Blue Monday: Pretty Peaches 2 (1987) / Pretty Peaches 3: The Quest (1989)
Wypuszczone na ekrany w 1978 roku Pretty Peaches było jednym z największych hitów Złotej Ery Porno: lekka, frywolna komedia o naiwnej młódce przemierzającej współczesne Stany i przeżywającej kolejne seksualne przygody podbiła serca widzów i uczyniła gwiazdę z wcielającej się w główną bohaterkę Desireé Cousteau. Twórca filmu, Alex de Renzy, do tematu powrócił blisko dziesięć lat później, kręcąc jego dostosowaną do ejtisowych trendów i wyraźnie tańszą kontynuację.
Największe novum stanowi w tym przypadku sama postać Peaches, bo w części drugiej poznajemy jej „odświeżoną” wersję — na miejsce Cousteau, która w międzyczasie opuściła branżę „tylnymi drzwiami”, wskoczyła 23-letnia Siobhan Hunter, dorodna Kalifornijka na tym etapie mogąca się już pochwalić całkiem pokaźnym portfolio, choć jej doświadczenie obejmowało głównie występy drugoplanowe. Peaches w dalszym ciągu jest niewinnym podlotkiem, który swe pierwsze doświadczenia seksualne zdobywa w towarzystwie chłopaka Bobby’ego (Peter North). Edukacji seksualnej dziewczęcia stanowczo sprzeciwia się jednak jej apodyktyczna matka (Tracey Adams). Sfrustrowana tym faktem Peaches udaje się po radę do swego ojca (Herschel Savage), który poleca jej udać się do San Francisco pod opiekę rozwiązłego wuja (Ron Jeremy)…
To, co następuje potem ma postać szeregu epizodów o jednoznacznie erotycznym zabarwieniu. Fabułę de Renzy okraja do minimum, tworząc przestrzeń dla rubasznych scenek i mniej lub bardziej przegiętych momentów kopulacji. Grunt, że twórca nie stracił nic ze swego talentu w materii kreowania stylowych scen seksu, które każdorazowo podlewa humorem. Raz będzie to rodzinna orgia łasicowatego wujaszka Jeremy’ego, który wespół z synem (Billy Dee) obraca swą połowicę (Ashley Welles), kiedy indziej przygoda Peaches w towarzystwie Jamie’go Gillisa, który daje tutaj popis swojego talentu komicznego jako transwestyta w babcinym przebraniu. Dowcip jest rzecz jasna grubo ciosany, ale osoby, którym przypadła do gustu część pierwsza powinny błyskawicznie odnaleźć się w tej balansującej nierzadko na granicy dobrego smaku konwencji (choć tym razem obyło się bez scen gwałtów i wymuszonej lewatywy, zamiast tego mamy kazirodztwo).
Sama Hunter na pierwszym planie nie może się nijak równać pod względem ekranowej charyzmy i czaru z Cousteau, ale jako jej „budżetowa” podróbka zdaje egzamin całkiem sprawnie: to wiecznie napalona trzpiotka, która na otaczający ją świat reaguje z niezmiennym podziwem i zaskoczeniem. Ona i strzelający olbrzymimi ilościami spermy North mają zresztą bodaj najładniejszą scenę seksu w filmie, zmysłowo odegraną i takoż sfilmowaną, celowo pozostawioną przez de Renzy’ego na finał. Koniec końców otrzymujemy sequel przyjemny w odbiorze i oferujący odpowiednią ilość atrakcji, nawet jeśli całościowo ujmując to zaledwie zręczna kalka niedoścignionego pierwowzoru z ’78.
