Singapore Sling (1990)
Ciemna, burzowa noc. Pośród bujnej roślinności przydomowego ogrodu dwie kobiety w koronkowych sukniach i płaszczach przeciwdeszczowych kopią grób w którym spocznie ich szofer. Mężczyzna co prawda nadal żyje, ale wystarczy kilka uderzeń łopatą, by załatwić sprawę. Po skończonej robocie panie mogą zapalić papierosa, nieświadome, że ich posiadłość znajduje się pod obserwacją pewnego detektywa…
Jeżeli zastanawialiście się kiedyś co powstanie z połączenia filmu noir, czarnej komedii i perwersyjnego sexploitation z domieszką horroru to właśnie znaleźliście odpowiedź. Z takiej mieszanki wybuchowej powstanie Singapore Sling (znany też jako: Singapore Sling: The Man Who Loved a Corpse), okrzyknięty przez krytyków jednym z najbardziej niepokojących filmów wszech czasów. Jego reżyser, Nikos Nikolaidis, był już wówczas uznanym twórcą undergroundowego, greckiego kina, lecz to właśnie nakręcony w 1990 r. obraz przyniósł mu międzynarodowy rozgłos i stał się obiektem licznych kontrowersji. Z jednej strony dało się słyszeć głosy oburzenia tych, którzy uznali go za mizoginistyczny festiwal obrzydliwości. Wtórowali im oczywiście brytyjscy cenzorzy, którzy nie dopuścili do wydania filmu w swoim rodzimym kraju. Pomimo tego Singapore Sling doczekał się sporego grona fanów wśród których zyskał status obrazu kultowego.
Singapore Sling rozpoczyna się niczym rasowy neo-noir. Nakręcony w czerni i bieli, zawiera wiele elementów charakterystycznych dla gatunku – detektywa w trenczu, którego głos z offu przybliża nam swoją motywację, dwie femmes fatales, kostiumy w stylu Złotej Ery Hollywood i zagadkę zniknięcia pewnej tajemniczej piękności. Główną inspiracją dla filmu stała się Laura (1944) Otto Premingera. Zdziwi się jednak ten kto oczekuje klasycznej, czarnej opowieści rodem z lat 40. Połączenie noirowej estetyki, ścieżki dźwiękowej, cytatów oraz motywów zapożyczonych z dzieła Premingera z masą czarnego humoru oraz scenami rodem z sexploitation rezultuje przewrotnym pastiszem. Gdy detektyw poszukujący swojej zaginionej ukochanej trafia do willi dwóch podejrzanych kobiet rozpoczyna się gra plasująca się gdzieś pomiędzy fantazją miłośnika BDSM, której nie powstydziłby się sam de Sade, a sennym koszmarem. Ranny mężczyzna, ochrzczony mianem Singapore Sling, zostaje poddany torturom i zamieniony w seks-niewolnika. Wszystko to w celu wyciągnięcia zeń zeznań – kim jest i co wie na temat zniknięcia Laury. Bezimienne kobiety, podające się za matkę i córkę, skrywają bowiem pewną tajemnicę. Trzy lata wcześniej zamordowały ukochaną detektywa, a jej wnętrznościami i biżuterią przyozdobiły kuchnię.
Nasze antagonistki to ekscentryczne psychopatki, które spędzają dnie na zabijaniu służby i kazirodczych zabawach. Schedę przejęły po zmarłym patriarsze, który pozbawił córkę dziewictwa oraz zamordował i zakopał w ogródku nie jednego nieszczęśliwca. W końcu zwłoki są najlepszym nawozem – jak miał w zwyczaju mawiać. Warto nadmienić, że we wspomnieniach córki oglądamy go w postaci mumii z którą ta uprawia dziki seks na strychu. Podobne relacje łączą ją zresztą z matką. Ulubioną zabawą kobiet jest rytualne odtwarzanie poprzedzonych gwałtem morderstw (szczególnie tego dokonanego na Laurze), a atrybut matki stanowi doczepiany dildo.
Nikolaidis prezentuje widzom imponująco szeroki katalog perwersji. Składa się on z kazirodztwa, bondage, pissingu, sadomasochistycznego seksu, tortur czy masturbacji (na przykład z użyciem owocu kiwi, co przywodzi na myśl kino Waleriana Borowczyka). Mało? Na dokładkę dostajemy scenę w której potraktowany elektrowstrząsami detektyw zostaje przemieniony w…ludzki wibrator. Obsesyjność zachowań związanych z ludzką fizjologią jest widoczna również w scenach konsumpcji. Wyjątkowo nieapetyczne sceny uczt, ukazujące w krzywym zwierciadle burżuazyjny konsumpcjonizm i pogwałcenie zasad dobrego smaku, mogłyby spokojnie konkurować z takimi tytułami jak Wielkie Żarcie (1973) czy Kucharz, złodziej, jego żona i jej kochanek (1989). Kobiety obżerają się owocami morza i zwierzęcymi mózgami, robią to łapczywie, palcami, kawały mięsa wypadają im z ust. Ostatecznie, na domknięcie rytuału, wymiotują.
Paradoksalnie jednak zaszufladkowanie Singapore Sling jedynie ze względu na jego „shock value” byłoby krzywdzące. Ma on do zaoferowania znacznie więcej – to inteligentny i autentycznie zabawny meta film używający niezwykle stylowego języka audiowizualnego. Barokowy przepych wnętrz, piękne ujęcia, gra cieni, kostiumy – wszystkie te elementy tworzą hipnotyzującą atmosferę, która nie pozwala oderwać oczu od ekranu. Podczas najbardziej wyuzdanych scen przygrywa nam muzyka klasyczna, a kamera z voyeurystyczną przyjemnością prześlizguje się po zgrabnych ciałach unieruchomionych skórzanymi pasami. Nikolaidis stosuje w swoim dziele ciekawe zabiegi burząc czwartą ścianę i oddając głos duetowi femmes fatales, a także nieustannie mieszając ze sobą przeszłość, teraźniejszość i fantazję. Wysoki poziom prezentuje również gra aktorska. W pamięć zapadają szczególnie role kobiece – Meredyth Herold jako niedojrzała emocjonalnie córka w jednej chwili potrafi zachwycić swoim lolicim urokiem osobistym, a w kolejnej przerazić psychopatycznym okrucieństwem. Michele Valley w roli zmanierowanej, despotycznej matki wygląda zaś jak żywa parodia Normy Desmond z Bulwaru Zachodzącego Słońca (1950). Singapore Sling to z pewnością film jedyny w swoim rodzaju. Trochę jakby Thundercrack! (1975) spotkało Laurę oraz Mumsy, Nanny, Sonny & Girly (1970), przy jednoczesnym zachowaniu własnego, unikalnego charakteru. Obraz, który zaspokoi zarówno potrzebę obcowania ze stylowym art housem jak i voyeurystycznego podglądania odbiegających od wszelkich norm dziwności. Jeżeli znudziły Was banalne i zachowawcze historie to zdecydowanie warto dać mu szansę.
Wilczyca z Savage Sinema, turpistka. Lubi kino nieprzyzwoicie krwawe, nihilistyczne i perwersyjne. Szczególną miłością darzy euro horror, giallo, pinku eiga i porno z lat 70. Wierna fanka Jörga Buttgereita.