Die Meister des Gore: Nekromantiker. Jörg Buttgereit

Znienawidzony przez cenzorów, samozwańczych obrońców moralności, a nawet część fanów kina grozy – niemiecki, undergroundowy reżyser Jörg Buttgereit to z pewnością jeden z najbardziej kontrowersyjnych twórców wszech czasów. I niewątpliwie jeden z najciekawszych. Filmy Buttgereita często spotykały się z niezrozumieniem, miłośnikom standardowego horroru jawiąc się jako zbyt artystyczne (czytaj: nudne), a odbiorcom arthouse’u – jako brutalne i obrzydliwe.
Po latach wysiłki reżysera zostały częściowo docenione. Zainteresowanie tematyką śmierci, chęć przełamywania tabu, ogromne poczucie humoru i prawdziwie punkowa dusza, która sprawiła, że konsekwentnie podążał własną ścieżką, zaowocowały swoistym kultem, jakim cieszą się jego filmy wśród miłośników transgresyjnego kina. Część spośród najbardziej oddanych fanów (do której to części należy autorka niniejszego tekstu) wyraziła swe uznanie tatuując sobie na ciele motyw z Króla śmierci (1990). Fenomenowi owych tatuaży został nawet poświęcony krótki dokument – Skeleton Beneath the Skin Grahama Rae. Niestety, dla części widzów kina grozy Buttgereit to nadal ekscentryczny dziwak, facet od “śmiesznego filmu o nekrofilach”, a jego najpopularniejsze dzieło, NEKRomantik (1988), sprowadzane jedynie do “chorego filmu”, pozostaje niezrozumianym i spłycanym. W rzeczywistości jego kino sięgało do najmroczniejszych zakątków ludzkiej duszy, wydobywało na wierzch to co ukrywane i represjonowane przez społeczeństwo, jednocześnie będąc dosadnym komentarzem na temat jego kondycji.
Jörg Buttgereit urodził się w 1963 roku w Berlinie Zachodnim. Kino grozy pokochał już jako dziecko, ogromną sympatią darzył monster movies, a szczególnie ich japońską odmianę – kaijū. Swoją pierwszą kamerę – Super 8 – dostał na komunię, a pierwszy krótkometrażowy film nakręcił mając czternaście lat. Od samego początku przejawiał skłonności do eksperymentowania – jego pierwsze zabawy z kamerą stanowiły zapis wybuchu trampka, wygłupy z kolegami (m.in. Belą B., perkusistą Die Ärzte), eksperymenty ze zniszczoną taśmą czy prześmiewczą historyjkę o Hitlerze ożywiającym Evę Braun. Wśród jego krótkich metraży znalazły się też pełne humoru horrory takie jak Der Gollob (1983), czyli historyjka o potworze powstałym z pizzy, czy słynny Hot Love (1984) – zapowiedź kiełkującego stylu reżysera opowiadająca pokręconą, turpistyczną love story. Najbardziej osobistym dziełem tego okresu jest Mein Papi (1982), kręcony wówczas jako żart, który ostatecznie zamienił się w zapis postępującej choroby, z którą zmagał się ojciec twórcy. Film wyświetlano jako tło dla występów, początkującego wówczas, Einstürzende Neubauten. W 1984 roku Buttgereit poznał producenta Manfreda Jelinskiego, który poprosił go o pomoc w nakręceniu dokumentu o słynnym, punkowym klubie SO36 (berlińskim odpowiedniku CBGB). Młody Jörg miał zapewnić wywiady z popularnymi wówczas punkowymi i industrialnymi zespołami. Tak rozpoczęła się wieloletnia współpraca między twórcami – Jelinski nie tylko zaangażował się w tworzenie Hot Love, ale zaoferował też pomoc przy nakręceniu jego pełnometrażowego debiutu.


NEKRomantik, bo o nim mowa, został stworzony metodą D.I.Y. i tak samo też dystrybuowany – Buttgereit organizował pokazy w małych kinach i punkowych klubach (np. Risiko, w którym za barem stał sam Blixa Bargeld, a częstym bywalcem był m.in. Nick Cave), a gdy pojawił się boom na kasety wideo, wydał go własnymi siłami. Zagraniczni fani grozy nie czekali jednak na oficjalne wydania – film cieszył się takim zainteresowaniem, że szybko zaczęto rozpowszechniać przegrywane bootlegi, o których sam reżyser nie miał pojęcia. Prawdziwy rozgłos pojawił się jednak dopiero po premierze NEKRomantika 2. Wówczas to filmowiec naraził się na represje, gdy oskarżono go o gloryfikowanie przemocy, a negatywy obu części filmu nakazano zniszczyć. Po długich bataliach sądowych udało mu się wygrać. Przekorny Buttgereit postanowił jednak zakończyć karierę reżyserską. „Miałem wszystko, filmy, które zostały zakazane, nalot policji na mój dom, w sądzie oficjalnie uznano mnie za artystę, a Schramm dostał nominację do niemieckiej nagrody filmowej. To był odpowiedni moment żeby przestać, tworzenie filmów przestało być wywrotowe”, opowiadał po latach, cytując słowa rozsyłane na pocztówkach w ramach ostatniego raportu Throbbing Gristle – The Mission is Terminated. Buttgereit zajął się pisaniem recenzji do magazynów, kręceniem dokumentów (m.in. Monsterland [2009] opowiadający historię filmowych potworów), pisaniem słuchowisk dla radia, tworzeniem komiksów (których bohaterem najczęściej jest Kapitan Berlin, stworzony przez Jörga jeszcze w latach 80.), został też reżyserem teatralnym – wśród wystawianych przez niego spektakli można znaleźć takie tytuły jak Video Nasty, Nosferatu, Gabba Gabba Hey! (musical oparty na twórczości The Ramones), Cannibals and Love (o Edzie Geinie) czy Im Studio hört dich niemand schreien – sztukę inspirowaną giallo oraz filmem Berberian Sound Studio (2012). Buttgereit nakręcił też kilka teledysków, m.in. do Rise Up (1997) Die Krupps, Teenagemakeup (1998) Dance or Die, I Can’t Let Go (1995) Shock Therapy czy Lemmy I’m a Feminist (2013) Half Girl (2013), a co jakiś czas wraca do korzeni realizując krótkometrażowe projekty takie jak, opowiadający o zemście i dziecięcej traumie, segment filmowej antologii German Angst (2015) czy Schweinchen (2020) dokumentujący rozkład pięciu martwych świń (iście buttgereitowska idea).



Ogromny wpływ na twórczość reżysera miała rozkwitająca w latach 70. kontrkultura. Jörg uczęszczał na undergroundowe koncerty oraz pokazy filmów eksperymentalnych. To właśnie tam miał okazję zapoznać się z takimi obrazami jak After Cease To Exist (1977), stworzonym przez powiązane z Throbbing Gristle COUM Transmission, czy obskurnymi nagraniami z kostnic wyświetlanymi na koncertach SPK (których zapis znalazł się na legendarnym Despair [1982]). Wielu z aktorów-amatorów występujących w filmach reżysera to osoby związane z ówczesną undergroundową sceną. Angażując się w subkulturę punkową Buttgereit wyzwolił w sobie ducha buntu przeciwko systemowi oraz kulturze mainstreamu, a także chęć prowokacji i walki z cenzurą. A walczyć było z czym. Pomimo bogatych początków w postaci horroru ekspresjonistycznego, w latach 40. niemieckie kino grozy całkowicie obumarło, tępione przez nazistowskie władze. Zakończenie drugiej wojny światowej nie przyniosło wielkiej poprawy. W 1949 r. w Niemczech Zachodnich powołano do życia organ zajmujący się nadawaniem filmom kategorii wiekowej, zaś w 1954 r. powstał departament zajmujący się chronieniem nieletnich przed przemocowym, rasistowskim i pornograficznym przekazem. Wraz z nadejściem konserwatywnego rządu Helmuta Kohla oraz nastaniem moralnej paniki czasów video nasties (zakazanych filmów) w Wielkiej Brytanii, niemieccy twórcy filmowi, którzy nie spełniali wymogów BPjM (Federalne Biuro ds. Monitorowania Mediów Szkodliwych dla Młodzieży), zmagali się nie tylko z brakiem dofinansowania, ale też cenzurowaniem dzieł. W latach 80. niemiecki organ cenzorski rozpoczął walkę z ekranowymi przemocą i seksem, zakazując wyświetlania 36 filmów (z horrorami na czele) i okaleczając wiele innych. Takie działania zrodziły oczywisty sprzeciw wśród osób zaangażowanych w ruch kontrkulturowy. Niemieckie kino grozy zaczęło odradzać się w ramach “nowej fali” (do której, poza Buttgereitem, zaliczyć można takich twórców jak Andreas Schnaas, Olaf Ittenbach czy Christoph Schlingensief) – buntowniczej, łamiącej tabu, pełnej przemocy i pokazującej środkowy palec wszelkim cenzorom. Nie chcieliśmy żeby widownia ubawiła się żartem, lecz udławiła się puentą – mówił Buttgereit. W niniejszym tekście przyjrzymy się jego czterem pełnometrażowym dziełom, które na stałe zapisały się w historii światowej grozy.
NEKRomantik (1988), czyli jak przestałem się martwić i pokochałem zwłoki

Nakręcony jako protest przeciwko niemieckiej cenzurze najsłynniejszy film Jörga jest owocem silnej fascynacji reżysera Edem Geinem, seryjnym mordercą i nekrofilem, którego historia zainspirowała takie filmy jak Milczenie owiec (1991), Teksańska masakra piłą mechaniczną (1974) czy Psychoza (1960). Buttgereit nazywał go pierwszym amerykańskim potworem, który w przeciwieństwie do Draculi, Frankensteina czy mumii pochodził nie z zewnątrz, a prosto z kraju “wolności”. Poświęcił mu nawet krótkometrażówkę A Moment Of Silence At The Grave Of Ed Gein (2012).
Cichy i nieśmiały Rob Schmadtke (Daktari Lorenz, współtwórca muzyki do filmów Buttgereita) pracuje w Joe’s Streetcleaner Agency – firmie zajmującej się usuwaniem zwłok ofiar wypadków z miejsca zdarzenia. Jego fascynacja śmiercią wyrażająca się m.in. przez trzymanie w domu słoików z ludzkimi organami, wkracza na nowy poziom w chwili, gdy Rob postanawia sprawić prezent swojej dziewczynie Betty (Beatrice Manowski) i przynosi do domu ukradzione z pracy zwłoki. Upojne ménage à trois kończy się w momencie, gdy chłopak traci pracę, a partnerka zostawia go, zabierając ze sobą zwłoki. Rob popada w coraz głębszą depresję, która prowadzi go do ekstremalnych czynów.
Wbrew pozorom, wykreowanym przede wszystkim przez sensacyjny tytuł, NEKRomantik ma więcej wspólnego z satyrycznym romansem niż z brutalnym shockerem pokroju Violent Shit (1989) Andreasa Schnaasa. Gore jest tu niewiele, najbardziej krwawa okazuje się scena mondo będąca wspomnieniem z dzieciństwa Roba, kiedy to był świadkiem zabicia i oskórowania królika przez ojca (co miało ogromny wpływ na dezintegrację jego psychiki). Z dzisiejszego punktu widzenia jedynym szokującym elementem filmu jest zahaczająca o tabu tematyka. Inaczej sprawa miała się w latach osiemdziesiątych, gdy rozpowszechniane kopie obrazu były tak nieczytelne, że wielu widzów brało stworzone za pomocą efektów praktycznych zwłoki za prawdziwe.



Świat przedstawiony w filmie Buttgereita jest nierealistyczny, oderwany od rzeczywistości. Reżysera nie interesują przyziemne elementy codzienności takie jak policja, nie zależy mu też na wiarygodności zdarzeń. Estetyka filmu jest turpistyczna i obskurna, zewsząd wylęga się zgnilizna, daleko tu do romantyzowania nekrofilii – w przeciwieństwie do wielu innych filmów poruszających ten temat, zwłoki nie są świeże, straciły już ludzki wygląd, gniją. Buttgereit szokuje i obrzydza, zmusza widza do przyglądania się płynom ustrojowym i rozmaitym perwersjom oraz zmierzenia się ze swoimi lękami. Uderza też w mieszczańską moralność i poczucie dobrego smaku.
NEKRomantik to festiwal synkretyzmu, jeden wielki żart, który niejednego wprawi w zakłopotanie. Scenom nekro-seksu przygrywa romantyczna muzyka, a horror splata się z zawodem miłosnym i cierpieniami a’la młody Werter (z tą jednak różnicą, że Rob tęskni za ukochanymi zwłokami). Poczucie humoru Buttgereita będzie widoczne w każdym jego filmie, niezależnie od ważkości tematu. Po latach wielu krytyków dopatrywało się w jego dziełach odniesień do nazistowskiej przeszłości kraju, sam reżyser zaś, w kontekście NEKRomantika, komentował to w ten sposób: Dla mnie to jednak bardziej film o Edzie Geinie niż obozach koncentracyjnych. W innym wywiadzie wyjaśnił z kolei swoje podejście do parodystycznych scenek z nazistami, które pojawiały się w jego filmach: W szkole uczono nas o tym (o Trzeciej Rzeszy- przyp. aut) zbyt wcześnie. Gdy dorastałeś, wciąż miałeś w sobie zakodowane sztuczne poczucie winy, choć nie wiedziałeś dokładnie dlaczego, przecież nie czułeś, żebyś zrobił coś złego. I wtedy nastał czas punk rocka, a gdy zobaczyłam Sida Viciousa biegającego w koszulce ze swastyką to była ulga. To punkowe nastawienie towarzyszyło mi między innymi przy kręceniu Króla śmierci.
Król śmierci (1990). Ballada o umieraniu