W nakręconym dwa lata po drugiej części Pretty Peaches 3: The Quest de Renzy ponownie wymienił aktorkę wcielającą się w Peaches: zamiast Hunter jest nią tym razem aktywna zawodowo od 18 roku życia (a w momencie kręcenia 22-letnia) Keisha, brunetka o naturalnym, obfitym biuście, której kariera w pornobiznesie trwała ponad dwie dekady, by ostatecznie zakończyć się emeryturą w 2008 roku. Peaches w dalszym ciągu jest dziewczęciem naiwnym do szpiku kości i pozbawionym większej wiedzy na temat życia seksualnego. Lęki i frustracje związane z tą dziedziną przekładają się na koszmarne sny erotyczne. Zaniepokojona matka (ponownie Tracey Adams) wysyła Peaches do psychiatry o wdzięcznym nazwisku Thunderpussy (Rachel Ryan). Pani doktor zaczyna od penetracji odbytu i waginy swej pacjentki za pomocą palców, a następnie zaspokaja sama siebie, ujeżdżając gumową lalkę. Postawiona przez nią potem diagnoza uderza z siłą pioruna: Peaches potrzebuje „duchowego oświecenia”. Skonfundowana dziewczyna natrafia pewnego dnia na program telewizyjny z udziałem lokalnego kaznodziei (Jamie Gillis) i postanawia udać się do niego po przewodnictwo…
Trzecia odsłona serii powiela schemat fabularny poprzednich części, rzucając główną bohaterkę od jednej nieprawdopodobnej przygody do kolejnej, co pozwala twórcy zaprezentować zróżnicowany przegląd scen seksu. Niestety, w tym przypadku beztroski nastrój rozrywki i rozpusty gdzieś się ulotnił. Zacznijmy od tego, że sama Keisha kompletnie nie pasuje swą fizjonomią do roli, bo nie ma w sobie nic z figlarnej otoczki Cousteu czy nawet Hunter: to typ wytapirowanego wampa o nienasyconym apetycie, typowy produkt swoich czasów, gdy branża porno stawiała na aktorki o wybujałych kształtach, które wszelkie skazy ukrywały pod tonami makijażu. Gwiazda wprawdzie stara się jak może, aby wiarygodnie odegrać głupiutką trzpiotkę, ale jej wysiłki są daremne.
Kolejna słabość filmu tkwi w samej fabule, która jest odtwórcza i pozbawiona polotu. Cała intryga sprowadza się do tego, że Peaches wpada w łapska kolejnych szarlatanów, którzy wykorzystują jej łatwowierność. Schemat niby doskonale znany już z pierwszej części, ale tu nie został obudowany żadnymi ciekawszymi pomysłami, a towarzyszący mu humor jest wysilony i przyciężki. Znów mamy mamuśkę bohaterki uwodzącą jej chłopaka (Gene Carrera), jest trio blondwłosych, napalonych mleczarek, jest też kolejne cameo w wykonaniu Jamie Gillisa, ale tym razem aktor sprawia wrażenie, jakby pragnął jak najszybciej zmyć się z planu i udać do najbliższej stołówki (ewidentnie zaokrąglony brzuszek dowodzi spadku formy). Nic z tego nie bawi (różnica najbardziej zauważalna jest właśnie w przypadku Gillisa, który w poprzednim filmie doskonale bawił się swoją rolą, a tu idzie w tak głębokie przerysowanie, że efekt jest wręcz żałosny), nic nie dostarcza podniety. Na tym tle morza nijakości uwagę zwraca jedynie przewrotny finał, w którym Peaches sama staje się „duchową przewodniczką” proletariackich mas (a dokładnie rzecz biorąc bezdomnych) i zagrzewa je do walki z establishmentem.
Największy ból w Pretty Peaches 3: The Quest sprawiają jednak chyba same sceny seksu, którym brak finezji i polotu, bo wszystko sprowadza się do bezsensownej, filmowanej w nijaki sposób młócki. Wyjątek stanowią dwie pierwsze sekwencje: ta ze snem Peaches, w którym jej przyjaciółka jest w nieskończoność rozbierana przez dwóch adoratorów oraz ta pomiędzy Gillisem i jego asystentką (Victoria Paris), wręcz psychodeliczna za sprawą szalonych zabaw oświetleniem. Niestety, nawet one odarte są z jakiegokolwiek erotyzmu, czegokolwiek, co byłoby w stanie choć nieznacznie podnieść widzowi ciśnienie. Skoro zaś sceny porno w filmie porno nie kręcą, to można z czystym sercem mówić o porażce. The Quest to sequel bezpłciowy, chybiony i sprawiający wrażenie ordynarnej próby odcięcia kuponów od popularnej franczyzy. Szczęśliwie na tym de Renzy poprzestał przygodę z serią o pięknej Peaches, w kolejnych latach skupiając się już na typowych kompilacjach w stylu gonzo, spośród których większość popełnił pod pseudonimem Rex Borski, najwyraźniej świadom faktu, że epoka świetności kina porno odeszła bezpowrotnie.
Wydanie Blu-Ray:
Vinegar Syndrome, US, Region Free
Pornograf i esteta. Ma gdzieś konwenanse. Do jego ulubionych twórców należą David Lynch, Stanley Kubrick, Gaspar Noé oraz Veit Harlan. Przyszedł ze śmiertelnego zimna, dlatego zawsze mu gorąco.