Sukces Zombie Flesh Eaters, we Włoszech będącego większym hitem niż Świt Żywych Trupów, do którego film Fulciego nawiązywał, spowodował istny boom na filmy o żywych trupach. Obrazy o tej tematyce zaczęły powstawać niczym grzyby po deszczu; lepsze i gorsze, niejednokrotnie plagiatujące nawet dzieło Fulciego, któremu do oryginalności było daleko; wspaniałe czasy szczytowego okresu włoskiej grozy. Wśród wielu innych najbardziej wyróżniającym się obrazem był „Zombie Holocaust” 66-letniego Marino Girolamiego (ojca Enzo G. Castellariego), nakręcony pod pseudonimem Frank Martin, który w swym życiu wyreżyserował jeden film bezpośrednio związany z tematyką grozy – „My Friend Jekyll” z 1960 roku. Co skłoniło starszego Pana do wyreżyserowania kina gore, nie powinno nas interesować; ważnym jest, ze powstał kultowy dziś horror, prawdziwe cuchnące włoskie serzysko, obraz bez ładu i składu stworzony celem wyciągnięcia dodatkowego grosza z historii Fulciego.

Pomysłodawcą był producent „Zombie Flesh Eaters„, Fabrizio de Angelis, który na planie zebrał kilku członków obsady filmu Fulciego – w roli głównej znów zagrał Ian McCulloch, w kobiecej głównej roli towarzyszyła mu Alexandra Delli Colli. Fabuła opowiadała historię policjanta Petera (McCulloch), śledzącego nasilające się ataki w nowojorskich szpitalach, w których giną części zwłok; trop wiedzie go do azjatyckiej dżungli, gdzie przybywa z urodziwą panią antropolog Lori (Delli Colli), pomocnikiem Georgem (Peter O’Neal), oraz dziennikarką Susan (Sherry Buchanan). Na miejscu dżungla okazuje się być zamieszkana przez plemiona kanibali, którzy natychmiast atakują naszych bohaterów. Co gorsza, to nie kanibale okażą się najstraszniejsi; Kito zamieszkują także prawdziwe zombie, „produkowane” przez szalonego doktora Obrero (Donald O’Brien), których boją się wszyscy, nawet tubylcy…

Zombi Holocaust 1

Film, nakręcony w większości w tych samych lokacjach, co „Zombi 2” Fulciego, okraszony muzyką Nico Fidenco, którą wcześniej nagrał do „Emmanuelle and the Last Cannibals„, jest zlepkiem motywów kanibalistycznych i obrazów o zombie, z pretekstową fabułą, mającą na celu tylko uwydatnić krwawe sceny ataków. A jest tutaj gore co niemiara: ofiary są szybko i bezlitośnie mordowane za pomocą noży, tasaków, włóczni; natychmiast po śmierci (a nawet w jej trakcie) ich narządy są wyjadane przez wygłodzonych kanibali, co jest ukazane w dosłowny, obrzydliwy sposób. Zbliżenia Wietnamczyków jedzących surowe mięso, wydzierających prosto z rozpłatanych brzuchów ludzkich ich narządy to jedne z najostrzejszych ówcześnie scen. Najmocniejsza z nich to rozpłatanie czaszki zombie przy użyciu silnika z motorówki. Zasługa to Maurizio Traniego, jednego z pomocników Giannetto de Rossiego przy „Zombi 2„, sam film zaś wydaje się najbliższym duchowi i twórczości Fulciego spośród jego wielu „kontynuacji” pod kolejno numerowanymi tytułami („Zombi 3„, „Zombi 4„, etc.).

Do tej krótkiej recenzji dołączam wywiad z główną gwiazdą filmu, Ianem McCullochem, przeprowadzony przez Jaya Slatera, przybliżający kulisy ówczesnych włoskich produkcji:

Co sądzisz o „Zombie Holocaust„?

Myślę, że jest to obraz głupszy nawet od „Zombie Flesh Eaters„. Nie widziałem żadnego scenariusza do tych filmów, gdyż nie przetłumaczono żadnego na angielski! Jednak, warunki były wspaniałe, a gdy słyszysz słowa w rodzaju: „Czy chciałbyś przyjechać do Włoch, oraz Nowego Jorku, nakręcić ten film, w roli głównej? Będziesz mieszkał w najlepszych hotelach, wraz z żoną i dziećmi.”, to raczej nie wypada takiej okazji odpuścić. Telefon zadzwonił i przedstawiono mi ofertę, gdzie i jak mam się znaleźć, by podpisać umowę. Nigdy wcześniej i później nie przydarzyła mi się taka sytuacja.

Co więc pomyślałeś sobie o filmie oglądając go już na dużym ekranie?

Nie oglądałem go nigdy.

Naprawdę?

Tak, mam go gdzieś na taśmie w piwnicy.

Marino Girolami, reżyser „Zombie Holocaust” był wtedy weteranem włoskich komedii. Jak wyglądała współpraca z nim? Czy odnajdywał się w horrorze?

Ten koleś to był naprawdę miły człowiek. Starszy miły pan, jak dobrze kojarzę, już nieżyjący?

Tak, zmarł w 1995.

Był dużo starszy od Fulciego, wydawało się, że miał duże doświadczenie w kręceniu filmów. Prostolinijny, choć czasami tyranizujący ekipę, szczególnie, gdy nie robili wszystkiego jak trzeba. Bardzo miło się z nim rozmawiało, cieszyło mnie to, że miałem możliwość poznania jego osoby. Pewnego razu przejeżdżaliśmy przez Rzym i Marino pokazał mi jeden ze stojących tam posągów: „Widzisz go? To ja.” Gdy Mussolini budował Stadion Olimpijski w Rzymie, mieli różne posągi atletów, których chcieli użyć, zaś Girolami był kiedyś mistrzem Europy bokserów i jego pomnik stał w Rzymie. Był przyjacielski, otwarty i chętny do rozmowy, mimo iż jego angielski pozostawiał wiele do życzenia, co jednak nie sprawiało mu problemów. Tak więc, mimo wszystko, Zombie Holocaust pozostał dla mnie dosyć miłym doświadczeniem.

Jak pracowało Ci się z Alexandrą Delli Colli? Rok później pojawiła się w Nowojorskim rozpruwaczu Fulciego, w połowie lat 80-tych wracając do włoskiego soft-porno.

Bardzo ją polubiłem. Wyglądała wspaniale, zaś jej jedynym problemem było to, iż próbowała mówić w języku angielskim. Na dodatek miała te wspaniałe, zmysłowe usta, którymi nie umiała prawidłowo wypowiedzieć swoich kwestii; wyglądało to dziwnie, jakby była Brigitte Bardot, lecz dziesięć razy gorszą. Byłeś niezwykle świadom tych ust, czując, że musiało być dla niej ogromną torturą wypowiadanie tych wszystkich kwestii. W pewnym momencie okazało się, iż nie będzie musiała mówić w filmie po angielsku, gdyż i tak wszystko zostanie zdubbingowane. Nie dziwię się, iż nie zrobiła kariery aktorskiej, była przecież modelką, czyż nie? Wiele było aktorek-modelek, które zyskiwały doświadczenie z filmu na film, lecz jej się to nie udało, zresztą podobnie jak Sherry Buchanan, jednej z tych włoskich aktorek filmów wojennych dziejących się w Wietnamie w stylu Czasu Apokalipsy, czy Łowcy Jeleni.

Donald O’Brien, grający szalonego doktora w Zombie Holocaust, został we Włoszech na wiele lat, grając w horrorach i filmach wojennych. Szybko został obsadzany w rolach szaleńców, nazistów, i tego typu charakterach.

Bardzo miły gość z Irlandii, który mieszkał w Paryżu. Po zakończeniu zdjęć do filmu, miał straszliwy wypadek, w którym roztrzaskał sobie głowę, przez co utknął na długi czas w paryskim szpitalu. Był w ciężkim stanie, trudno było powiedzieć, czy będzie chodził, ba, w ogóle żył. Cieszę się że mu się udało.

09-1

Dlaczego zagrałeś tylko w trzech włoskich filmach eksploatacji?

Dosyć szybko się skończyły, choć sam nie miałem już ochoty w nich grać, co zresztą powiedziałem mojemu agentowi po zakończeniu zdjęć do Contamination, czując podskórnie, że będzie to mój ostatni włoski film. Kilka dni później dostałem ofertę gry w nowym filmie Dario Argento, dużego nazwiska w przemyśle filmowym. Do tego jednak nie doszło, i choć byłem tą ofertą zainteresowany, nie zaczęły się żadne rozmowy… nic (prawdopodobnie chodzi o obraz Tenebrae). Potem dostałem propozycję gry u boku Tisy Farrow w jednym z tych wojennych filmów, którą odrzuciłem, na moje miejsce wszedł wtedy David Warbeck (chodziło o film Antonio Margheritiego Ostatni Łowca).

Nie podobałeś się sobie w tych obrazach?

Byłem strasznie słaby w Contamination; przeczytałem gdzieś recenzję, w której autor pisał o mnie jak o aktorskim drewnie (śmiech). Oczywiście scenariusz nie dał mi wiele pola do ukazania umiejętności aktorskich. Poza tym Amerykanie inaczej niż Europejczycy ukazują swą postać w horrorach. Jak w scenie z Zombie Flesh Eaters Fulciego, gdzie gra on redaktora gazety proszącego moją postać, by zajęła się sprawą tajemniczej łodzi. Cały czas starałem się dodawać coś od siebie, o co Fulci nie prosił, a co bardzo mu się spodobało. Poza scenami akcji, moja postać w tamtym filmie miała także swoją psychologię.

Czy byłeś zaszokowany wręcz graficznym rozlewem krwi w Twoich włoskich filmach?

To jedna z tych rzeczy, których nie możesz brać na poważnie, biorąc w niej udział. Nawet jeśli efekty gore wyglądają niesamowicie, wiem że to tylko triki, makijaż, pirotechnika i sztuczna krew. Myślę że Giannetto de Rossi, specjalista od efektów przy Zombie Holocaust, to prawdziwy mistrz; w tym obrazie kanibale jedzący ludzkie mięso byli w rzeczywistości wietnamskimi przewoźnikami wodnymi (McCulloch myli De Rossiego z Tranim – ten pierwszy nie jest opisany na liście płac, imdb.com także nie podaje go jako twórcę efektów przy tym obrazie – przyp. Dr Butcher). Co najciekawsze byli wegetarianami, odżywiającymi się tylko marchewkami i liśćmi kapusty, zaś na planie zmuszeni zostali do jedzenia wątróbki, co sprawiło, że zachorowali. Nie można brać tych scen poważnie, tym bardziej gdy ma się tą wiedzę – ci ludzie zjedli mięso tylko i wyłącznie dla pieniędzy, nienawidząc każdą chwilę na planie.

Brytyjscy cenzorzy nie widzieli tego w ten sposób, wycofując wszystkie trzy obrazy z obiegu.

Nie mówiłem tego nigdy wcześniej : po Contamination nie miałem ani jednego wywiadu. Pomijając fakt, że grałem główne postaci, a filmy zarobiły nieco pieniędzy, nie zrobiłem później niczego równie wielkiego. Nie wiem dlaczego: nikogo nie denerwowałem, nie pobiłem, nie spałem z niewłaściwymi kobietami. Nie robiłem niczego, by zezłościć reżysera, czy producenta, nie podrywałem ich żon czy córek. Jedyny raz zostałem poproszony o powrót na plan filmowy, gdy Zombie Holocaust po montażu brakowało 10 minut do pełnego metrażu. Był to sceny pogoni królików…

Zombie, kanibale i króliki?!

Nie tylko Ty się z nich śmiałeś. Króliki nie żyją w dżungli – to było szaleństwo. Te sceny wyszły bardzo słabo, i z tego, co pamiętam nie zostały dodane do obrazu. Alexandra i ja goniący króliki celem zaspokojenia głodu; mimo iż na całym świecie, powtarzam, w jakiejkolwiek dżungli, króliki nie żyją! Ależ bzdura! Dopisali te dwie czy trzy sceny, by wydłużyć film, kręciliśmy je na północy Rzymu, niedaleko angielskiego gimnazjum pełnego pól do krykieta. Całkowicie dziwaczne doświadczenie – zresztą jak cały ten film.

tłum. Dr Butcher

Źródła zdjęć: grimmovies.com, rockshockpop.com, criticaloutcast.com 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *