Blue Monday: Unwilling Lovers (1977)
Timmy Benson (Zebedy Colt) to duży dzieciak. Dosłownie. Facet w średnim wieku o umysłowości kilkulatka. Jego matka oburza się jednak, gdy jej jedyną pociechę nazywają „niedorozwojem”, bo Timmy nie zawsze taki był. Zmienił się po tragicznym wypadku w dzieciństwie: jako mały chłopiec był świadkiem jak jego tata próbuje zamordować mamę. Ojciec zginął, spadając ze skarpy, matka wylądowała na wózku inwalidzkim, a Timmy tak przywalił głową w kamień, że zamienił się w wioskowego głupka. Nikt nie traktuje go zatem poważnie, jest obiektem żartów domowej służby, która uważa go za debila z unikalną umiejętnością zapamiętywania zasłyszanych zwrotów i naśladowania cudzych głosów. Nie doceniają jednak Timmy’ego, bo ten ma w sobie żar prawdziwego kochanka. Włóczy się całymi dniami po okolicznych lasach i podgląda kopulujące pary. Pewnego razu zamarzy mu się dołączyć do igraszek, co będzie mieć potworne konsekwencje. Chłopak morduje bowiem ponętną i roznegliżowaną niewiastę, po czym gwałci jej ledwo ostygłe zwłoki. Owe „przytulanki” spodobają mu się do tego stopnia, że od tej pory będzie je regularnie powtarzać…
O tym, jakim to zboczeńcem i w jakich ekranowych bezeceństwach specjalizował się Zebedy Colt pisałem w ramach tego cyklu już kilkakrotnie (vide: Farmer’s Daughters [1976], The Devil Inside Her [1977], Terri’s Revenge [1977] , występ w Sex Wish [1976]). Tym razem aktor i reżyser złamał dwa nietykalne tabu za jednym podejściem. Nie dość bowiem, że Unwilling Lovers opowiada o nekrofilu, który zabija kobiety, by móc z nimi spółkować, to na dodatek tym nekrofilem jest osoba opóźniona umysłowo. Paradoksalnie najbardziej niepoprawna jest tu zresztą scena, w której kochankowie bohatera są żywi: oto ogrodnik zabawiający się ze swą ukochaną zaprasza Timmy’ego, by ten do nich dołączył, używając przy tym sprośnych eufemizmów typu „miodek”, by zachęcić niepełnosprawnego mężczyznę do współpracy. Kochanica początkowo oponuje, ale szybko i ona zaczyna czerpać przyjemność z tego popapranego trójkąta.
Same sceny seksu z nieboszczykami nie robią już takiego wrażenia, zważywszy że jako widzowie mamy gdzieś tam z tyłu głowy świadomość, że aktor kopuluje z aktorką, która po prostu zamknęła oczy i udaje nieżywą. Warto jednak odnotować w tym miejscu, że pośród ofiar znalazły się gwiazdy branży w osobach Terri Hall (Alice In Wonderland [1976], The Story of Joanna [1975], Through the Looking Glass [1976]) i Annie Sprinkle (Deep Inside Annie Sprinkle [1981], Pandora’s Mirror [1981]). Colt miejscami stawia ponadto na sugestię, jak choćby w scenie gwałtu na martwej dziewczynie w samochodzie, która dzięki temu robi nawet większe wrażenie, niż miałoby to miejsce w przypadku, gdyby pokazać wszystko dosłownie.
Nie ulega jednocześnie wątpliwości, że Unwilling Lovers zostało pomyślane w pełni jako autorsko-gwiazdorski projekt Colta, który sobie zostawił najbardziej efektowną fuchę. Jako Timmy ma ogromne pole do popisu, na przemian budząc politowanie, obrzydzenie i przerażenie. Świetnym pomysłem było zastosowanie prostego zabiegu: gadający jak kilkuletni chłopiec facet od czasu do czasu wybucha gniewem, naśladując wówczas zachowania dorosłych.
Podobnych smaczków jest tu więcej. W niektórych scenach poczynaniom bohatera towarzyszą płynące w tle dziecięce piosenki. Próbkę poczucia humoru Colta dostajemy też w momencie, gdy wieść o morderstwach przenika do prasy: Timmy uwielbia batony czekoladowe, po których opakowania porzuca na miejscach zbrodni. Policja dochodzi do wniosku, że jest to rodzaj sygnatury zabójcy, który zostaje z tego tytułu ochrzczony mianem „Candy Bar Killer”. Nieźle też prezentuje się finałowy twist, w którym poznajemy historię dziecięcego wypadku nieszczęsnego bohatera z nowej perspektywy.
Colt wie zatem doskonale, że porno to nie tylko rżnięcie, sam seks nie zajmuje u niego zresztą procentowo tak wiele miejsca. Na pierwszym miejscu cały czas jest fabuła, miejscami doprawiona dowcipem, kiedy indziej nieoczekiwanie tragiczna, ale nieodmiennie zdeprawowana i bulwersująca. Nawet bez czytania jakiejkolwiek biografii Zebedy’ego z marszu widać, że to wywrotowiec i anarchista, który po prostu uwielbiał obrzucać widownię łajnem, obrażać i kpić z niej. I jak tu go nie lubić?
Pornograf i esteta. Ma gdzieś konwenanse. Do jego ulubionych twórców należą David Lynch, Stanley Kubrick, Gaspar Noé oraz Veit Harlan. Przyszedł ze śmiertelnego zimna, dlatego zawsze mu gorąco.