To jest Król Śmierci. Sprawia, że ludzie nie chcą dłużej żyć – ten pamiętny cytat zamyka drugi pełnometrażowy film Buttgereita. Film ponury i dosadny, pełen rozpaczy, ale również katarktyczny. Szczególnie dla reżysera, który przeżywał wówczas żałobę po śmierci matki. Można też rozpatrywać go w kontekście historii Niemiec – kraju, przez który po II wojnie światowej przetoczyła się fala samobójstw, a w którym przyrost naturalny pozostaje jednym z najniższych na świecie. Chcąc uwolnić się od sławy swojego kontrowersyjnego debiutu, Buttgereit z ekipą postawili na dzieło eksperymentalne, łączące wiele idei spiętych suicydologiczną klamrą. Postanowiliśmy wyzwolić się od sławy NEKRomantika, bo baliśmy się, że zostaniemy niewolnikami ograniczającego sukcesu – mówił Jörg po latach.


Król Śmierci to podzielona na krótkie epizody, postmodernistyczna opowieść o samobójstwach. Każdy epizod nosi tytuł kolejnego dnia tygodnia i przedstawia moment odebrania sobie życia przez anonimowe postacie. Pomiędzy scenami obserwujemy fazy rozkładu zwłok mężczyzny (widoczna inspiracja Zet i Dwa Zera [1985] Petera Greenawaya), powracające niczym refren. Połączenie brutalnej przemocy z obrazami niemal poetyckimi i wprawiającymi w zadumę doskonale podsumowuje styl Buttgereita łączącego eksploatacyjny horror z filmem artystycznym. Na uwagę zasługuje zarówno praca operatorska – przemieszczanie się kamery po linach zamocowanych nad mostem, wirujący obraz w ostatniej opowieści czy ciekawy trik upodabniający mieszkanie jednej z postaci do klaustrofobicznej kuli złotej rybki, bez użycia efektu fish eye – jak również niesamowicie poruszająca ścieżka dźwiękowa (Daktari Lorenz, John Boy Walton, Hermann Kopp). Film przedstawia nam różne oblicza śmierci, od samobójstwa samotnego mężczyzny, który połyka tabletki w zaciszu swojego mieszkania, po desperacki akt młodej dziewczyny, która strzela do przypadkowych ludzi podczas rockowego koncertu, wcześniej czytając na głos ustęp z bliżej nieokreślonej książki dotyczący masowych morderstw (Ucieka od “martwego” życia ku “żywotnej” śmierci, wiedząc, że choć na parę chwil, zdobędzie niepodzielną uwagę publiki. (…) To właśnie on, nieposiadający motywu masowy morderca, jest męczennikiem postmodernizmu). Jeden z epizodów stanowi hołd dla Ms. 45 (1981) Abla Ferrary, odtwarzając scenę rozmowy na ławce – po szokującym wyznaniu mężczyzny na temat problemów małżeńskich oraz zamordowania własnej żony, milcząca nieznajoma wyciąga broń w jego kierunku. Mężczyzna odbiera ją i ostatecznie zabija się sam. W innej scenie Buttgereit prezentuje własną parodię Elzy – Wilczycy z SS (1975) w której wciela się w ofiarę komendantki. Po obejrzeniu owego brutalnego nazisploitation pewien mężczyzna zabija własną partnerkę, po czym, na ścianie umazanej krwią kobiety, zawiesza pustą ramkę, tworząc makabryczne dzieło sztuki. Reżyser we właściwy sobie sposób kpi z zarzutów, jakoby filmy generowały przemoc. Co więcej, w brutalnym stylu rozprawia się z nazistowską przeszłością kraju i bezpardonowo łamie panujące wokół niej tabu, plując na konwenanse z sardonicznym uśmiechem. Jak sam wspominał: Z mojej perspektywy to był akt wyzwolenia, hołd dla wszystkich tych rzeczy, które były przed nami trzymane w tajemnicy, rzekomo dla naszego dobra. Kiedy już je odkryłeś, byłeś równie przerażony, co zafascynowany. Elza to był dla mnie czysty punk rock – tak jak swastyki dla Sida Viciousa.


Kolejnym fascynującym motywem jest listowny łańcuszek z epizodu “piątkowego”. Podrzucany do domów przez Bractwo Siódmego Dnia, jest wezwaniem do masowego samobójstwa. Pobrzmiewają tu echa Króla w żółci Roberta W. Chambersa, w którym pojawia się motyw książki zsyłającej obłęd na tego, kto ją przeczyta. Momentu ciszy i zadumy film dostarcza nam natomiast w epizodzie „czwartkowym”, przedstawiającym most samobójców wraz z nazwiskami, wiekiem i zawodem ludzi, którzy postanowili z niego skoczyć. Nie oni są jednak przedmiotem scenariusza, a samobójcza śmierć, czy może raczej śmierć w ogóle. Motyw postępującej degradacji zwłok stanowi swoiste Danse Macabre przypominające nam o jej nieuchronności. Ma też jednak inne zadanie. Reżyser przyznał, że jego celem było podważenie romantycznego wizerunku samobójstwa. Buttgereit niejednokrotnie powtarzał, że, wbrew pozorom, film promuje postawę anty-samobójczą. Łatwo zresztą dostrzec, że śmierć nie jest tu w żaden sposób gloryfikowana, wyraża ją rozkład oraz wszechogarniająca rozpacz popychająca do czynu ostatecznego (ukazana wyjątkowo dobitnie w ostatnim epizodzie). I choć obraz zdaje się ukazywać niepodzielny triumf Tanatosa, warto zwrócić uwagę na ukryte przesłanie – ze zdekomponowanego ciała wylęgają się larwy, rodzi się więc nowe życie. W finalnej scenie zaś naszym oczom ukazuje się sam Król Śmierci – blady i wychudzony, choć jednocześnie majestatyczny, mężczyzna z koroną na głowie, siedzący na tronie (będący hołdem dla fotografa Joela-Petera Witkina). U jego stóp widzimy małe dziecko. Życie odtwarza się na nowo.
NEKRomantik 2 (1991) – martwi chłopcy nie mówią “nie”

Po premierze pierwszego Nekromantika fani liczyli na kontynuację, która byłaby jeszcze bardziej odpychająca. Reżyser, z właściwą sobie przekorą, uznał jednak, że byłoby to głupie i przewidywalne. Nakręcił więc Króla Śmierci, a dopiero cztery lata później zabrał się za sequel Nekromantika. Aby jednak nie było tak kolorowo, postanowił nakręcić go po swojemu i spłatać publice żart, pokazując wszystkim, którzy chcieliby mówić mu co ma robić, środkowy palec. Tym razem historia miłości do zwłok opowiedziana została z perspektywy kobiecej. Celem Buttgereita było poszerzanie granic horroru, który najczęściej przedstawiał męski punkt widzenia. Parę lat później szlakiem wytyczonym przez Jörga pójdzie Lynne Stopkewich tworząc Zimny pocałunek (1996), historię balsamistki czującej pociąg do zwłok, opowiedzianą w bardzo subtelny i fascynujący sposób.
Bohaterką NEKRomantika 2 jest Monika (Monika M., którą reżyser zauważył w kinie podczas seansu filmu Lucio Fulciego), postać zainspirowana wywiadem z prawdziwą nekrofilką – Karen Greenlee – pochodzącym z (nie)sławnej książki Apocalypse Culture pod redakcją Adama Parfreya. Otoczenie dziewczyny różni się od depresyjnych i obskurnych wnętrz z pierwszej części filmu, a sama Monika sprawia wrażenie zupełnie normalnej, schludnie ubranej pielęgniarki. W rzeczywistości jednak kierują nią te same mroczne żądze. Dziewczyna wykrada zwłoki znanego nam już Roba, jednocześnie próbując ułożyć sobie życie z nowo poznanym (żywym) partnerem, Markiem (Mark Reeder, brytyjski muzyk i producent; bohater kultowego dokumentu B-Movie: Lust & Sound in West-Berlin 1979–1989 [2015]). Nekromantik 2 (o żartobliwym podtytule Return of the Loving Dead) jest z całą pewnością oszczędniejszy w kwestii epatowania makabrą niż jego poprzednik.



Żart Buttgereita polega na tym, że środkowa część filmu przypomina kiczowaty romans – Monika i Mark umawiają się na randki, trzymają za ręce. Od zawsze bawiła mnie jedna rzecz – lubiłem zawodzić ludzkie oczekiwania. Jeżeli spojrzeć na NEKRomantik 2 można wyobrazić sobie jak męczące musiało być dla fanów gore oglądanie komediowych scenek nim coś wreszcie się wydarzy. – mówił Buttgereit. Co jakiś czas pojawiają się jednak motywy, które nie dają nam zapomnieć o właściwym charakterze obrazu – długa scena rozczłonkowywania zwłok, penis w lodówce, album rodzinny składający się ze zdjęć pogrzebowych, babski wieczór, którego główną atrakcją jest oglądanie brutalnego mondo o fokach. Nie zabraknie też charakterystycznego dla Buttgereita czarnego humoru, w tym sceny rodem z dawnego musicalu, podczas której Monika przy akompaniamencie pianina, wyśpiewuje swoją miłość do zwłok.
Warto zwrócić też uwagę na element kompozycji szkatułkowej – wątek „filmu w filmie”, czyli obrazu oglądanego w kinie przez parę bohaterów. Nawiązując do My Dinner with Andre (1981) Louisa Malle’a, Buttgereit nie tylko daje prztyczka w nos tym fanom horroru, którzy dla samej zasady gardzą arthousem, ale jednocześnie robi to w prawdziwie absurdalno-surrealistycznym stylu. W scenie “filmu w filmie” udział biorą członkowie Die Tödliche Doris, undergroundowej grupy performerów i muzyków powiązanych z niemiecką sceną post-punkową. Od strony technicznej Nekromantik 2 prezentuje się lepiej niż poprzednik, zwłaszcza pod względem scen gore. Warto zaczekać na pięknie makabryczny finał, nawet jeżeli domyślimy się, co szykuje dla nas reżyser. I choć brak tu świeżości i efektu szoku, które cechowały wybitną część pierwszą, to ja jednak od lat pozostaję fanką sequelu, doceniając poczucie humoru twórcy.
Schramm (1993). Samotność mordercy

Dzisiaj jestem brudny, jutro będę tylko brudem. Cytat ze słynnego seryjnego mordercy, Carla Panzrama, otwierający ostatni film Buttgereita, wwierca się w duszę niczym dosadne memento mori. To kolejne dzieło reżysera, którego lejtmotywem jest śmierć. Tym razem zaglądamy do mrocznego umysłu seryjnego mordercy, Lothara Schramma (Florian Koerner von Gustorf, producent filmowy i perkusista zespołu Mutter), ochrzczonego przez prasę jako Lipstick Killer, poznajemy w ostatnim dniu jego życia. Ze wspomnień umierającego mężczyzny poznajemy urywki jego życia (niczym w Okruchach życia z 1970 r., których reżyser był fanem) – za dnia cichego i uczynnego taksówkarza, którego jedyną koleżanką jest mieszkająca obok prostytutka Marianne (Monika M.), po godzinach – psychopatę.
Schramm to obraz zupełnie inny niż większość filmów o seryjnych mordercach. Nielinearna, fragmentaryczna fabuła czyni z niego dzieło artystyczne, kolejny ciekawy eksperyment w portfolio autora. Buttgereit nie jest zainteresowany dociekaniem przyczyn zastanego stanu rzeczy, nie próbuje tłumaczyć Schramma, zrozumieć powodu jego zachowań. Interesuje go tu i teraz. W “Schramm” próbowałem sprawdzić jak to jest żyć z tym, że kogoś się zabiło. Zawsze frustrowały mnie filmy pokroju “Milczenia Owiec”, które robiły z morderców potwory. Chodziło mi o coś bardziej przyziemnego. Chciałem zbadać psychologię takich zachowań i wątek wyrzutów sumienia. Jak seryjny morderca radzi sobie z poczuciem winy? – mówił reżyser.


Cała sztuczka polega jednak na tym, że tak naprawdę nie możemy być pewni autentyczności ani jednego zdarzenia zaprezentowanego w filmie. Biorąc pod uwagę, że wszystko co widzimy na ekranie, pochodzi z umysłu naszego antybohatera, równie dobrze możemy uznać to za wytwór wyobraźni. Niezależnie od interpretacji, Buttgereitowi udało się nakręcić niezwykle sugestywny obraz jednostki, która utraciła kontakt z rzeczywistością. Sceny gore służą tu zobrazowaniu podświadomych lęków Schramma, które przenikają do jego świata najczęściej przez sen. Powtarzającym się motywem jest vagina dentata, wyrażająca strach przed kobietami, a także utrata nogi, oka czy penisa symbolizujące lęki kastracyjne. W najbardziej wyrazistej ze scen Lothar przebija sobie mosznę gwoździami, jak gdyby każąc siebie za złe czyny. Podobnie można interpretować halucynacje u dentysty, podczas których Schramm widzi, jak ten, poza zębami, wyrywa mu też gałkę oczną (scena została zainspirowana snem Buttgereita) – być może jest to kara za patrzenie, skierowana także w stronę widza, który przyjmuje rolę podglądacza obserwującego na ekranie wszelkie perwersje z pozycji wygodnego fotela.
Interesująca jest sama śmierć Schramma – przyziemna, banalna, pozbawiona jakiegokolwiek znaczenia. Lothar umiera podczas upadku z drabiny, gdy po brutalnym morderstwie odwiedzających go w domu świadków Jehowy, próbuje zamalować ubrudzone krwią ściany białą farbą (znamienne w tym kontekście jest sformułowanie “wybielać” – niem. schönfärberei – jako synonim tuszowania przestępstw). Samotny, bezbronny i prawdopodobnie świadomy tego w jak banalny sposób kończy się jego – z jednej strony puste i bezcelowe, z drugiej godne potępienia – życie. Samotna śmierć Lipstick Killera głosi nagłówek w gazecie. W rzeczywistości równie samotna była cała jego, pełna lęków i fobii, egzystencja.
Schramm to być może najdojrzalsze dzieło w dorobku Buttgereita, film który szybko doczekał się uznania i, pomimo dosadnych scen gore, został uznany za obraz godzien wyświetlania na festiwalach. Reżyser wspominał, że fanem filmu był sam H.R. Giger, z którym ten spotkał się na planie Zabójczego kondoma (1996) przy którego efektach specjalnych pracowali. Bez wątpienia ostatni pełnometrażowy obraz Buttgereita to jeden z najciekawszych filmów o seryjnych mordercach. Ponury klimat, obskurny świat przedstawiony, deliryczne wizje, krwiste efekty specjalne i niesamowita ścieżka dźwiękowa sprawiają, że ciężko wyrzucić go z pamięci, a po seansie aż chce się wziąć prysznic, by obmyć się z całego brudu, jaki nam serwuje.


Bibliografia:
A Very German Post-mortem: Director Jörg Buttgereit and Co-Writer/Assistant Director Franz Rodenkirchen Speak, Marcelle Perks w: Alternative Europe: Eurotrash and Exploitation Cinema Since 1945. ed. E. Mathijs, X. Mendik, Wallflower Press, 2004.
Good news from the underground: a conversation with Jorg Buttgereit, M. Stiglegger w: Caligari’s Heirs: The German Cinema of Fear after 1945. S. Hantke, The Scarecrow Press, Inc., 2007.
The Death King: an interview with Jörg Buttgereit w: Twisted Visions: Interviews with Cult Horror Filmmakers, M. Edwards, McFarland, 2017.
Interview with Jörg Buttgereit on Nekromantik w: Cult Epics: Comprehensive Guide to Cult Cinema, Nico B., Cult Epics, 2018.
http://www.electricsheepmagazine.co.uk/2014/12/15/nekromantik-interview-with-jorg-buttgereit/
https://mjsimpson-films.blogspot.com/2014/09/interview-jorg-buttgereit.html
http://dailygrindhouse.com/thewire/jorg-buttgereit/

Wilczyca z Savage Sinema, turpistka, współzałożycielka portalu Darkultura. Lubi kino nieprzyzwoicie krwawe, nihilistyczne i perwersyjne. Szczególną miłością darzy euro horror, giallo i pinku eiga. Wierna fanka Jörga Buttgereita.