Atomic Café: Męskie nasienie (1969)

Marco Ferreri światową sławę zyskał za sprawą skandalizującego Wielkiego żarcia (1973), z którym to filmem przylgnęła do niego łatka czołowego prowokatora europejskiego kina. Włoch na tę reputację pracował jednak latami, debiutując za kamerą w Hiszpanii pod rządami Franco pod koniec lat 50., a następnie przenosząc się do ojczyzny, gdzie zrealizował m.in. inspirowaną prawdziwym dziewiętnastowiecznym przypadkiem Kobietę-małpę (1964) i głośny dramat Dillinger nie żyje (1969). Męskie nasienie to dość szczególny przykład z jego „wczesnego” dorobku, albowiem twórca wchodzi w nim na terytorium kina science-fiction.

W bliżej nieokreślonej przyszłości tajemnicza zaraza dziesiątkuje ludzką populację. Jako widzowie przyglądamy się postapokaliptycznym losom pary młodych kochanków. Cino (Marzio Margine) i Dora (znana z Na los szczęścia, Baltazarze [1966] Anne Wiazemsky) cudem unikają zarażenia i śmierci. Udaje im się znaleźć schronienie w położonym nad morzem domu, gdzie starają się zbudować swoje życie od nowa. Łączy ich przywiązanie i uczucie, dzieli jednak fundamentalna kwestia: Cino pragnie potomka, który mógłby dać początek odrodzeniu rodzaju ludzkiego, Dora nie chce o tym nawet słyszeć.

Kino postapokaliptyczne, ale w satyrycznym ujęciu. Ferreriego tak naprawdę nie interesuje sama zagłada ani jej konsekwencje. Informacje o pladze są mgliste, z ust napotkanego przez bohaterów naukowca dowiadujemy się jedynie, że przy tej nowej chorobie średniowieczna epidemia dżumy to przysłowiowy pikuś. Zawiązanie akcji jest zatem prędkie i poprowadzone niedbale, twórca chce bowiem jak najszybciej znaleźć się z bohaterami w odosobnieniu, głównie po to, by naigrawać się z przedstawicielstwa cywilizacji „na uchodźstwie”.

Nie jest to jednocześnie żadna natchniona medytacja nad ludzką duchowością czy kondycją współczesnego człowieka. Akcja rozpada się na ciąg epizodów, czasem ciekawych, czasem mniej. Dorę i Cino odwiedzają wędrowcy, kochankowie urządzają w swym domostwie muzeum, zjawia się wreszcie „ta trzecia”, która całkiem dosłownie wpychać się będzie im do łóżka. Ferreri ma zmysł surrealisty, czego dowodzą poszczególne przystanki: rozkładające się na plaży truchło wieloryba, które bohaterowie traktują jak atrakcję turystyczną, samochód wtaczany do domu jako „eksponat”. Czego jednak w tym wszystkim brak, to dyscyplina i myśl przewodnia.

Twórca Ciała (1991) ewidentnie potraktował bowiem konwencję armageddonowej rozrywki jako poligon doświadczalny, na którym dworuje sobie z burżuazji i konsumpcjonizmu. Czasem idzie w groteskę, czasem wręcz makabrę, jak choćby w scenie spożywania mięsa kochanki — brzmi znajomo? Dużo tu symboli, ale porozsiewanych nie z gracją erudyty, a w manierze rozkapryszonego lewicującego studenta.

Męskie nasienie nie należy zatem do najbardziej udanych dokonań włoskiego skandalisty. To film intrygujących pomysłów i pojedynczych scen, w całości jednak niewystarczająco inspirujący i — co boli szczególnie — pozbawiony przekonującej puenty. Pachnie kontrkulturą, ma przyjemną fakturę (dobre zdjęcia), ale z drugiej strony drażni drętwym aktorstwem i skłonnością do dowcipkowania. Badaczom nastrojów epoki na zdrowie, reszta uzna za zwietrzałe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *