Blue Monday: Dracula Sucks (1978)

O pornograficznej wariacji na temat postaci Drakuli pisałem już przy okazji Dracula Exotica (1980) od Shauna Costello. Młodsze o dwa lata Dracula Sucks łączy z tamtym filmem osoba Jamiego Gillisa wcielającego się w tytułowego bohatera, ale różni znacząco ujęcie tematu — obraz Philipa Marshaka to pod wieloma względami znacznie ciekawszy przypadek, bo wyraźnie skrojony pod gusta widza niekoniecznie przywykłego do wizyt w kinach XXX, a tym samym stanowiący kolejny przykład przymilania się przemysłu pornograficznego mainstreamowi.

Akcja Dracula Sucks osadzona została w latach 30., co stanowi pokłosie mody na retro stylizacje rozpowszechnionej w hollywoodzkim kinie lat 70. Miejscem wydarzeń jest szpital psychiatryczny, do którego trafia szalony Renfield (Richard Bulik). Do posiadłości w sąsiedztwie zakładu wprowadza się w tym samym czasie arystokrata z Europy Wschodniej, którego nienaganne maniery fascynują kobiety, w szczególności niewinną Minę (Annette Haven). Jego pojawienie się będzie zaczątkiem szokujących wydarzeń — kolejne osoby przeistaczają się w spragnione ludzkiej krwi, bezduszne wampiry.

Od strony fabularnej rzecz inspiruje się zarówno książką Brama Stokera, jak i jej najsłynniejszą adaptacją z Belą Lugosim w roli głównej (1931), jednak przez większość czasu mamy do czynienia jedynie z luźną, niezobowiązującą wariacją. Scenariusz zachowuje główne postaci z powieści, przy czym decyzje castingowe twórców bez wątpienia przywołają uśmiech na twarzy każdego widza obeznanego z konstelacją gwiazd Złotej Ery Porno: posługującemu się siermiężnym akcentem Gillisowi partneruje wiotka mormonka Annette Haven (A Coming of Angels [1977], SexWorld [1978]), w doktora Sewarda wciela się John Leslie (Baby Rosemary [1976]Dixie Ray. Hollywood Star [1982]), frywolną Lucy gra Serena (Fantasm [1976], Insatiable [1980]), Paul Thomas jest Jonathanem Harkerem (Babyface [1978]Pretty Peaches [1978]), a profesora Van Helsinga odgrywa weteran Reggie Nalder, na co dzień niekoniecznie kojarzony ze światkiem porno (choć u Marshaka pojawi się jeszcze w nazisploiterskim Blue Ice [1985]; szerszej publiczności zapadł w pamięć zapewne głównie za sprawą roli – ot, zbieg okoliczności – wampira Kurta Barlowa w Miasteczku Salem [1979]). Drugi plan jest równie frapujący, bo paradują po nim Kay Parker (Taboo [1980]), Seka (Prisoner of Paradise [1980]) oraz sławny również poza podziemiem XXX ze względu na swe legendarne przyrodzenie John Holmes. Słowem: obsada marzeń.

Zestaw gwiazd, jaki Marshak zebrał na planie swojego Drakuli, obrazuje też dobrze ambicje twórców, którym przyświecała idea dotarcia do szerszej publiki z produktem nie tyle wulgarnym, co prędzej — słowo pasujące tu jak ulał – pikantnym. Pomimo bowiem, że większość wydarzeń kręci się tutaj wokół seksu — bo nie tylko Drakula jest skończonym rozpustnikiem, praktycznie każda postać, poza Van Helsingiem, jest równo napalona — to same wstawki pornograficzne zajmują niewiele miejsca, funkcjonując przez większość czasu na zasadzie dodatku do fabuły, a znaczące odstępstwo od tej reguły stanowi dopiero finalna scena miłosnych uniesień Miny i hrabiego, zakończona zresztą w nader smutny sposób, bo śmiercią pary kochanków.

