Walt Davis’ Triple Feature: Widow Blue! (1970) / Evil Come Evil Go (1972) / Oh! You Beautiful 'Doll’ (1973)

Walt Davis nie zapisał się złotymi zgłoskami w annałach kina (s)eksploatacji, po latach mało kto pamięta o jego dość skromnym, jak na warunki pornograficznego podziemia lat 70., liczącym 14 tytułów dorobku reżyserskim. Mało też wiadomo o nim samym, po trwającej dekadę przygodzie z X muzą słuch o nim zaginął. W branży wyrobił sobie jednak w swoim czasie reputację twórcy o specyficznym poczuciu humoru (którego próbki poznacie w trakcie lektury poniższego tekstu) i ekstrawaganckich pomysłach, które przelewał na taśmę celuloidową z użyciem nad wyraz skromnych środków i przy wsparciu stałej grupy współpracowników, w skład której wchodzili między innymi kubański producent Manny Conde oraz znany z wykreowania serii o Johnny’m Waddzie reżyser i producent Bob Chinn. Przed Wami trzy tanie jak woda po goleniu żigolaka z 42nd Street obrazy, dwa na skraju porno i horroru, trzeci zaś w jednoznacznie komediowych barwach. Bon Appétit!


Widow Blue! (1970)

Małżeństwo budzi się rankiem w łóżku. Elise (Sandy Dempsey) jest spragniona czułości, ale Nick (Alex Elliot) tylko zrzędzi i domaga się śniadania. Kobieta w końcu wstaje z łóżka i dostarcza najważniejszy posiłek dnia: dwa spalone tosty i mocno ściętą jajecznicę. Facet wychodzi zdegustowany z domu, a jego miejsce zajmuje kochanek (Rick Cassidy), z którym Elise będzie się zabawiać przez resztę poranka. Nick zresztą też święty nie jest, bo swe kroki kieruje do własnej sekretnej oblubienicy Evy (Susan Westcott), która żyje w nieudanym związku z mężem gejem Jerry’m (w tej małej roli sam reżyser Walt Davis). Nick i Eva od dawna w tajemnicy planowali zamordowanie Jerry’ego, a właściwa okazja nadarza się, gdy przyłapują go na gorącym uczynku w objęciach brata Evy, Marshalla (Charles Lish). Jerry ginie marnie, z gardłem rozciętym na pół za pomocą tasaka. Teraz cała trójka, Nick, Eva i Marshall, musi się pozbyć zwłok. Zanim to jednak nastąpi, planują się nieco zabawić…

Prawdziwie popieprzony okaz kina XXX, w którym otrzymujemy noirową fabułę wymieszaną z tanim gore. Już pierwsze sceny mogą zbić z tropu nieprzygotowanego widza, bo reżyser każe nam przez dobrych kilkanaście minut (z przebitkami na inne wydarzenia) obserwować miłosne wygibasy dwójki mężczyzn: jest robienie loda, seks analny i finał w postaci wytrysku na podbrzusze. Początek dość mylący, bo nie mamy w tym przypadku do czynienia z tradycyjnym gejowskim porno, a cała scena stanowi jeszcze jeden dowód na to, że – zwłaszcza na wczesnym etapie egzystowania przemysłu pornograficznego – twórcy filmów „dla dorosłych” łapali się czego mogli, aby przyciągnąć do kin każdy możliwy sort widzów (podobne mieszanki dla różnych orientacji proponował również choćby Radley Metzger), na czym najlepiej wychodzili zapewne odbiorcy biseksualni. Prawdziwa jazda zaczyna się już po zakończeniu amorów, bo do akcji wkracza kochanek z tasakiem i niemalże odcina szczytującemu przed momentem nieheteronormatywnemu mężulkowi głowę. Krew o intensywnie czerwonej barwie (bardziej jednak w odcieniu H.G. Lewisa, aniżeli Dario Argento) tryska na wszystkie strony, w tym również na rozanieloną twarz świeżo owdowiałej Evy, która następnie wpada na szatański pomysł uprawiania seksu na ciepłych jeszcze zwłokach męża, któremu w trakcie stosunku z kochankiem-zabójcą… zaczyna obciągać obwisłego penisa, który to stan kwituje z rozbawieniem słowami: „za życia też mu nie stawał.” Naughty, naughty! Na tych profanacjach scenarzysta i reżyser bynajmniej nie poprzestaje, bo w ślad za nimi idzie kazirodcze ménage à trois na trumnie wypełnionej zwłokami denata, szybka impreza swingersów z trupem za ścianą (na którą wpada John Holmes w towarzystwie anonimowej Azjatki) oraz kastracja w trakcie seksu oralnego.

Walt Davis z pewnością odznaczał się chorym poczuciem humoru — nastrój opowieści jest wszak nad wyraz pogodny – i poupychał w swoim dziele masę bluźnierczych pomysłów. Do tego stopnia, że producent filmu Manuel Conde (w przyszłości będzie jeszcze wielokrotnie współpracował z Davisem, również na stanowisku operatora kamery) nie wiedział, z której strony produkt ugryźć od strony dystrybucji i promocji. Biedak po ukończeniu zdjęć zapewne zdawał sobie sprawę z tego, że włożone w produkcję dolary (wielka suma to na pewno nie była) i tak się nigdy nie zwrócą. Widow Blue! aka Sex Psycho (pierwotny tytuł filmu) leżało więc sobie na półkach, czekając na bardziej sprzyjające czasy. Warto przy tym przestrzec, że pozycja jest to tyleż osobliwa, co obskurna i zwyczajnie niechlujna. W jednej ze scen obserwujemy na przykład pogawędkę dziewczyny z jej lubym w łóżku: w pewnym momencie aktorka (urocza, zmarła przedwcześnie pięć lat później Dempsey, którą z niewiadomych przyczyn w pierwszej połowie filmu twórcy zdecydowali się oszpecić koszmarną peruką) myli kwestię, z offu dobiega głos reżysera, który podsuwa właściwą linię dialogową, a aktorzy jak gdyby nigdy nic wracają do swych ról, bez niepotrzebnego powtarzania całej sceny i cięć, które mogłyby uszczuplić przeznaczoną na produkcję rację taśmy celuloidowej. Pośpiech i braki budżetowe wyraźnie odbijają się też na formie męskich odtwórców, którzy często mają problem z utrzymaniem wzwodu, przez co większość scen hardcore wcale nie jest taka hard i prezentuje się zgoła mało przekonująco, mało erotycznie i mało dynamicznie (wyjątkiem scena z Holmesem, który podobnych problemów ze sprzętem nie miał przed kamerą nigdy, przynajmniej do czasu, gdy zaczął walić regularnie kokę). Pośród natłoku popierdolonych pomysłów, którymi Widow obrasta, te niedyspozycje i techniczne niedoróbki schodzą jednak na dalszy plan, ustępując miejsca istnej orgii nekrofilsko-rzeźniczych rzygów, którym z pewnością przyklasnąłby Jörg Buttgereit — warto sprawdzić choćby po to, by przekonać się jak w pierwszych latach porno-epidemii poczynali sobie niektórzy co bardziej śmiali twórcy.


Evil Come Evil Go (1972)

W nakręconym dwa lata później Evil Come Evil Go poznajemy siostrę Sarah Jane (Cleo O’Hara), podróżującą kaznodziejkę, która pała nienawiścią do mężczyzn i potępia każdy rodzaj seksu, o ile nie jest on związany z potrzebą przedłużenia gatunku. Na samych kazaniach wygłaszanych na ulicach zresztą się nie kończy, bo siostra Sarah ma w zwyczaju uwodzić przygodnie poznanych osobników, zaciągać ich do łóżka i następnie mordować. Po przybyciu do Los Angeles kobieta poznaje wyklętą przez jej własną rodzinę lesbijkę Penny (Sandra Henderson), do której mieszkania się wprowadza i z której postanawia uczynić swą „apostołkę”…

O ile Widow Blue! było filmem stricte pornograficznym, o tyle w Evil Davis powraca na łono softcore’owej eksploatacji, której hołdował przez większość swej kariery. Na ekranie roi się wprawdzie od full frontali i nagich biustów, ale elementy hardcore porn są praktycznie nieobecne. Piszę „praktycznie”, bo znalazło się tutaj miejsce na jedną dłuższą scenę — najprawdopodobniej niesymulowanego, choć kamera unika bezpośredniego pokazywania penetracji — seksu, w trakcie której podziwiamy aktorów w całej okazałości, a kamery nie peszą bynajmniej detale ciał (ba! w pewnym momencie otrzymujemy bezwstydny najazd na łaknącą promieni słonecznych waginę). Szczodrze reprezentowanej goliźnie znów towarzyszą krwawe sceny zabójstw utrzymane w duchu repertuaru H.G. Lewisa — siostrzyczka Sarah szlachtuje swe męskie ofiary (czasem również żeńskie, bo i paskudne kolaborantki patriarchatu jej się nawiną, a i lesbijstwo objęte jest feministycznym prawem szariatu — w jedną z ofiar wciela się tu Jane Tsentas z The Adult Version of Jekyll & Hide [1972] i opisywanego swego czasu na łamach SS niskobudżetowego satanicznego porno Sacrilege [1971]) z prawdziwą pasją. Osóbka to o zdecydowanie południowym temperamencie, zaściankowa hipokrytka niezwykle łasa na kasę i zdolna do zgrywania niewiniątka na zawołanie. Wcielająca się w nią O’Hara jest całkiem przekonująca w swej roli, można wręcz pokusić się o twierdzenie, że to ona przez większość czasu niesie cały film, który od strony samej historii nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Ot, podążamy od jednej ofiary do kolejnej, a po drodze poznajemy naiwną Penny, która z entuzjazmem bezrozumnej kozy wskakuje w sekciarską pułapkę głównej bohaterki.

Można więc mówić o kinie proto-feministycznym, przy czym należy położyć nacisk, że chodzi o feminizm w dzisiejszym wydaniu, kultywowany przez małomiasteczkowe mimozy, które chłopskie tradycje duszpasterskie zamieniły jak siekierkę na kijek na celibat ideologiczno-lewicowy. Sarah Jane jest zdeklarowaną przeciwniczką rewolucji seksualnej, na sam widok obściskującej się pary gula jej skacze i przysłowiowy chuj ją strzela (tudzież: pizda strzela, by być w zgodzie z panującą obecnie modą na feminatywy). Kobieta czystą być powinna i jedynie w towarzystwie swych sióstr znaleźć może wsparcie. Niestety, cała ta odyseja nie ma żadnej przekonującej puenty, historia po prostu w pewnym momencie się urywa, co najprawdopodobniej podyktowane było skończeniem się ekipie filmowej zapasu taśmy. Pokręcone, prześmiewcze, paluchami bigotów wytykające dziwadło, które mniej więcej w tym samym okresie mógłby zrealizować z bardzo podobnym rezultatem nie kto inny, jak Ed Wood.


Oh! You Beautiful 'Doll’ (1973)

Trzecia z pozycji w dorobku Davisa, która zamyka niniejsze zestawienia, Oh! You Beautiful 'Doll’, z horrorem nie ma już nic wspólnego. To softcore’owa wariacja na temat Bulwaru Zachodzącego Słońca (1950). Bohaterką jest przebrzmiała hollywoodzka gwiazda (ponownie Cleo O’Hara), która całe dnie spędza na masturbacji z użyciem bananów i smętnym podrażnianiu rozgotowanej łechtaczki. Dawna diva wpada na pomysł zorganizowania przesłuchań dla potencjalnych „studentów aktorstwa” – w praktyce ma to być sposób na złapanie w sidła młodych, jurnych i naiwnych chłopaków, którzy zaspokajaliby jej nienasyconą chuć.

W przypadku Oh! You Beautiful 'Doll’ ciężko mówić o jakiejkolwiek spójnej fabule, to raczej zbiór scen i skeczy o zabarwieniu humorystyczno-erotycznym. Rzecz jest przy tym jednoznacznie rubaszna, przepełniona dowcipem niskich lotów, choć oddać trzeba, że twórcom zdarzają się też grepsy tyleż wulgarne, co potencjalnie istotnie zabawne i trafione. Najlepszy przykład to pierwsze „przesłuchanie”, w trakcie którego przechodzona „Laleczka” w peruce i z rozsmarowaną na całej twarzy szminką podejmuje na swej kanapie jednego z potencjalnych adeptów sztuki aktorskiej, próbując namówić go do wyświadczenia jej przysługi oralnej:

— Jestem młoda i piękna. Liż mi cipę.
— Ale… Co? Mam lizać…
— Tak, liż mi cipę. Improwizuj!

Skoro zaś o improwizacji mowa, to większość scen wydaje się jej efektem, co nierzadko owocuje poziomem zwyczajnej sztubackiej zgrywy, jak choćby wstawka z dwiema „piosenkarkami”, do których dołącza złodziej/gwałciciel i wspólnie organizują popis żałosnego fałszowania połączonego z pieprzeniem. Króluje chaos i atmosfera nieskrępowanej zgrywy, ale — pomimo krótkiego, bo zamykającego się w godzinie, metrażu — te nieskoordynowane wygłupy z czasem zaczynają być nieco nużące. Podobnie jak w przypadku Evil Come…, najlepiej spośród obsady radzi sobie tutaj O’Hara, niespełniona aktorka o sporym potencjale, który nigdy nie został w pełni wykorzystany. U Davisa dostała swoje pięć minut lokalnej, grindhouse’owej sławy, doskonale wpisując się w kampową konwencję jego filmów.

Samo Oh! You Beautiful 'Doll’ zaś to kuriozum, które docenią jedynie najbardziej zahartowani badacze niskobudżetowej seksploatacji, którym niestraszne ciągłe widoki obwisłych cycków, sflaczałych penisów i piwnych brzuszków. Akcja rozgrywa się w jednym pomieszczeniu, zwerbowani na ulicy odtwórcy niejednokrotnie sprawiają wrażenie cokolwiek zbitych z tropu, brakuje jedynie odgłosu terkoczącej w tle kamery, by dopełnić obrazu tego pokracznego pomiotu od bandy wyrzutków wegetujących na Sunset Strip. Przy czym każdy może powyższe epitety odczytać na swój sposób. Ludzie dobrej woli z pewnością dostrzegą tu spermą i miodem płynącą krainę złego smaku, gdzie John Waters i przytaczany już Ed Wood z entuzjazmem przybiliby sobie piątkę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *