Blue Monday: Long Jeanne Silver (1977)
My name is Long Jeanne Silver.
And I’m handicapped and horny.
Due to a quirk of Mother Nature, I was born with a bigger dick than John Holmes.
And baby, you better believe, I know how to use it!
Jeanne Silver przyszła na świat 15 czerwca 1960 roku w Tempe w Arizonie. Urodziła się z niepełnosprawnością — w jej lewej nodze brakowało kości strzałkowej. Lekarze zdecydowali o częściowej amputacji kończyny. Jako szesnastoletnia dziewczyna uciekła z domu i udała się do Nowego Jorku, gdzie zaczęła pozować do magazynów dla dorosłych, a następnie trafiła do branży filmów pornograficznych. Zasłynęła właśnie za sprawą swej ułomności, z której udało jej się uczynić atut: kikut jej lewej nogi kształtem przypominający wielkiego penisa, idealnie nadawał się do penetracji partnerów płci obojga. Przyjęła pseudonim nawiązujący do postaci słynnego jednonogiego pirata z Wyspy skarbów (1883) Roberta Louisa Stevensona, Długiego Johna Silvera…
Najbardziej wyczerpująco i twórczo korzystającym z owej wyjątkowej cechy tytułem w dorobku aktorki jest Long Jeanne Silver w reżyserii mistrza perwersji i sleazu Alexa de Renzy’ego. Cały obraz stanowi de facto odę do tytułowej gwiazdy i jej nieprzeciętnych rozmiarów „sprzętu”. Rzecz dzieli się na szereg scen luźno spiętych narracją bohaterki, która przybliża nam kolejne seksualne przygody ze swoim udziałem.
W programie znajdziemy trójkąt w towarzystwie Joeya Silvera i Amber Hunt, scenę z Paulem Thomasem czy igraszki z pewnym gejem-rudzielcem. Każdorazowo Jeanne w końcu przechodzi do prezentacji swych umiejętności, poprzez penetrację jednego z partnerów za pomocą kikuta. Każdorazowo też właśnie w momencie, gdy bohaterka objawia swą „supermoc”, w tle zaczyna przygrywać, nieobecna do tej pory, skoczna muzyka. Zupełnie jakby reżyser stwierdzał: „To teraz akcja!”.
Jest w tym więc siłą rzeczy spora powtarzalność, nawet oświetlenie w każdej ze scen jest takie same. Fabuły zaś nie ma żadnej, bo to wręcz dokument, wzbogacony urywkami z Silver opowiadającą o swej karierze modelki i reakcjach ludzi na jej niepełnosprawność. Czy zatem Long Jeanne Silver cierpi na bolączki właściwe współczesnym hardkorowym gonzo dla sex freaków i po początkowym opadzie szczęki u widza zaczyna budzić znużenie? O dziwo nie! Ogromna w tym zasługa samej gwiazdy przedsięwzięcia, która ujmuje swym naturalnym wdziękiem i brakiem pruderii, którego nie sposób byłoby pomylić ze zwyczajnym wyuzdaniem.
Ekranowa Jeanne Silver to zwykła dziewczyna, która lubi seks i nie wstydzi się tego. Na przekór tym, którzy chcieliby jej wmówić, że jako osoba niepełnosprawna powinna żyć gdzieś na uboczu, nie wspominając już o obnoszeniu się ze swoją seksualnością. Odziana jedynie w tęczową skarpetę, która przykrywa szczelnie protezę, okazuje się być nie ofiarą, a raczej orędowniczką wszystkich odmieńców, która ma w sobie wystarczająco dużo siły, by nie przejmować się konwenansami i opiniami. A podziemie porno — znów na przekór narosłym przez lata stereotypom — stało się dla niej idealnym schronieniem, gdzie znalazła wsparcie podobnych sobie wyrzutków. I to w trakcie seansu czuć, jest w tym szczerość pasja i nieskrępowana zabawa.
Jeśli bowiem myśleliście, że film o podobnej tematyce może być tylko chorym pomiotem dla fetyszystów, to byliście w błędzie. De Renzy unika pułapki, w którą większość twórców pornografii z łatwością by wpadła i zamiast kręcić obraz, który eksploatowałby przypadłość aktorki, daje jej pełne pole do popisu, ograniczając przy okazji zbędne ozdobniki do minimum. Jasne, to wciąż pozycja dla ludzi o specyficznych upodobaniach, ale nakręcona mimo wszystko ze smakiem, bo traktująca jednonogą Jeanne jako kogoś wyjątkowego, oddająca jej głos i wręcz schlebiająca jej, nie zaś — jak można by podejrzewać — przedstawiająca ją jako cyrkowego dziwoląga. Kiedyś to było porno, a dzisiaj to nie ma porno? Na ja!
Pornograf i esteta. Ma gdzieś konwenanse. Do jego ulubionych twórców należą David Lynch, Stanley Kubrick, Gaspar Noé oraz Veit Harlan. Przyszedł ze śmiertelnego zimna, dlatego zawsze mu gorąco.