Nie oznacza to jednak wcale, że mamy do czynienia z niedzielnym piknikiem, na który wybrać mogłaby się cała rodzina. Paradoksalnie, znacznie więcej tutaj elementów właściwych klasycznemu kinu grozy, aniżeli przeciętnemu pornosowi, jednak to co zawarł w swym filmie Marshak i tak z marszu zgorszy przeciętną pensjonarkę z oazy hołdującą „duchowi nowego purytanizmu”. Już pierwsza scena fellatio, rozegrana przy akompaniamencie odśpiewanej przez czarnego służącego tradycyjnej pieśni Swing Low, Sweet Chariot, może okazać się problematyczna dla niejednego odbiorcy ze względu na zestawienie tematyki religijnej, segregacji rasowej i radosnej celebracji miłości fizycznej w ujęciu francuskim. To jednak jeszcze nic, bo w dalszej części seansu czeka nas kolejne fellatio, tym razem krwawe, bo z użyciem zębów, a jego ofiarą pada czternastocalowy (pomiar umowny) penis Holmesa. Jest również scena, w której Drakula zmusza Harkera, by obciągnął mu pod peleryną (rozegrana poza ekranem), pacjent przebrany za Hitlera, akcent nekrofilski (Mike Ranger z Taboo nie mógł się rozstać ze swą ukochaną), jeden gwałt (szybko zakończony i niestety nieukarany zemstą, więc nowonarodzone ekspertki od kina rape & revenge nie znajdą tu nic dla siebie), obsikiwanie przez hrabiego zahipnotyzowanej, siedzącej na sedesie Lucy (z nałożonym jednak intensywnie czerwonym filtrem, przez co cała scena więcej pozostawia wyobraźni odbiorcy, aniżeli pokazuje) oraz kilka pomniejszych obściskiwań w negliżu, którym okazjonalnie towarzyszą dobiegające z offu… audycje z radia dotyczące praw kobiet i seksualnej rewolucji.

Misz-masz wychodzi z tego nieziemski, nad wyraz suty i zgoła ekscentryczny, bo na przemian wkraczający w rejony niezbyt wyrafinowanego humoru, gotyckiego horroru i arthouse’u, podlanych przy tym porno sosem. Co tłumaczy zresztą dlaczego Dracula Sucks nigdy nie stało się hitem na miarę oczekiwań jego twórców — to produkt zbyt schizofreniczny jak na możliwości percepcyjne mainstreamowego widza, mieszający pozornie niepasujące do siebie konwencje i zapewne — koniec końców — zbyt ordynarny, by zyskać aplauz przeciętnego „kinomana”, a zarazem zbyt lekki pod względem zawartości dla bywalców kin dla dorosłych. Ci ostatni pociechę znaleźć mogą jednak w Lust at First Bite, bo tak właśnie zatytułowana została wersja hardcore obrazu Marshaka, w której proporcje między filmową grozą a seksem zostały odwrócone.

Lust at First Bite otrzymujemy kompilację wszystkich scen seksu z Dracula Sucks w wersjach pełnych, które uzupełnione zostały o alternatywne wersje niektórych scen dialogowych. Usunięto przy tym wszystkie krwawe „momenty”, zapewne po to, by nie deprymować widzów nastawionych na klasycznego skin-flicka, u których tego typu atrakcje z marszu wywołałyby opadnięcie wiadomych członków. Możemy więc cieszyć się duetami łóżkowymi w wykonaniu Paula Thomasa i Seki czy Johna Leslie’go i Kay Parker, ale ma to swoją cenę. Praca, jaką wykonali twórcy w przypadku tej wersji montażowej jest bowiem wysoce niechlujna i śmiem twierdzić, że bez uprzedniego zapoznania się z Dracula Sucks zrozumienie, o co chodzi w Lust at First Bite będzie niemożliwe. To nieporadny pod względem fabularnym zlepek sekwencji kopulacyjnych, któremu nie jest w stanie pomóc nawet okazjonalna narracja z offu. Ciekawostkę stanowi za to fakt, iż w Lust otrzymujemy odmienne zakończenie — jest nim „happy end” z Drakulą i Miną połączonymi na wieczność, w odróżnieniu od śmierci w promieniach słońca z Dracula Sucks. Po latach dzięki wydaniu na Blu-ray/4K od Vinegar Syndrome można cieszyć się oboma wariantami filmu. Warto sięgnąć po każdą z wersji, gdyż doskonale uzupełniają się one nawzajem, proponując odmienne podejście do tego samego tematu: od porno z ciągotami artystycznymi po czystej wody porno-parodię jednej z najsłynniejszych pozycji w dziejach literatury grozy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *