Cité Obscure: Johnny Przystojniak (1989)

Johnny (Mickey Rourke) na ulicy ma ksywę „Przystojniak”, co stanowi dowód „życzliwości” kryminalnego półświatka — wszak Johnny urodził się z potwornie zdeformowaną twarzą. Chłopak nie dostał równych szans od losu i skończył jako drobny bandzior, a jego jedynym przyjacielem jest Mikey (Scott Wilson). Kumple wspólnie obmyślają plan wielkiego skoku, do udziału w którym pozyskują Rafe’a (Lance Henriksen) i Sunny (Ellen Barkin). Wybór wspólników okazuje się wysoce niefortunny, bowiem Rafe i Sunny w trakcie napadu zabijają Mikeya, a Johnny’ego zostawiają na pastwę policji. Zbir o fizjonomii Człowieka-Słonia trafia za kratki, gdzie wzbudza zainteresowanie doktora Stevena Fishera (Forest Whitaker), chirurga plastycznego, który poszukuje materiału do swojego eksperymentu. Obiecuje on Johnny’emu, że da mu nową, „ludzką” twarz, a tym samym nowe życie. Ryzykowny program resocjalizacji kończy się sukcesem: Johnny w istocie przemienia się w przystojnego, młodego mężczyznę, dostaje fuchę w fabryce i nawet znajduje sobie dziewczynę. Demony przeszłości szybko jednak dają o sobie znać, a wyposażony w nową tożsamość skazaniec rozpoczyna realizację planu zemsty na zabójcach przyjaciela…

Ekranizacja opublikowanej w 1972 roku powieści The Three Worlds of Johnny Handsome autorstwa Johna Godeya. Prawa do niej prędko zakupiło 20th Century Fox, jednak pierwsze podejścia do przeniesienia książki na ekran zakończyły się niepowodzeniem. Walter Hill otrzymał propozycję nakręcenia na jej podstawie filmu już w 1982 roku, jednak wówczas odmówił, uznając fabułę za nazbyt melodramatyczną, utrzymaną w klimacie klasycznych noirów z lat 40. W kolejnych latach do odegrania głównego bohatera rozważani byli m.in. Richard Gere i Al Pacino, ostatecznie angaż otrzymał Mickey Rourke, wschodząca gwiazda świeżo po sukcesach 9½ tygodnia (1986) i Harry’ego Angela (1987). Wówczas też Hill stanął ostatecznie za kamerą — jak sam przyznawał później w wywiadach, to właśnie wybór Rourke’a przeważył szalę na korzyść projektu.

Akcja została przeniesiona z New Jersey do Nowego Orleanu, co zapewniło opowieści Południowy „temperament”, w którym Hill — znany również jako jeden z ostatnich wielkich twórców westernu – odnajdywał się doskonale. Twórca otwarcie nawiązywał jednak przede wszystkim właśnie do klasycznych pozycji z kina noir. Punkt wyjścia jest tu zgoła ryzykowny i ociera się wręcz o science-fiction, jednak wpisuje się jednocześnie doskonale w noirowy sztafaż: bandzior-recydywista otrzymuje od losu drugą szansę za sprawą operacji plastycznej, która całkowicie odmienia jego powierzchowność. Johnny dostaje możliwość odkupienia i normalnego życia u boku ukochanej (Elizabeth McGovern), jednak przyciąganie fatum okazuje się silniejsze — dla zatwardziałego kryminalisty nie ma drogi odwrotu, nie pozwoliłby na to choćby honor, który nakazuje pomścić śmierć kompana.

Oprócz emanującego wrodzoną charyzmą Rourke’a Hill zgromadził na planie konkretną zbieraninę znanych i lubianych twarzy: Ellen Barkin i Lance Henriksen tworzą duet zepsutych do szpiku kości, pozbawionych skrupułów morderców i złodziei. Dla Henriksena nie była to pierwszyzna, Barkin z kolei sporo zaryzykowała wcielając się w wyrachowaną, manipulatorską Sunny. Morgan Freeman gra upartego glinę, który jako jedyny nie wierzy w możliwość przemiany łobuza w poczciwego obywatela. Jego antagonistą w tej kwestii został Forest Whitaker jako dobrotliwy chirurg z sercem na ręku, który z kolei jest głęboko przekonany o chęci Johnny’ego do przejścia na „jasną stronę”. Drobną rolę — jego postać ginie na samym początku — załapał również Scott Wilson, wyśmienity, choć niedoceniany aktor znany choćby z Z zimną krwią (1967) i Wielkiego Gatsby’ego (1974).

W Stanach Johnny Przystojniak zaliczył klapę, nieco lepiej radził sobie w Europie. Ów stan rzeczy nie dziwi: Hill zaproponował w gruncie rzeczy staromodny kryminał, w dodatku naznaczony fatalizmem, który w ekscentrycznych, nastawionych na konsumpcję latach 80. musiał być nie w smak amerykańskiej publice. Główny bohater w epoce herosów pokroju Chucka Norrisa czy Arnolda Schwarzeneggera był zbyt niejednoznaczną i ułomną figurą, a brak happy endu stanowił gwóźdź do trumny. Jednocześnie owe „mankamenty” stanowić mogą o sile obrazu, który unika efekciarskich rozwiązań i łatwych wzruszeń na rzecz pełnokrwistego kina sensacyjnego z pełnowymiarowymi postaciami. Pierwsze skrzypce gra tu rzecz jasna Rourke w jednej z lepszych ról ze swojego wczesnego portfolio — aktor w zasadzie wciela się tu w dwie postacie i w obu przypadkach bierze władanie nad kamerą. To idealny romantyczny bohater czarnego kryminału, od początku skazany na porażkę, ale przyjmujący kolejne ciosy z godnością i determinacją.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *