pozaziemską. Jest i Heavy Metal, służby specjalne i humor w ciul nie na miejscu. Kurwa, sam nie wiem, Brett chyba by tego nie opluł?

——————————————————————————————————————–

Tyle Adam, a mnie nie pozostaje nic innego, jak polecić obie pozycje, jedną już dziś kultową, drugą mającą zadatki na taki status…

Książki można kupić bezpośrednio od autora, poprzez fanpage Xeromorph, a także na allegro: https://allegrolokalnie.pl/uzytkownik/Przemyslaw819

A już niedługo opiszemy kolejne nowości od Adama…


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *