Wojownicy (1979)
Trzeci film Waltera Hilla, Wojownicy z 1979 roku, to rzecz jak na swoje czasy bardzo nietypowa i przecierająca szlaki dla nowych nurtów w kinie rozrywkowym. Mamy do czynienia z adaptacją wydanej w 1965 roku powieści, inspirowanej luźno pamiętnikami wojennymi autorstwa antycznego skryby wojskowego Ksenofonta, które to opowiadały o greckiej armii zaciężnej i jej spektakularnym powrocie spod Kunaksy w Babilonii do Grecji. Akcja przeniesiona jednak zostaje do współczesnego Nowego Jorku, a armię zastępuje grupka młodych gniewnych należących do tytułowego gangu Wojowników.
Przedstawicielstwo grupy zostaje wysłane na spotkanie przywódców gangusów zorganizowane przez charyzmatycznego Cyrusa, który chce zrzeszyć młodych ludzi pod jednym sztandarem i zacząć rządzić Nowym Jorkiem po swojemu. W trakcie spotkania zostaje on jednak zastrzelony przez zamachowca, a ten zrzuca winę na Wojowników, co sprawia, że inne gangi zaczynają polować na naszych bohaterów. Nieszczęśni będą musieli przedrzeć się przez niemal 50 kilometrów asfaltowej dżungli i dostać się z Bronksu na Coney Island.
Mimo tego, że Wojownicy opowiadają o wojnach gangów, to nie są dramatem gangsterskim z prawdziwego zdarzenia. Poetyką przypominają raczej legendę czy baśń, dla niepoznaki osadzoną w dzikiej, miejskiej dżungli. Fantastyczną przygodę, w której wir zostaje wrzucony widz. Bohaterami uczyniono ówczesną biedotę miejską, młodych ludzi należących do gangu, przez co dzieło Hilla ma mocny kontekst społeczny, ale nie o to w nim w gruncie rzeczy chodzi. Liczy się ostra akcja, brutalne uliczne walki i podkreślone grubą kreską braterstwo bohaterów. Pod tym względem film się autorowi szczególnie udał i uważam, że jest jednym z najzajebistszych w historii kina. Prosta historia i prosto – acz skutecznie – zarysowane postacie (tak jak w poprzednich filmach Hilla: brak tu szczególnie głębokich portretów psychologicznych) zdecydowanie sprawdzają się w tym niezwykłym filmie, który musiał bardzo mocno przemawiać w momencie premiery do młodych ludzi. Szczególnie do przegrańców z niskich sfer społecznych. Podobno na pierwszych pokazach dochodziło do aktów wandalizmu, przez co dystrybutorzy przestali obraz reklamować i zwolnili kiniarzy z obowiązku puszczania Wojowników. Krytyka była bezlitosna i często zarzucała filmowi brak realizmu. Mój „ulubieniec”, Roger Ebert, dał mu dwie gwiazdki i nazwał „baletem wystylizowanej męskiej przemocy”. Nie przeszkodziło to jednak dziełu Hilla w zyskaniu kultowego statusu i dziś zna je każdy szanujący się miłośnik celuloidowych snów.
Wcześniejsze filmy Hilla opowiadały o silnych jednostkach, tu mamy historię dotyczącą całej grupy bohaterów, jak wspomniałem, niezbyt głęboko zarysowanych od strony psychologicznej. Niemniej moim zdaniem nie było to potrzebne w dziele tak silnie skupionym na walorach wizualnych oraz akcji, obrazie będącym głęboką fantazją, tylko dla walorów estetycznych, fabularnych i komercyjnych osadzoną w takim, a nie innym kontekście społecznym. Efekt końcowy jest zdecydowanie piorunujący. Od strony wizualnej jest to też film bardzo komiksowy, co samoświadomy reżyser podkreśla używając nieraz kadrowanych plansz (dodano to dopiero w wersji Ultimate Director’s Cut) jako środka narracyjnego, wprowadzającego widza w daną scenę.
Hill twierdzi, że każdy film, który zrobił, jest na pewnym poziomie westernem. Jeśli się zabawimy i poszukamy tych tropów, to znajdziemy tu od razu parafrazę Dzikiej bandy (1969), z młodocianymi przestępcami w rolach głównych. Ja jednak wolę przedstawianą również przeze mnie teorię, że Wojownicy to miejska baśń. Hill powtórzy jeszcze raz ten trik tworząc w 1984 roku równie bajkowe i betonowe Ulice w ogniu. Film dobry, ale nie tak dobry jak Wojownicy. Amerykanin nigdy już bowiem nie przeskoczy wysoko zawieszonej poprzeczki. Przy okazji obraz rozkręcił modę na dzieła o młodych gangusach, tworząc podwaliny pod cały nurt. Jako niepoprawny miłośnik włoszczyzny dodam, że dzieło Hilla parafrazował wkrótce Enzo G. Castellari, tworząc słynnych w niektórych kręgach Wojowników z Bronksu (1982). Ale to już zupełnie inna historia…
Wyznawca etosu nerd is the new gangsta. Kolekcjoner i krytyk komiksowy. Po godzinach miłośnik europejskiego kina gatunku ze wskazaniem na włoski i brytyjski horror. Spiritus movens bloga Rękopis znaleziony w Arkham. Ostatni człowiek na Ziemi.