Ogier (1978) / Dziwka (1979)
Tony (Oliver Tobias) jest menadżerem popularnego wśród londyńskiej socjety nocnego klubu. Co noc nowa dziewczyna w łóżku, bo Tony jest prawdziwą maszyną miłości, z kutasem twardym na zawołanie i niespożytą energią. Człowiek sukcesu, bywalec salonów, przystojniak któremu zazdrości co drugi klient jego prestiżowej knajpy. Nie zawsze jednak tak było, jeszcze niedawno Tony był zwykłym kelnerem, jego rozliczne talenty — głównie te łóżkowe — odkryła dopiero Fontaine Khaled (Joan Collins), żona arabskiego biznesmena. Fontaine całkiem dosłownie „stworzyła” Tony’ego: ubrała, nauczyła manier, dała pracę. I przy okazji uczyniła swoim pupilem od zaspokajania wygórowanych seksualnych potrzeb. Chłopakowi powoli zaczyna się jednak nudzić jego rola i zachcianki pracodawczyni, myśli o otworzeniu własnego biznesu. Stąpa jednak po cienkim lodzie, bowiem londyński świątek pięknych i bogatych zdrad nie wybacza, a podobnych jemu utrzymanków przeżuwa i wypluwa, kiedy tylko staną się zbyteczni…
Ogier to ekranizacja drugiej powieści w dorobku Jackie Collins, najlepiej znanej jako autorka Żon Hollywoodu (1983). Jackie zgodziła się odstąpić prawa do adaptacji za darmo swej siostrze Joan, która w projekcie upatrywała szansę na rewitalizację swej przygasającej kariery aktorskiej. Jak się okazało, nie przeliczyła się, bowiem Ogier z jej udziałem okazał się przebojem sezonu i otworzył dla Joan wrota do „drugiego życia”, którym była rola bezwzględnej Alexis w Dynastii (1981-1989) – ponoć producenci słynnej opery mydlanej na wybór Collins zdecydowali się po zobaczeniu jej występu jako wyrachowanej nimfomanki Fontaine.
Od seksu uzależniona jest tutaj zresztą nie tylko bohaterka Collins, bo całe jej otoczenie to banda rozpustnych hedonistów. Jedyną przyzwoitą personą na tym kurwidołku jest tak naprawdę małżonek Fontaine, milioner-nudziarz odtwarzany przez Waltera Gotella. Sam Tony zaś to przede wszystkim tani żigolo, bezwolna figura, zabawka w rękach zepsutych snobów. Kulminacyjny punkt filmu stanowi paryska orgia na basenie, w której Tony zmuszony jest wziąć udział: pomarszczone damy w średnim wieku rozwierają swe uda dla jurnego młodzieńca, w czym wtóruje im biseksualny, zblazowany pisarz. Tak się bawią znudzone elity. Ewentualnie szaleją na parkiecie w rytm piosenek disco o banalnych tekstach.
W momencie premiery Ogier odbierany był zresztą przez wielu recenzentów jako brytyjska odpowiedź na Gorączkę sobotniej nocy (1977). Podobnie jak wielki hit z Johnem Travoltą, obraz Quentina Mastersa pulsuje dyskotekowym rytmem, a na jego soundtrack trafiły przeboje okresu pokroju That’s the Way (I Like It) K.C. and the Sunshine Band, You Wear it Well Roda Stewarta czy I’m Not in Love 10cc. Ładne to, błyszczące i chciałoby się rzec, że puste jak jego bohaterowie. Jest jednak coś ujmującego w wątku upadku Tony’ego i jego powolnej rezygnacji, co czyni z Ogiera cudną „opowieść wigilijną” dla klasy pracującej. W końcu niemal wszyscy przedstawiciele sfer wyższych są tu wręcz odpychający, wliczając w to poukładaną na pozór córkę Khaleda (Emma Jacobs), która używa Tony’ego jako instrumentu w ramach planu zemsty na znienawidzonej macosze. Tony traci zaś wszystko w przeciągu chwili i znużony błąka się po szarym, noworocznym Londynie. Finał mógłby tu być gorzki, ale twórcy wyraźnie sugerują, że ta przegrana to tak naprawdę moralne zwycięstwo. Moralitet zatem? Przypowieść o walce klas? Nie, to wciąż tylko zubożona wersja Nocnego kowboja (1969) pisana pod pensjonarki, ale z materiału, który zwiastować mógłby najtańsze romansidło w sensacyjnym tonie, udało się nieoczekiwanie wykroić kawałek angażującego kina, które tam gdzie trzeba flirtuje z arthousem, kiedy indziej zaś z najzwyklejszą eksploatacją. A takie połączenia nierzadko są najciekawsze.
Sukces Ogiera był na tyle duży, że Fontaine Khaled powróciła — podstawą scenariusza ponownie była powieść Jackie Collins — na duży ekran już rok później. Powróciła niczym rasowy czarny charakter, chciałoby się rzec: odrodzona, pełna sił witalnych, odbudowująca własne klubowe imperium i napalona jak nigdy wcześniej. Tytuł zresztą w tej kwestii nie kłamie — to najprawdziwsze suczysko, wymieniające mężczyzn jak rękawiczki i dążące do wyznaczonych sobie celów po trupach. Żigolo poszedł w odstawkę, zgodnie z finałem pierwszej części, jego miejsce zajął Nico Cantafora (Antonio Cantafora występujący pod pseudonimem Michael Coby), hazardzista poznany na pokładzie samolotu z Nowego Jorku do Londynu. Nico popadł w długi i teraz grozi mu łomot — albo coś znacznie gorszego — od mafii. Jedyną nadzieją dla włoskiego lowelasa jest diament, który udaje mu się — bez wiedzy właścicielki — przemycić przez Atlantyk w futrze Fontaine. Aby go odzyskać, Nico zaczyna romansować z ponętną kuguarzycą…
Tło fabuły ponownie stanowi londyński światek disco, toteż na soundtracku znów znalazły się hity z epoki, m.in. autorstwa Blondie, The Drifters, The Gibson Brothers czy nawet Herbie Hancocka. Na parkiecie spędzamy większość czasu, bo to naturalne środowisko bytowania wyższych sfer, ludzi próżnych, skupionych wyłącznie na własnych potrzebach. Czyli na Zachodzie bez zmian. W ogóle fabuła, choć niby zmodyfikowana, wiele nie odbiega od schematu znanego z obrazu Mastersa, może dlatego że poszczególne pomysły i sceny zostały zeń skopiowane, ze sceną basenowej orgii na czele, która jest zerżnięta w proporcjach niemal 1:1, choć tutaj jej przebieg i wydźwięk nie są tak dramatyczne.
Że mamy do czynienia z kopią można od biedy wybaczyć, gorzej że jest to kopia średnio angażująca i właśnie od strony dramaturgicznej wręcz letnia. W Ogierze stawka była wysoka, bo i na głównym bohaterze nam w jakiś sposób zależało. Tutaj na pierwszym planie mamy szemranego kombinatora, którego los jest nam obojętny. Chyba że to Collins — zgodnie z tytułem — uznać za heroinę na której skupia się cała intryga (poniekąd zresztą tak jest), ale jako się rzekło — jej postać nie budzi nadmiernej sympatii. Ba! Mało tego, Collins, która w pierwszej części była tak wiarygodna jako ponętna modliszka, tutaj zaczyna już budzić zwykłą niechęć. Co zapewne przydało jej się przy angażu do wspomnianej Dynastii, ale tutaj nie czyni z niej wystarczająco interesującej wywłoki, aby samodzielnie była w stanie pociągnąć całą fabułę.
Ostatecznie wyłazi więc z Dziwki prawda na temat tego, czym ta dylogia była od początku, ale co Mastersowi udało się ubrać w atrakcyjne fatałaszki kradzione z garderoby Johna Travolty — ekranizacją taniej, brukowej powieści dla kur domowych. Coś jak osławione 365 dni (2020) czy inne Greye, które szanowni filmoznawcy i filmoznawczynie oglądają, żeby ponarzekać jakie to głupie i beznadziejne. Tyle że obraz Gerry’ego O’Hary jest wciąż lepiej od wzmiankowanych nakręcony, ma solidną obsadę oraz scenariusz, który nie jest jedynie wątłym pretekstem dla parady product placementów. No i twórców stać było na ścieżkę dźwiękową z prawdziwego zdarzenia. Werdykt końcowy nie mógł być jednak mimo wszystko inny: Ogier – yay, Dziwka – nay!
Pornograf i esteta. Ma gdzieś konwenanse. Do jego ulubionych twórców należą David Lynch, Stanley Kubrick, Gaspar Noé oraz Veit Harlan. Przyszedł ze śmiertelnego zimna, dlatego zawsze mu gorąco.