Sinéma Érotique: Rape! 13th Hour (1977)

Seryjny gwałciciel (Akira Takahashi) ucieka przed grupą tropiących go mężczyzn. Schronienie znajduje na stacji benzynowej za uprzejmością jej nieśmiałego pracownika (Yûdai Ishiyama). Odziany w czerwoną kurtkę zbir zabiera chłopaka ze stacji na nocną, usianą gwałtami i zbrodnią, eskapadę przez miasto…

Trzecia produkcja Violent Pink w reżyserii Yasuharu Hasebe. Ta, w której twórca i producent Ryōji Itō tak sobie pofolgowali, że ewentualnych konsekwencji przestraszyli się włodarze studia Nikkatsu. Rape! 13th Hour zostało złagodzone jeszcze przed wypuszczeniem obrazu na ekrany, ale po premierze w kraju i tak rozgorzała debata na temat ekranowej przemocy i przełamywania tabu przez filmowców. Cała opowieść stanowi zapis bestialskich zabaw pary zwyrodnialców, przy czym uwagę krytyków i komentatorów zwrócił fakt, że w scenach gwałtów ofiary wiją się z rozkoszy. Jakby tego było mało, jedna z nich… płaci swemu oprawcy za przyjemnie spędzone chwile.

Tego było już za wiele, potok sleaze’u i potworności należało zatrzymać. Zwłaszcza że tym razem Hasebe wplótł do intrygi akcenty homoerotyczne. W zawoalowany sposób są one obecne w przewodnim wątku przyjaźni między dwoma mężczyznami: tak jak Assault! Jack the Ripper było pokręconą opowieścią miłosną, tak Rape! stanowi sadystyczną wariację na temat buddy movie. Na pierwszym planie nie mamy jednak duetu policjantów czy starych kumpli stawiających czoła przygodzie, tylko dwójkę wyrzutków społecznych, którzy atakują przypadkowe kobiety.

Ściśle powiązany z historią dziwacznej przyjaźni gwałciciela i jego ucznia pozostaje motyw depczącego im po piętach gangu homoseksualistów. Ich przywódca najwyraźniej zadurzył się w gwałcicielu i pragnie zmusić go do uległości, ale ten zdecydowanie preferuje płeć przeciwną. Na tym konflikcie oparta zostanie finałowa erupcja przemocy, która do dziś wywołuje olbrzymie wrażenie. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że filmując końcową konfrontację, Hasebe pragnął rzucić wyzwanie cenzurze. Z drugiej strony finisz można również odczytać jako formę specyficznego zadośćuczynienia za wszystkie dotychczasowe ekranowe bezeceństwa, karę wymierzoną zbrodniarzowi przez pamiętliwy los.

Nawet jeśli taki był zamysł, to jest w tym obecna czytelna ironia, tym bardziej że twórca dopisuje do historii przewrotne post scriptum. Sceny gwałtów stylizuje, jakby przedstawiały piękne akty prokreacji, czego najdobitniejszy przykład stanowi napad na balerinę przy rozmarzonych dźwiękach Jeziora łabędziego, z wirującym wokół postaci „kochanków” pierzem. Widowisko niestosowne. I nieodparcie fascynujące.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *