The Killer of Dolls (1975)
„The Killer of Dolls jest autoanalizą psychopaty, którego zaburzenia dotyczą jednego z najczęstszych problemów psychopatologii kryminalnej: dramatu mnogiej osobowości” – tymi słowami zostajemy wprowadzeni do tajemniczego świata krwawiących manekinów, upiornych lalek i morderczych obsesji. Wypowiada je sam reżyser, Michael Skaife (w rzeczywistości Miguel Madrid, reżyser Necrophagusa [1971]), podczas rozczłonkowywania dziecięcej lalki. Sekwencja ta poprzedza czołówkę budząc nieodparte skojarzenie z serią Alfred Hitchcock przedstawia (1955-1962) w której mistrz suspensu osobiście zapowiadał każdy z odcinków. W ten sposób Skaife jasno określa swoje inspiracje. Oto przed nami połączenie Psychozy (1960) z włoskim giallo.
Paul (David Rocha) to młodzieniec, który właśnie został wydalony ze studiów medycznych z powodu obrzydzenia jakim napawa go widok krwi. Jego rodzice pracują jako ogrodnicy w parku otaczającym posiadłość hrabiny Olivii (Helga Line) i lada chwila wybierają się na wakacje podczas których ich obowiązki ma przejąć syn. Nikt nie zwraca uwagi na dziwne zachowania chłopaka straumatyzowanego wspomnieniami z dzieciństwa. Po śmierci siostry Paula matka zaczęła przebierać go w dziewczęce ubrania i kazała bawić się jej lalkami, na skutek czego wytworzyła się w nim podwójna osobowość. Chłopak lubi ubierać się w obcisłe, trochę dziecięce, trochę kobiece, ciuchy – krótkie spodenki, przylegające koszulki, buty z obcasem. Czasem nie ubiera się wcale, paradując w ręczniku lub z nagim torsem. Jego zachowanie budzi jeszcze większe obawy. Ciągłe huśtawki nastrojów sprawiają, że balansuje między dziecięcą wesołością, a nagłymi wybuchami wściekłości lub histerii. Jego jedynym przyjacielem staje się nieletni bywalec parku, który również wykazuje psychopatyczne skłonności, a w pewnym momencie znika “w niewyjaśnionych okolicznościach”. Ozdobę pokoju Paula stanowią zaś gabloty z poprzybijanymi motylami, narzędzia chirurgiczne oraz lalki siostry, często rozczłonkowane, wiszące na sznurkach niczym na szubienicy.
Choć park, otaczający posiadłość hrabiny oraz dom rodziny Paula, jest zamykany na noc to miejscowa młodzież zna sposoby na wślizgiwanie się na jego teren w celu popalania trawki i uprawiania seksu z dala od czujnych spojrzeń rodziców. Podczas jednej z takich eskapad młoda dziewczyna kłóci się z chłopakiem, który zostawia ją samą pośród bujnej roślinności parku. Jak się jednak okazuje w pobliżu jest ktoś jeszcze – ubrana na czarno postać w skórzanych rękawiczkach, peruce i masce przypominającej twarz porcelanowej lalki, czeka na właściwy moment by dopaść dziewczynę i rozciąć jej gardło sierpem. Od tego momentu coraz więcej młodych kobiet pada ofiarą zamaskowanego psychopaty.
W swoim filmie Skaife stosuje specyficzny zabieg – przez większość czasu tożsamość zabójcy nie jest ujawniona wprost, jednak od samego początku jesteśmy niemal pewni, że jest nim Paul. Charakterystyczne obcisłe ciuchy, smukła sylwetka, zamiłowanie do lalek i jeżdżenia czerwonym rowerem od razu zdradzają chłopaka. Podczas psychotycznych epizodów jego alter ego, uosabiane przez wyobrażenie zmarłej siostry (granej przez prawdziwą siostrę aktora, Lupe Rocha), bierze przewagę i zamienia bojącego się krwi ekscentryka w morderczą bestię, która przemawia wysokim, kobiecym głosem. Widać tu wyraźną inspirację postacią Normana Batesa z Psychozy. Podobnie jak w przypadku Batesa, przyczyną udręki Paula jest jego matka. W sennych retrospekcjach chłopak zarzuca jej przyczynienie się do jego tożsamościowych problemów. Alter ego Paula nienawidzi kobiet i postrzega je jako manekiny. Filmowe zabójstwa charakteryzują się fetyszyzacją przemocy i budzą nieodparte skojarzenia z włoskim giallo, zapożyczając z niego również takie elementy jak skórzane rękawiczki zabójcy czy kreowanie nastroju grozy przy pomocy manekinów i lalek. Swoim zachowaniem Paul przypomina neurotyczne bohaterki kobiece żółtego nurtu. The Killer of Dolls wymyka się jednak gatunkowym schematom. W pewnym momencie narracja zostaje przerwana przez scenę rodem z musicalu.
Film, kręcony pod bacznym okiem frankistowskiej cenzury, wywołał ogromne kontrowersje. Poczynając od nieobyczajnych scen uwodzenia młodego chłopaka przez dojrzałą kobietę (na domiar złego pomiędzy wierszami można wyczytać, że i sam hrabia interesuje się młodszymi chłopcami), po romans hrabiny z czarnoskórym służącym, co w ówczesnej, konserwatywnej Hiszpanii stanowiło nie lada tabu. Aby nie przedstawiać rodzimej burżuazji w złym świetle nakazano by akcja filmu rozgrywała się we Francji. W rzeczywistości ciężko nabrać się na ten trik, gdyż obraz nakręcono w jednym z najbardziej charakterystycznych miejsc Barcelony – parku Güell zaprojektowanym przez Gaudiego. Tym, co stało się solą w oku cenzury, było jednak niesamowicie odważne ukazanie męskiej nagości. Grający Paula David Rocha stanowczo sprzeciwił się odgrywaniu scen pod prysznicem w kąpielówkach, tłumacząc że jest to nienaturalne. Film napakowany jest scenami w których chłopak z lubością myje swoje nagie ciało, a voyeurystyczna kamera robi zbliżenia na jego tors, pośladki i uda, fetyszyzując sylwetkę aktora. Nagość kobieca jest zaś całkowicie pominięta, podobnie jak w filmach innego hiszpańskiego reżysera flirtującego z kinem gatunkowym – Eloy de la Iglesii.
Homoseksualne podteksty przewijają się zresztą przez cały film. Androgyniczny wygląd i ubiór Paula, wynikający z jego podwójnej, kobieco-męskiej tożsamości, odrzucanie zalotów hrabiny (w jednej ze scen kobieta otwarcie pyta go: “Nie byłeś nigdy z kobietą? Może więc z mężczyzną?” czym wzbudza panikę chłopaka). Początkowo Paul nie wykazuje zainteresowania nawiązywaniem relacji damsko-męskich, płeć przeciwną postrzega jedynie jako manekiny. Dopiero podczas rozmowy z nieletnim Robertem stwierdza, że musi zrobić to co każdy chłopak w jego wieku, czyli znaleźć sobie dziewczynę. Ostatecznie wybór pada na córkę hrabiny, Audrey (Inma de Santis), która przyjeżdża do matki w odwiedziny. Paul widzi w niej wcielenie czystości oraz niewinności i szybko zostaje jej lubym. Alter ego chłopaka nie jest jednak z tego faktu zadowolone.
Od pierwszych minut dzieła zanurzamy się w onirycznym, halucynogennym świecie. Z czasem poczucie to nasila się, bowiem Paul stopniowo traci kontakt z rzeczywistością. Coraz częściej widzi ludzi jako manekiny, a podczas halucynacji, po drugiej stronie lustra pojawia się jego siostra, która namawia go do morderstw. Jego sny są fascynujące – widzi samego siebie pokrytego krwią i kończynami lalek, które duszą go i oplatają całe ciało lub wije się opętańczo w fabryce manekinów próbując uciekać z zakrwawioną głową w ręku. Proste, ale efektowne triki, takie jak użycie niebieskiego światła czy kłębów mgły, nadają scenom jeszcze bardziej surrealistycznego uroku. Największe wrażenie robi natomiast wspomniana scena musicalowa. Nocą do parku przybywa hippisowski zespół, który odgrywa funkowy numer przechadzając się po okolicznym amfiteatrze w towarzystwie dwóch tańczących dziewczyn. Po skończonym występie panowie idą dalej, a dziewczyny zostają na miejscu w towarzystwie swoich zjaranych trawką kolegów. W tym momencie do akcji wkracza Paul, który brutalnie morduje kobiety, zostawiając upalonych i niczego nieświadomych mężczyzn w spokoju. Wokół roztacza się kolorowy dym pochodzący ze świec dymnych, a oczami zabójcy widzimy galerię manekinów obserwujących zbrodnię ze schodków amfiteatru. Feeria barw i puste spojrzenia nieożywionych postaci tworzą fantastyczną oprawę dla odbywających się na naszych oczach zbrodni.
Choć przeszarżowane i nadekspresyjne aktorstwo Rochy niejednokrotnie powoduje wybuch śmiechu to jego postać, z całym swoim ekscentrycznym zachowaniem, wydaje się zadziwiająco autentyczna. Jak wspominał aktor, Skaife był niezwykle sympatycznym człowiekiem, ale niezbyt dobrym reżyserem. Budżet filmu był tak niski, że większość scen nie była powtarzana. Niedopracowane i pojawiające się znienacka cięcia oraz rozchwiana kamera niejednokrotnie rażą. The Killer of Dolls ucierpiał również z powodu złego stanu negatywu co zaskutkowało tym, że nawet po restauracji filmu obraz oraz dźwięk dalekie są od doskonałości, a fragmenty scen przepadły. Jednak pomimo wad powstało dzieło oryginalne i klimatyczne. Reżyser umiejętnie budował poczucie grozy używając do tego manekinów i lalek. W mojej opinii jest to jeden z filmów najlepiej wykorzystujących potencjał tych niepokojących rekwizytów – tuż obok Spasmo (1974) Umberto Lenziego czy Maniaka (1980) Williama Lustiga. Wielbiciele gore również powinni być ukontentowani, gdyż Skaife raczy nas sporą dawką przemocy i morderstw przy pomocy sierpa, nożyc czy siekiery. Niewątpliwą atrakcję stanowią też sceny operacji na otwartym sercu jakich Paul dokonuje na manekinach i przyniesionych do domu zwłokach.
Poza fantasmagorycznymi sekwencjami oraz baśniowym urokiem parku Güell, dodatkowego odrealnienia nadaje historii fakt, że nie jest ona w pełni zakorzeniona w świecie rzeczywistym. Pomimo obecności seryjnego zabójcy, policja pojawia się w filmie tylko dwa razy, nie przesłuchuje Paula czy innych świadków, nie prowadzi śledztwa w okolicy. Chłopak pozostaje bezkarny, również bliscy nie widzą w jego zachowaniu niczego niepokojącego. Może to nasuwać interpretację a’la American Psycho (2000) – czyżby wszystko to toczyło się jedynie w zaburzonym umyśle antybohatera? Ciężko jednak znaleźć jakiekolwiek dowody na to, że taki był zamysł reżysera. Być może, zamiast analizować, lepiej po prostu chłonąć krwisto-szaleńczy klimat tego 70’sowego cudeńka.
Wilczyca z Savage Sinema, turpistka. Lubi kino nieprzyzwoicie krwawe, nihilistyczne i perwersyjne. Szczególną miłością darzy euro horror, giallo, pinku eiga i porno z lat 70. Wierna fanka Jörga Buttgereita.