Citta Violenta – reż. Sergio Sollima

Wyspy Dziewicze – bezkres oceanu, błękitne niebo, luksusowa motorówka. Za sterem klatę pręży Jeff Heston (Charles Bronson), zabójca na zlecenie, na pokładzie nagie wdzięki prezentuje ukochanemu Vanessa (Jill Ireland). Po kolejnym dniu spędzonym na kontemplacji uroków życia para schodzi na ląd. Podczas przejażdżki samochodem, Jeff zauważa, iż jest śledzony; sielankowy nastrój mija, rozpoczyna się walka o życie, prowadzona pośród wąskich wyspiarskich uliczek. Bohater z niejednego pieca chleb jadł, nie poddaje się łatwo, mimo to, zapędzony w pułapkę, staje oko w oko ze swoimi prześladowcami, wśród których są koledzy z branży. Jeff ostatkiem sił wychodzi obronną ręką z tej sytuacji, jednak postrzelony traci przytomność. Pobudka w więzieniu i wyrok sprawiają, że ten małomówny killer będzie miał wiele czasu na przemyślenie dotychczasowego życia. Jako iż nie jest to jednak dramat więzienny, Sollima przenosi akcję dwa lata później, kiedy Jeff wychodzi z ciupy. Spod paki odbiera go stary kolega, który pomaga mu odnaleźć się w rzeczywistości powięziennej, zaś po ukochanej Vanessie ślad się urywa. Heston w areszcie nie stracił jednak swojego instynktu i szybko trafia na ślad kierowcy rajdowego, który miał być jego katem. Po wyrównaniu rachunków odnajduje także swoją flamę, która teraz miauczy już dla innego – i to nie byle kogo, bo potężnego szefa nowoorleańskiej mafii, Webera (Telly Savallas). Ten proponuje Hestonowi powrót do zawodu, oferując całkiem solidne warunki; nasz bohater jednak ma swój honor, na którego odzyskaniu najbardziej mu zależy. „Porywa” więc Vanessę i wchodzi w konflikt z mafiozem. Nie wie jeszcze, że to nie Weber pociąga za wszystkie sznurki…

Ten nakręcony w 1970 roku (zaraz po 3 znakomitych westernach, które wyniosły Sollimę na piedestał) film to mieszanina iście wybuchowa – małomówny, skupiony na swej pracy bohater wydaje się jeszcze postacią wyjęta prosto z westernu, fabuła kieruje swe wątki w strony thrillera z elementami dramatu, zaś słynna scena pościgu w wąskich uliczkach Saint Thomas to już zapowiedź kina poliziottesco (odpowiadał za nią Remy Julienne, wybitny francuski kaskader, który w przyszłości stworzy najlepsze pościgi samochodowe w historii nie tylko europejskiego kina). To także jeden z pierwszych filmów Bronsona, w których w końcu wychodzi z cienia drugoplanowych ról i błyszczy w pełnym pięknie swojego quasi Chevrona z dziurką pośrodku (rola nie trafiła do wąsacza od razu, Sollima pisał scenariusz z myślą o młodszym aktorze, planując zatrudnić Jona Voighta). Przy okazji to kolejne dzieło, które pomaga mu w zbudowaniu własnego emploi – wykwalifikowanego zawodowca, w którego imieniu przemawia jego broń i błąkający się po twarzy uśmiech. Postać Jeffa Hestona to właściwie kolejna interpretacja przeklętego detektywa z filmów noir, którego otaczają femme fatale i ich zniewalający urok. Sollima realizuje film z właściwym sobie wyczuciem rytmu, choć fabularne skróty i nie do końca przekonujące retrospekcje nieco rozwadniają jego odbiór, podobnie jak dokumentalne sceny wyścigu, podczas którego Heston ma w końcu szansę na wyrównanie rachunków za dwa lata w pierdlu. Za to finał trzeci Sergio rozgrywa doskonale. Słynna scena w windzie, obserwowanej przez pozbawionego złudzeń Hestona, toczy się w absolutnej ciszy, rozrywanej jedynie pojedynczymi uderzeniami pocisków ze złamanego serca bohatera. Zemsta w tym wypadku ma gorzki posmak i nie daje satysfakcji, co prowadzi nasze myśli znowu do klasycznego noira.

Pomysł filmu trafił do Sollimy prosto od producentów, historię, na której opiera się Miasto przemocy reżyser uważał jednak za banalną, a propozycję przyjął przede wszystkim ze względu na możliwość kręcenia filmu w Ameryce. W przeróbce scenariusza pomogła mu Lina Wertmüller, zaś arcydzielną ścieżkę dźwiękową stworzył niezawodny Ennio Morricone, który, jak wspominał Sollima, podczas pierwszego, wspólnego seansu z reżyserem, uciął solidnego komara, co nie przeszkodziło mu w stworzeniu niezapomnianego, pospiesznie narastającego tematu głównego, który swoim napięciem idealnie wpisywał się jako tło poczynań głównego bohatera. Na amerykańskim rynku film miał dwie premiery – jedną pod oryginalnym tytułem tłumaczonym dosłownie z włoskiego jako Violent City, oraz kolejną, pod auspicjami Universal Studio, która miała być próbą zarobienia po raz drugi, tym razem bazując na ogromnym sukcesie Ojca Chrzestnego. Do tamtejszych kin film wszedł więc ponownie w 1973 roku jako The Family, nie dość, że w wersji mocno zmienionej, to dodatkowo na plakacie imitując czcionkę znaną z dzieła Coppoli. Wielkiego sukcesu nie było. Sollima na szczęście nie złapał doła i po krótkim przystanku na planie dosyć specyficznego, ale zdecydowanie godnego polecenia giallo Devil in the Brain, w 1973 roku wypuścił prawdziwe arcydzieło święcącego wówczas największe triumfy gatunku poliziottesco, Revolver z Fabio Testim i Oliverem Reedem. Ale to już temat na inną opowieść.

Wydanie Blu-ray:

88 Films, UK, Region B (2x Blu-ray, na drugim dysku wersja The Family)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *