Anatomia Extinction (1995)

Japonia mierzy się z poważnym przeludnieniem, mieszkańcy cierpią z powodu chronicznego stresu, a krajem wstrząsa seria zbrodni. Podczas powrotu do domu pewien salaryman (Kisei Ishizuka) staje się świadkiem zabójstwa dokonanego przez seryjnego mordercę, Inżyniera (Jun Sasaki), grasującego w podziemiach metra. Gdy zmutowany zbrodniarz dopada niewygodnego świadka okazuje się, że wybrał go, by ten dołączył do jego świętej misji polegającej na redukcji japońskiej populacji. “Ucz się od szczurów. Redukuj!” mówi wszczepiając mu coś w rękę. Od tej chwili bezimienny mężczyzna zaczyna mutować, słyszeć głosy z telewizora namawiające go do zbrodni i walczyć z rosnącą żądzą krwi. 

Anatomia Extinction Yoshihiro Nishimury to list miłosny do Shinyi Tsukamoto, a zarazem krótkometrażowy (około 50 minut) prequel Tokyo Gore Police (2008). A przede wszystkim arcydzieło cyberpunkowego undergroundu. Nishimura przenosi nas do neonowego Tokio lat 90. pełnego salarymanów w białych kołnierzykach, perwerów czających się w metrze, przytłaczających tłumów i wszechobecnej technologii. W czasie gdy tokijska policja przechodzi prywatyzację, a niepokoje społeczne zaczynają wymykać się spod kontroli, oddolna akcja “inżynierów” wydaje się niczym manna z nieba. Czyżby japońskie społeczeństwo przechodziło eksperyment, który wcześniej stosowano na laboratoryjnych szczurach? Pytanie co prawda pozostanie bez odpowiedzi, ale wątki konspiracyjne, antyrządowe czy antypolicyjne będą przewijać się przez cały film. Kino protestu pod przykrywką cyber-horroru?

Atmosfera cronenbergowskiej paranoi i agorafobii doskonale współgra z soczystym body horrorem jaki serwuje Nishimura. W menu znajdziemy między innymi: mutujące kończyny, rozszczepienie ciał, transformacje w bio-mechaniczne maszyny śmierci. W roli dania głównego – pozbawiona kończyn i całkowicie oskórowana prostytutka, ofiara Inżyniera i “prezent” dla głównego bohatera. Reżyser zaprasza na ucztę pełną flaków i krwi, podlewając wszystko czarnym humorem i mizantropią. Wyobraźcie sobie reporterkę o czarującym uśmiechu, informującą widzów o detalach kolejnej zbrodni i puentującą wszystko okrzykiem “zajebiście!”. Rzeczywistość czy powolne staczanie się bohatera w otchłań obłędu?

To, co w przyszłości przekształciło się w Tokyo Gore Police, ustanowiło grunt pod jeszcze krwawszą (choć zarazem zbyt przegiętą, komiksową i pozbawioną całego chropowatego uroku niezależnego kina poprzedniego wieku) jazdę bez trzymanki. Akcja Anatomia Extinction rozwija się dość powoli, lecz w chwili gdy mutacja protagonisty staje się nieunikniona, wszelkie hamulce puszczają. Rozpoczyna się szalony rajd kradzionym, policyjnym wozem, rozładowanie całej narastającej agresji w scenie rozjeżdżania przechodniów za punkty [pamiętacie Wyścig śmierci 2000 (1975) czy Toksycznego mściciela (1984) Tromy?]. Tak oto z minimalnego budżetu zrodziło się dzieło pełne pulsujących neonów, szalonych pomysłów, wyśmienitego gore i wizualnego orgazmu. Choć dużo bardziej surowe i minimalistyczne niż popularniejszy sequel, to właśnie esencja niczym nieskrępowanej undergroundowej twórczości. Long Live the New Flesh!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *