Sinéma Érotique: Woods Are Wet (1973)

Markiza de Sade przedstawiać nikomu nie trzeba. Jaki jest, a raczej, jaki był, każdy widzi. Plugawiec, petent w sądzie etyki z podaniem o wyzwolenie z oków norm społecznych i religijnych dogmatów, filozof przy tym i trollujący moralista. Kino lubi de Sade’a. Do jego najsłynniejszych ekranizatorów należeli Pasolini i Jesús Franco, twórcy chętnie sięgali również po wątki z biografii kompulsywnego skandalisty. Ilość utworów, również niekoniecznie filmowych, luźno inspirowanych twórczością markiza ciężko byłoby z kolei zliczyć, na tyle jego myśl filozoficzna wrosła w tkankę kultury światowej. Jego zła sława obiegła cały świat, nie wykluczając Japonii.

Ten nieco oczywisty i wysyłający sygnały sprzeczne (przecież napisałem, że przedstawiać nie ma sensu, ja?) wstęp ma za zadanie wprowadzić Cię, drogi czytelniku, w nastrój nieskrępowanego erotyzmu, wyuzdania wręcz. Oto bowiem fabuła najsłynniejszego dzieła Donatiena Alphonse’a François de Sade’a, Justyna, czyli nieszczęścia cnoty stanowi punkt wyjścia dla jednej z firmowanych przez Nikkatsu produkcji z serii Roman Porno. Zważywszy, że twórcy tychże rozwiązłych filmów nie tylko mamili odbiorców golizną, ale i nader chętnie wplatali do opowiadanych historii wątki sadomasochistyczne, obecność spuścizny de Sade’a w Kraju Kwitnącej Wiśni specjalnie nie dziwi. W tym przypadku jednak autorzy wyraźnie zaznaczyli, że scenariusz oparty został na wspomnianej Justynie.

Jest to pewnego rodzaju nadużycie, bo nie mamy tu do czynienia z wierną ekranizacją książki, a raczej z zaadaptowaniem jej przewodniej, „deprawacyjnej” myśli na potrzeby srebrnego ekranu. Bohaterką Woods Are Wet jest dziewczyna imieniem Sachiko (Hiroko Isayama), która ucieka przed policją po tym, jak została niesłusznie oskarżona o popełnienie morderstwa. Nad uciekinierką lituje się Yoko (Rie Nakagawa), kobieta zamożna i wykwintna. Przygarnia ona Sachiko i daje jej schronienie w swym domu. Niewinne dziewczę wnet odkryje jednak, że dobroć Yoko nie jest bezinteresowna. Wspólnie z mężem sadystą Ryûnosuke (Hatsuo Yamaya), Yoko bez umiaru folguje swej chuci i morderczym instynktom, wciągając w perwersyjne gry przypadkowe osoby.

Tu porcja historii: Nikkatsu w latach 50. i 60. było na japońskim rynku prawdziwym gigantem. Wraz z rosnącą powszechnością telewizji wytwórnia zaczęła jednak borykać się z problemami finansowymi, co zwróciło oczy zarządu w kierunku cieszących się dużą popularnością produkcji pinku eiga. Na początku lat 70. włodarze postanowili utworzyć własną „markę” filmów dla dorosłych. Decyzja była niepopularna wśród pracowników studia i zaowocowała rezygnacją z pracy sporej części z nich (w tym również odpowiedzialnego za dotychczasowe sukcesy Nikkatsu dyrektora Kyusaku Horiego). Wśród nowoprzyjętych talentów, które miały rozwijać nową gałąź i markę Roman Porno, był reżyser Tatsumi Kumashiro. Jego Woods Are Wet powstawało w czasie, gdy Nikkatsu zmagało się z zarzutem rozpowszechniania treści obscenicznych. Powszechny w japońskim kinie erotycznym zabieg zasłaniania i zamazywania partii intymnych aktorów w przypadku nowego dzieła Kumashiro przyjął formę środkowego palca wymierzonego w kierunku cenzorów: miejscami czarne plansze zasłaniają wręcz połowę ekranu. Twórcę sama erotyka i golizna interesują zresztą w stopniu umiarkowanym, głównie babra się on w sosie upichconym z zepsucia i ludzkiej degrengolady.

Ryûnosuke i Yoko to bowiem nie lada szubrawcy, którzy czerpią seksualną podnietę z zadawania cierpienia innym, zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Swe odrażające postępki okraszają przy tym komentarzem „odautorskim”, który brzmi wręcz dosłownie jak monologi zbrodniarzy de Sade’a. Woods Are Wet to film ponury i zdeprawowany, jego serce stanowi aktorski popis Hatsuo Yamayi, który jest wyśmienity jako podły libertyn i sadysta, z uśmiechem na ustach gwałcący i obmywający się w strugach krwi ofiar.

Kumashiro jest przy tym wybornym stylistą: większość akcji rozgrywa się u niego nocą, przy świetle świec, co nadaje opowieści atmosferę rodem z gotyckiego horroru. Zamiast duchów mamy jednak ludzkie potwory, pozbawione zahamowań i sumienia. W dekoracjach rodem z planu filmu grozy hedonizm i niczym nieskrępowana fantazja złego do szpiku kości Übermenscha rozgaszczają się i dworują z przyzwoitości wszelkiej. Ukoronowanie orgii przemocy i sodomii stanowi upiorna biesiada, której koszmarny wymiar zostaje w głowie na długo. No i w tym cały nagi truposz pogrzebany: niby dostaliśmy do połechtania zmysłów erotyk, a w praktyce wszędzie tylko śmierć i rozkład — Japończycy to umieją w feel-bad-movies!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *