Blue Monday: Alexandra (1983)
Alex to wysoce tajemnicza dama. Nie wiemy, jak wygląda, znamy ją tylko z opowieści. I okazjonalnie słyszymy jej głos z offu, gdy knuje intrygi wymierzone w swe „następczynie”: obecne partnerki swoich byłych kochanków.
Film Tima McDonalda to luźna wariacja na temat Listu do trzech żon (1949) Josepha L. Mankiewicza. Poruszamy się w obrębie nowojorskiej socjety, ludzi obrzydliwie bogatych i niemożebnie zapracowanych. Każda z trzech bohaterek zdołała złapać na swój urok osobisty i urodę „grubą rybę”, co umożliwia im pławienie się w luksusach. Każda ma też wstydliwie skrywany sekret, którego ujawnienie mogłoby zakończyć ich małżeństwa. A tytułowa Alexandra wie doskonale, czego żonki obawiają się najbardziej: romans na boku, udział w filmie porno przed laty — tego typu informacje w trymiga zburzyłyby obecną idyllę, gdyby wypłynęły na światło dzienne.
W celu podgrzania temperatury w trakcie seansu McDonald większość akcji umiejscawia w okresie świątecznym — nic wszak nie pobudza tak zmysłów, jak odrobina świntuszenia pod choinką. W efekcie otrzymujemy porno z harlequinowym sznytem, eleganckie jak sami bohaterowie i ich otoczenie. Na ścianach plakaty z Przeminęło z wiatrem (1939) i Casablanki (1942). Są niecne machinacje i harce pod kołderką, podczas gdy na zewnątrz prószy śnieg. Przytulna atmosfera miesza się z widokami manhattańskich drapaczy chmur, więcej tu mydlanej opery niż prawdziwie angażującej historii, bo i sama fabuła jest na tyle pretekstowa, że z trudem trzyma całość w ryzach.
O tym, że seans dostarcza względnej frajdy i satysfakcji, decydują tak naprawdę dwa czynniki. Pierwszym z nich jest obsada, pośród której znajdziemy Joannę Storm (Summer Camp Girls [1983]), Rachel Ashley (Fleshdance [1985]), Lauren Wilde (Golden Girls [1983]), Veronicę Hart (Pandora’s Mirror [1981]), Sharon Kane (Hot Lunch [1978]), Erica Edwardsa (Water Power [1978], Climax! [1985]), Michael Gaunt (The Intrusion [1975]) i Roberta Kermana (Cannibal Holocaust [1980]). W zasadzie każde z aktorów odwala tu dobrą robotę, przy czym nie mam na myśli jakichś szekspirowskich wyżyn, a po prostu rzetelne rzemiosło, które złośliwi rzadko przypisują gwiazdom pornobiznesu.
Drugą kwestią wynoszącą Alexandrę ponad przeciętność są same sceny seksu, sfotografowane w stylowej manierze przez Larry’ego Revene’a (Fascination [1980], Wanda Whips Wall Street [1982]). Pomimo że nie są one jakoś szczególnie urozmaicone („najostrzej” wypada ta z udziałem Gaunta, w której prezentuje on swojego firmowego facehuggera), to w zasadzie każda cieszy oko i jest w stanie dostarczyć lekki dreszcz miłośnikowi vintage’owej erotyki. Niezaprzeczalnie rzecz dla koneserów zatem, bo widzowie sięgający po porno z lat 70. i 80. od święta z pewnością machną ze znużeniem ręką i ruszą w poszukiwaniu mocniejszych podniet.
Pornograf i esteta. Ma gdzieś konwenanse. Do jego ulubionych twórców należą David Lynch, Stanley Kubrick, Gaspar Noé oraz Veit Harlan. Przyszedł ze śmiertelnego zimna, dlatego zawsze mu gorąco.