Sexandroide (1987)

Mesdames et messieurs, bienvenue au Grand-Guignol! Jako, że Halloween tuż za rogiem, w poszukiwaniu zapomnianych przez świat perełek kina grozy, wybierzemy się dzisiaj do Francji. W końcu to ona jest ojczyzną markiza de Sade, Antonina Artauda, Guya de Maupassanta i wspomnianego Grand-Guignol. Posiada również tradycję kręcenia obskurnych, niskobudżetowych horrorów pokroju Mad Mutilator (1983) czy Devil Story (1985). I to właśnie tam, w 1987 roku, powstał pewien awangardowy obraz, czerpiący garściami z powyższych tradycji. Dodajmy do tego plastikowe zęby wampira, dużo igieł, sadystyczne potwory, voodoo, goliznę i…Tinę Turner.

Sexandroide, bo o nim mowa, to francuski film krótkometrażowy wyreżyserowany przez Michela Ricauda. Twórca ten na co dzień specjalizował się w pornografii, lecz tym razem postanowił spróbować swoich sił w eksperymentalnej makabresce. Wbrew tytułowi nie uświadczymy tu żadnych androidów, jest za to dużo erotyki, krwi i humoru. 

Dzieło Ricauda to hołd dla francuskiego teatru makabry Grand-Guignol specjalizującego się w naturalistycznych horrorach. Wystawiane tam spektakle podzielone były na kilka krótkich sztuk oraz nie stroniły od pokazywania soczystego gore wymieszanego z erotyką. Sukces wieczoru mierzono w liczbach omdleń na widowni. Trwający zaledwie 51 minut Sexandroide, na wzór francuskich przedstawień, składa się z trzech aktów, które przypominają raczej gotycko-makabryczny performance niż typową antologię historyjek o koherentnej fabule. Pierwszy z nich stanowi krótką rozgrzewkę przed dalszymi szaleństwami. Kobieta, przebywająca w barze, wybiera się do toalety. Wtem, przy pomocy laleczki Voodoo i igły, pewien tajemniczy mężczyzna zaczyna ją torturować. Krew leje się strumieniami i pomimo widocznie niskiego budżetu efekty gore prezentują się naprawdę nieźle. Środkowy akt to gotycko-fetyszowy performance pełną gębą. Jego uczestnikami są kobieta (w charakteryzacji której można zauważyć podobieństwo do największej gwiazdy Grand-Guignol – Pauli Maxy) oraz ghoul – mistrz ceremonii, który torturuje ją przy pomocy noża czy długich igieł. Nie zabraknie również solowych występów dziewczyny w postaci samobiczowania czy tańca z ogniem. W finale potwór rozcina sobie brzuch i wyciąga flaki (skojarzenia z kultowym Antropophagusem (1980) uprawnione). Nie martwcie się jednak, żaden ghoul nie ucierpiał podczas kręcenia filmu – na sam koniec zarówno on jak i dziewczyna schodzą ze sceny ręka pod rękę. Gdybyście jednak poczuli się przytłoczeni obejrzanymi okropnościami to z pomocą przychodzi akt finalny. Wzorem Grand-Guingol reżyser postanowił wymieszać gatunki w poszczególnych aktach, pozostawiając na koniec najbardziej humorystyczną i jednocześnie najdziwniejszą ze wszystkich zaprezentowanych scenek – świeżo upieczona wampirzyca tańczy (nago, a jakże!) wokół trumny innego krwiopijcy.

Choć realizacja filmu nasuwa skojarzenia z produkcjami porno, budżet jest niesamowicie skromny, ciężko doszukać się tu jakiejkolwiek fabuły, a dialogi praktycznie nie istnieją, Sexandroide zdołał zyskać sobie uznanie fanów awangardowych ciekawostek. Podczas seansu można wyobrazić sobie co by było gdyby Herschell Gordon Lewis urodził się we Francji i tworzył w szalonych latach 80. Dekada ta niewątpliwie odcisnęła na produkcji swoje piętno – dowodem barwne stylizacje czy muzyka Tiny Turner użyta w ostatnim akcie filmu. Najwięcej frajdy z seansu będą jednak mieli miłośnicy gore. Film nie szczędzi nam przemocy ani pomysłowych tortur. Znajdzie się nawet miejsce na sceny z wydłubywaniem oczu, które z pewnością przypadłyby do gustu Lucio Fulciemu. Ostatecznie nie dziwi fakt, że w zagranicznych recenzjach Sexandroide dominują przeróżne odmiany określenia “dziwny”. Ten film właśnie taki jest. Przy całej swojej taniości (ciężko nie odnieść wrażenia, że Ricaud kręcił go we własnej piwnicy) nastrój grozy i obrzydzenia kreowany jest całkiem umiejętnie, a obraz potrafi uwieść swoją teatralnością, niewiarygodnymi pomysłami i gotyckim klimatem. Gratka dla fanów obskurnego euro sleazu, erotyki i makabry. Turpiści wszystkich krajów łączcie się! 

Kurtyna. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *