Dzikie psy, czyli 8 przypadków, kiedy pupilom nie podeszła karma

Były złe dzieci, pora na wściekłe psy. Ale nie te od Tarantino. Albo od Pasikowskiego. Dosłownie wściekłe psy, głodne ludzkiego mięsa, o ostrych jak brzytwa zębach, którymi miażdżą i rozrywają ciała ofiar. Najbardziej znanym przypadkiem takiego złego psiaka w popkulturze pozostaje rzecz jasna Cujo z powieści Stephena Kinga (patrz: kadr główny), my postanowiliśmy sięgnąć po mniej oczywiste przykłady czworonogów o morderczych instynktach. Do lektury zapraszamy wespół z Mariuszem Czernicem z Panoramy Kina, który wsparł nas w stworzeniu tego zestawienia.


1939 – Pies Baskerville’ów (reż. Sidney Lanfield) – Caligula

Ekranizacja wiadomej powieści sir Arthura Conana Doyle’a. Pierwszy z niezwykle popularnej serii filmów, w których w role Sherlocka Holmesa i doktora Watsona wcielali się Basil Rathbone i Nigel Bruce, a zarazem pierwsza filmowa adaptacja przygód słynnego detektywa, której akcja osadzona została w epoce wiktoriańskiej (wszystkie wcześniejsze były uwspółcześnione). Obraz Sidneya Lanfielda uznawany jest często za najlepszą ekranową wersję historii o potwornym psie nawiedzającym mokradła Devonshire. Przyczyna tej obiegowej opinii jest w zasadzie bardzo prosta jak diabeł tkwiący… w klimacie. Wzniesione w studiu dekoracje spowija gęsta mgła, niebo nad posiadłością Baskerville’ów jest wiecznie zasnute chmurami, z daleka dobiega skowyt demonicznego czworonoga. Atmosfera niepokoju i wiszącego w powietrzu niebezpieczeństwa jest w trakcie seansu tak sugestywna i gęsta, że nawet dobre 80 lat po premierze filmu robi wrażenie. Nie bez znaczenia jest też fakt, że Rathbone i Bruce to naprawdę wyśmienicie dobrani do swych ról odtwórcy, jest między nimi odpowiednia chemia, jest miejsce na niezbędny w przypadku tego duetu humor. Co prawda gdzieś na dalszy plan schodzi na tym ponurym wrzosowisku sam psiak, ale nie okłamujmy się — w samej książce też nie był on szczególnie wyeksponowany, stanowiąc przede wszystkim pretekst dla łamigłówki. Klasyczna robota, nie tylko w rozumieniu że „staroć”, ale po prostu że… z klasą.


1977 – Rzeź (reż. Burt Brinckerhoff) – Dr. Butcher M.D.

Zapomniany animal attack, w którym profesor biologii grany przez Davida Mc Culluma (pamiętanego przede wszystkim z Kryptonim U.N.C.L.E, 1964) próbuje uratować małe miasteczko przed psami, które w wyniku eksperymentów prowadzonych na pobliskim uniwersytecie zamieniają się w agresywne istoty, żądne krwi swoich właścicieli. Pod wpływem podanych im feromonów psiaki formują się w mordercze stado, pośród którego możemy spotkać przedstawicieli wszelkich ras, od owczarków przez dalmatyńczyki i labradory, na prostych kundelkach kończąc. Fabuła jest przedstawiona raczej schematycznie, początkowo ataki są sfilmowane bez specjalnego polotu (choć nieco szybsze bicie serca spowodować może scena prysznicowa a’la Psychoza z uroczym dobermanem w głównej roli). Dopiero ostatnie pół godziny nieco rekompensuje niedostatki tego niskobudżetowca – dużo niezamierzenie śmiesznych scen, niewytresowane psy raczej chcące się bawić, niż mordować, lepsza dynamika ujęć – to wszystko sprawia, że jakoś możemy dotrwać do finału opowieści, gdzie pojawia się stopklatka, zapowiadająca sequel, do którego jednak nie doszło (bohaterami miały być… koty). Na szczęście.


1979 – The Dogs (reż. Alain Jessua) – Justine de Sade

Do miasteczka we Francji wprowadza się nowy lekarz, Henri Ferret (Victor Lanoux). Zdecydowaną większość jego pacjentów stanowią osoby pogryzione przez psy. Badając powody tej nietypowej sytuacji, doktor Ferret odkrywa, że w związku z plagą przestępstw miejscowi masowo kupują psy obronne u hodowcy i trenera psów, Morela (Gerard Depardieu). Gdy doktor trafia do opozycji pod wodzą burmistrza, który sprzeciwia się trenowaniu psów na agresywnych obrońców, zaczyna mieć w mieście coraz więcej wrogów.

Choć obrazowi Jessui daleko do horroru spod znaku animal attack, to atmosfera unosząca się nad miasteczkiem wydaje się dziwnie nadnaturalna. Psy atakujące ludzi bez powodu i pozbywające się politycznych wrogów właścicieli, tajemnice, morderstwa. W rzeczywistości The Dogs to dramat wymieszany z vigilante, a także komentarz społeczno-polityczny przekazany w dość nieoczywisty, budzący ambiwalentne odczucia sposób. Pozytywni bohaterowie mogą nagle zamienić się w negatywnych, a my, w pełni rozumiejąc ich motywację, nie do końca umiemy ich potępić. Jednocześnie czarny charakter to człowiek z krwi i kości, posiadający zarówno wady jak i zalety. Nie ma jednak wątpliwości, że Jessua podejmuje problem wyboru złych rozwiązań, które nie tylko nie zniwelują problemów społecznych, a jeszcze je zaostrzą. W filmie problemem tym jest rosnąca przestępczość, często wynikająca z biedy i dyskryminacji. 


Choć akcja filmu nie pędzi na łeb, na szyję, a w końcowych scenach nie czeka nas wybuch przemocy na miarę tych z serii Życzenie śmierci, to seans fascynuje od samego początku do końca, odkrywając kilka nowych kart i zapewniając równie ambiwalentny finał. Jessua kreuje napięcie przy pomocy małych incydentów, unikając jednak całkowitej eskalacji. W jednej z ciekawszych scen, podczas spotkania wyborczego stronników burmistrza, miejscowi posiadacze psów po kolei zjawiają się w lokalu w towarzystwie czworonogów i zajmują miejsca otaczając zwolenników ugrupowania oraz nieprzekonanych mieszkańców. Pomimo braku jakiejkolwiek werbalnej agresji, wprowadzają atmosferę biernego terroru odstraszając całą publiczność. Scena ta doskonale pokazuje podziały społeczne, rządy strachu i dylemat między wyborem bezpieczeństwa, a wolności. Uniwersalny film o uniwersalnym przesłaniu.


1981 – Madhouse (reż. Ovidio G. Assonitis) – Dr Butcher M.D.

„To nie martwych się boję, lecz żywych” – oto słowa głównej bohaterki Madhouse, Julii Sullivan (Trish Everly), która faktycznie może mieć powody do zmartwień. Okazuje się bowiem, że ze szpitala psychiatrycznego ucieka jej siostra bliźniaczka, Mary (Allison Biggers), przysięgając zemstę za pozostawienie na pastwę losu w dzieciństwie. Wkrótce sąsiedzi i bliskie Julii osoby zaczynają umierać w brutalny sposób – rozszarpuje ich rottweiler, najwidoczniej będący pod władaniem Mary. Dodać należy, że Julia odczuwa paranormalną wieź z siostrą, dzięki czemu jest w stanie wyczuć jej obecność.

Ten wyjątkowo udany miks gatunkowy ze stajni Ovidio G. Assonitisa (mamy tu slasher mocno inspirowany Halloween Carpentera oraz Siostrami De Palmy, animal attack, ale i elementy horroru nadnaturalnego) dużo zyskuje dzięki umiejętnemu budowaniu napięcia, poprzez stopniowe odliczanie dni do urodzin głównych bohaterek, naznaczonych kolejnymi zbrodniami. Morderca podczas krwawych ataków inspiruje się dziecięcymi rymowankami, które podczas końcowych scen świetnie ukazują jego szaleństwo (niesamowite podobieństwo wykazuje finał kanadyjskiego slashera Upiorne urodziny z tego samego roku). Dziś najbardziej interesuje nas jednak psi morderca, którym jest uroczy rottweiler o wyjątkowo smutnych ślepiach i solidnym morderczym instynkcie, rzucający się ofiarom do gardeł na wzór piesków z klasyki włoskiego kina grozy – to prawdziwy „piekielny ogar”. Sceny ataków molosa wykonane są dynamicznie, jucha leje się strumieniami. Psiaka czeka jednak wyjątkowo niemiły koniec, którego szczegółów tutaj nie zdradzę, musicie to zobaczyć na własne oczy.


1982 – Biały pies (reż. Sam Fuller) – Caligula

Początkująca aktorka Julie Sawyer (Kristy McNichol) potrąca samochodem białego owczarka niemieckiego. Dziewczyna zabiera psa do weterynarza, a następnie przygarnia pod swój dach. Zwierzak jest wierny, posłuszny i już niebawem pokazuje na co go stać, gdy ratuje swą nową panią przed gwałcicielem. Niestety, czworonóg ma również swoją mroczną stronę, której odkrycie będzie dla Julie ogromnym szokiem: śnieżnobiały przyjaciel został wytrenowany specjalnie, by atakować osoby o czarnej skórze…

Ekranizacja powieści Romaina Gary’ego. Pierwotnie reżyserią miał się zająć Roman Polański, ale po oskarżeniu reżysera o gwałt przedsięwzięcie utknęło w produkcyjnym limbo. Kilka lat później scenariusz Curtisa Hansona trafił do Sama Fullera, który uznał, że przydałoby się w nim kilka przeróbek. Oryginalne zakończenie z książki zostało zastąpione bardziej pesymistycznym, przesunięto główny akcent fabularny z ludzkich postaci na psiego bohatera i projekt udało się przepchnąć do realizacji jeszcze przed zapowiadanymi strajkami gildii reżyserów i scenarzystów. Pośpiech na niewiele się jednak zdał, bo decydenci z Paramount Pictures po obejrzeniu gotowego filmu uznali, że jego wydźwięk może zostać uznany za… rasistowski. Dla Fullera był to prawdziwy cios w plecy, bowiem obraz po kilku próbnych pokazach został odłożony na półkę (trafił jednak do kin w niektórych europejskich krajach, m.in. we Francji, gdzie zebrał wysoce entuzjastyczne recenzje), by przeleżeć na niej parę ładnych wiosen.

Zachowawcze działania Paramountu ukatrupiły Białego psa jako potencjalnego spadkobiercę Szczęk (1975) w box office, ale na dłuższą metę wyszło to dziełu Fullera tylko na dobre. Wysoce wątpliwe bowiem, aby film odniósł sukces jako thriller spod znaku animal attack, a tak prawdopodobnie byłby reklamowany. Zamiast tego odnalazł widownię na pokazach specjalnych, retrospektywach i w końcu na domowych nośnikach, by cieszyć się uznaniem jako podejmujący trudną tematykę dramat społeczny. Fuller wprost pyta o to, jakie uwarunkowania odpowiadają za zjawisko rasizmu i w odróżnieniu od jakże lubianej przez hollywoodzkich łopatologów strategii nie udziela wygodnych i łatwych odpowiedzi. Świetnie wybrzmiewa tu przewodni wątek przyjaźni młodej dziewczyny z psem-rasistą, jest tu kawał rozdzierającego serce melodramatu (nie mylić z wyciskaczem łez), a co za tym idzie i pierwszorzędnie kreowanego napięcia. W tle zaś mamy znane z napięć rasowych Los Angeles jako metropolię pełną mylących fasad i złamanych żywotów. Mocne kino dla dorosłego, rozumnego widza.


1989 – Baxter (reż. Jérôme Boivin) – Caligula

Baxter dopiero poznaje ten świat i życie. Zostaje podarowany w prezencie samotnej staruszce, ale nie przepada za swoją nową panią. Jest nudna, nie dostarcza mu żadnych rozrywek, nie ma też zapachu. Co innego młodzi sąsiedzi, którzy o każdej porze dnia uprawiają głośno miłość — z nimi Baxter chętnie by nawiązał kontakt. Co zresztą mu się w końcu udaje, gdy starsza pani w wyniku niefortunnego „wypadku” spada ze schodów ze skutkiem śmiertelnym. Baxter zmienia właścicieli, jednak i tutaj sielanka nie trwa długo, bo wnet na horyzoncie pojawia się konkurencja pod postacią małego berbecia…

Baxter to bulterier, psiak o wrednym pysku i zwichrowanej psychice. Potencjalna maszyna do zabijania, czworonożny socjopata, który ludzi traktuje instrumentalnie i — gdy zachodzi taka potrzeba — nie ma skrupułów, by pozbyć się swego chlebodawcy. W końcu trafi jednak na godnego siebie pana — małoletniego fana Adolfa Hitlera, dzieciaka pozbawionego zahamowań i — podobnie jak Baxter — badającego granice tego, jak daleko wolno mu się posunąć. Duet przeuroczy, czyniący z tej francuskiej czarnej komedii nad wyraz przyjemną pozycję na wieczór dla każdego mizantropa. Co prawda pod koniec twórcy niepotrzebnie walą widza po głowie łopatą, można by tutaj uniknąć oczywistości w paralelach, niemniej to i tak całkiem niezła odtrutka na schematyzm panujący w większości pozycji o morderczych psach. Wreszcie bowiem przyjmujemy perspektywę bestii i zaczynamy rozumieć jej motywacje, na przekór jakże chętnie forsowanej przez większość wysoko rozwiniętych małp czarno-białej wizji świata.


1989 – Psy (reż. Dmitrij Swietozarow) – Justine de Sade

Położone na terenie Kazachstanu i Uzbekistanu Jezioro Aralskie (nazywane Morzem Aralskim) w latach 60. XX wieku cieszyło się mianem czwartego pod względem powierzchni jeziora na Ziemi. Obecnie, za sprawą jednej z najpoważniejszych katastrof ekologicznych w dziejach ludzkości, stało się pustynią. Doprowadziła do tego działalność człowieka, a konkretnie władz radzieckich, które postanowiły wykorzystać rzeki zasilające jezioro do nawadniania plantacji bawełny. Projekt przeprowadzono niezgodnie z wszelkimi zasadami hydrologicznymi co doprowadziło do stopniowego wysychania Jeziora Aralskiego. To właśnie ta katastrofa, napędzana ludzką chciwością i ignorancją, stała się inspiracją do nakręcenia Psów, a pustynia, w którą zamieniło się jezioro, posłużyła za tło i bohatera filmu. 

Gdy na terenie wymarłych miast zaczyna pojawiać się coraz więcej okaleczonych zwłok, władze radzieckie postanawiają wysłać grupę sześciu myśliwych, pod wodzą inżyniera Ivana Maksimchuka (Yuriy Kuznetsov), na tajną misję. Ma ona polegać na eksterminacji rzekomych sprawców – krwiożerczych wilków, które jak dotąd wydawały się nieuchwytne. Na miejscu okazuje się jednak, że są to zwykłe, wygłodniałe psy. Jednocześnie upał i brak wody dają się we znaki, w grupie dochodzi do konfliktów, a bus – jedyny środek transportu zapewniający powrót z pustyni – zostaje porwany. Misja zaczyna zamieniać się w walkę o przetrwanie.

Bezkresna pustynia, zrujnowane pozostałości domostw, ruchome piaski, palące słońce i grupa społecznych wyrzutków, “parszywa szóstka” zmuszona do wykonania zadania, które okazuje się nie tylko trudne, ale i wątpliwe moralnie. Do tego mistyczna muzyka tworząca złowrogie poczucie odosobnienia, beznadziei, pułapki w pełnym słońcu. Nieliczne opuszczone budynki, w których spotkać można co najwyżej psy, dodają niepokojącego klimatu charakterystycznego dla upadłych “ghost towns”. Jedynymi żywymi duszami napotkanymi przez grupę specjalną są: zamieszkujący latarnię szalony hydrolog, który wierzy w możliwość stworzenia wody na nowo, jego żona, mszcząca się na psach za zabicie jedynego syna, a także szabrownik, który kradnie pojazd myśliwych. Pozostali, którzy zapuścili się do umarłego miasta, dawno już rozkładają się na pustyni, częściowo zjedzeni przez zdziczałe zwierzęta.

Poza równie przygnębiającą, co fascynującą atmosferą, Psy mają do zaoferowania także naturalistyczną dosłowność oraz mocarne sceny gore. Efekty specjalne prezentują się bardzo realistycznie i uderzają swoją brutalnością już od pierwszych scen, gdy lokalne władze radzieckie pokazują Maksimchukowi zdjęcia okrutnie okaleczonych zwłok. Miłośnikom zwierząt szczególnie ciężkie wydadzą się z pewnością sceny eksterminacji psów, które pomimo pojawiającego się w napisach końcowych zapewnienia o tym, że żadne zwierzę nie ucierpiało na planie filmu, wydają się tak realistyczne, że poddają komunikat w wątpliwość (ciężko nie przypuszczać, że psy zostały co najmniej brutalnie wystraszone i doprowadzone do paniki). Zestawiając ten fakt ze słusznym przesłaniem filmu nietrudno o ambiwalentne odczucia względem reżysera.

Minimalistyczne podejście do scenografii i efektów, atmosfera nadchodzącej klęski, fatalistyczne wypowiedzi bohaterów i czająca się na każdym rogu śmierć urzekają od samego początku czyniąc Psy arcydziełem animal attack i survivalu w szatach postapo. Film o specyficznie rosyjskim klimacie, wyraża emocje targające obywatelami rozpadającego się Związku Radzieckiego w czasach Pieriestrojki, i ciężko wyobrazić sobie, że mógłby powstać gdziekolwiek indziej. Skazani na porażkę myśliwi próbują wykonać zadanie z każdą godziną coraz bardziej tracąc zapał i wiarę w jego sens. Grupa stopniowo kurczy się przegrywając z przyrodą, a w uszach brzmi wypowiedź jednego z mężczyzn twierdzącego, że zwierzęta mszczą się na ludziach za ich szkodliwą działalność. I w rzeczy samej, Psy to opowieść o chciwości, ignorancji, zabawie w Boga i karze za grzechy, czego dowodem otwierający film cytat z Apokalipsy św. Jana. Film jest owocem załamania wiary w rząd, człowieka, a także w naukę. Najbardziej znamienną sceną jest ta, w której szabrownik, nie zważając na własne bezpieczeństwo, wskakuje do pochłanianego przez ruchome piaski busa, by ratować ukradzione z miasta skarby i zostaje pochowany żywcem. Niemniej istotna jest też sama końcówka. Kumulacja rosnącego szaleństwa, strachu i poczucia winy wybuchnie całą siłą w geście rozpaczy i zrozumienia własnej pozycji.


2015 – Desierto (reż. Jonás Cuarón) – Mariusz Czernic

Pustynny thriller Desierto powstał w okresie, gdy w Stanach Zjednoczonych żywa była dyskusja na temat zabezpieczenia granic przed napływem uchodźców z Meksyku. Niedługo po nakręceniu filmu Donald Trump w kampanii prezydenckiej obiecywał zaostrzenie prawa imigracyjnego, a nawet wybudowanie betonowego muru na granicy. Problem nielegalnego przekraczania granic jest wciąż aktualny, także w naszym kraju, więc taki film – mimo dość chłodnego przyjęcia w momencie premiery – może wzbudzać coraz większe emocje wraz z upływem lat i po wyjściu poza obrzeża kraju, w którym powstał.

Gdy na pustyni psuje się samochód z grupą Meksykanów zmuszeni są oni dalej iść pieszo. Kierują się w stronę ogrodzenia symbolizującego skraj jednego państwa i początek drugiego. Wraz z przejściem na drugą stronę ludzie są pełni nadziei na lepszą przyszłość – opuszczają niebezpieczny kraj i liczą, że na terytorium sąsiada znajdą więcej perspektyw na godne życie. Ale niedługo po przekroczeniu linii trafiają na gringo i jego psa, którzy przybyli tu polować na króliki i przy okazji upatrzyli sobie inne ofiary. Gael García Bernal w roli człowieka, który chce wrócić do rodziny po tym, jak został deportowany. Alondra Hidalgo w roli kobiety zmuszonej przez rodzinę do ucieczki z piekła do – jak się okazało – jeszcze gorszego piekła. Mieli pecha, bo trafili na amerykańskiego myśliwego o psychopatycznych skłonnościach – w którego wcielił się Jeffrey Dean Morgan – oraz jego wiernego towarzysza Trackera, psa rasy Belgian Malinois.

Mamy tu do czynienia z thrillerem o prostej fabule z jasno zarysowaną sytuacją i konfliktem. Reżyserowi udało się stworzyć szereg kapitalnych, trzymających w napięciu scen, ale ostatecznie okazuje się, że zaprezentowana tu droga przez pustynię jest już oklepana i łatwo odgadnąć jej finał. Jonás Cuarón, który pełnił także funkcję montażysty, zmieścił całą historię w 85 minut, więc obyło się bez zbędnych scen. Klimat survivalowy jest świetnie ukazany dzięki pustynnej scenerii Baja California w Meksyku. Operator Damián García wykorzystał naturalne światło, wydobywając całą surowość i majestat pustynnego pogranicza. Scenariusz Jonása Cuaróna i Mateo Garcii oferuje intensywną akcję wraz z pewną przestrogą. Postać samozwańczego strażnika granicy jest ostrzeżeniem przed tym, do czego prowadzi retoryka lęku przed obcymi. Atrakcyjna dla widza forma kina akcji sprawia, że nawet gdy istotny problem polityczno-społeczny zostaje przedstawiony w sposób powierzchowny to prowokuje do refleksji i dyskusji. Przy tego typu fabule dyskusja zmierza często w stronę sympatyzowania z postacią mordercy, co tylko podkreśla skuteczność retoryki strachu, która może prowadzić do bezrefleksyjnego zabijania.

Aktorstwo dwóch głównych antagonistów jest solidne, ale show kradnie belgijski pies Tracker, którego rolę odegrały trzy dobrze wyszkolone owczarki. Jeden był bardziej przyjacielski, przeznaczony do bliższej interakcji z człowiekiem. Pozostałe dwa były raczej zdystansowane, a ich zachowania dzięki montażowi złożyły się logicznie w historię o domowym pupilu, który po spuszczeniu ze smyczy daje upust dzikiej naturze. Pies jest tu niejednoznaczną postacią – dla jednych okrutna bestia niczym mityczny Cerber, czujny strażnik piekielnych otchłani, ale dla innych po prostu wierny towarzysz polowań, który stał się wspólnikiem zbrodni przez obłąkanego właściciela.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *